Kotwica Kołobrzeg zremisowała kolejny mecz! To ogromne zaskoczenie, gdyż sama jest w ogromnych tarapatach, a do tego nie miała łatwego zadania. Mierzyła się z Polonią Warszawa, która nie jest łatwym rywalem i walczy o miejsce w czołowej szóstce Betclic 1 Ligi. Wygrana była więc dla niej koniecznością. Stało się jednak inaczej, a mecz zakończył się wynikiem 2:2. Jak to możliwe i czy Kotwica zagrała tak dobrze, jak wskazywałby na to wynik? Odpowiedzi można szukać w moich wnioskach po tej rywalizacji.
1. To miał być spacerek dla Polonii
Kotwica przyjechała do Warszawy z większą liczbą osób w sztabie, niż na ławce rezerwowych. Trener Piotr Tworek miał do dyspozycji jedynie trzech zmienników. Powodem tej sytuacji jest zakaz transferowy nałożony na klub, który został niedawno podtrzymany przez PZPN. Zespół z Kołobrzegu nie może więc zarejestrować żadnych nowych graczy. To duży problem, gdyż ci, którzy są w kadrze, nie mają większego doświadczenia gry na tak wysokim poziomie. W samej wyjściowej jedenastce byli zawodnicy tacy jak Miłosz Kurowski, Michał Lasek czy Andrzej Trojnarski, którzy dopiero wchodzą do świata seniorskiej piłki nożnej. Na razie jest to dla nich skok na głęboką wodę. Nie są oni bowiem przygotowani do rywalizacji z innymi pierwszoligowymi zespołami. Muszą jednak grać, bo na ławce nie ma nikogo lepszego, kto mógłby ich zastąpić. Jedyni dwaj gracze z pola na ławce to bowiem gracze czwartoligowych rezerw klubu.
Kłopoty klubu z Pomorza Zachodniego były aż nazbyt widoczne w starciu z Polonią Warszawa. Duma Stolicy bezlitośnie wykorzystywała mankamenty w grze swoich rywali. Od początku meczu nie miała większych problemów z przedostaniem się pod bramkę Kotwy. Już po 10 minutach poskutkowało to w pełni zasłużonym otwarciem wyniku, do którego doprowadził strzał głową Łukasza Zjawińskiego.
Kolejna bramka Łukasza Zjawińskiego! #POLKOT 1:0
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) March 9, 2025
👉 Oglądaj wszystkie mecze na https://t.co/h0mGO3VcHt, w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/i4c6WGXUU8
Później Polonia wciąż przeważała, dzięki czemu udało się jej zdobyć jeszcze jedną bramkę, tym razem po rzucie karnym. Mogło być ich wiele więcej, gdyby nie kilka egoistycznych wyborów piłkarzy gospodarzy. Chodzi mi między innymi o strzał z dystansu Daniela Vegi zamiast podania do lepiej ustawionego Łukasza Zjawińskiego. Podobnie zachował się Marcel Predenkiewicz, który w sytuacji dwóch na jednego uderzył wprost w bramkarza zamiast podać do partnera. Jak się okazało, takie błędy zemściły się na ekipie ze stolicy Polski.
2. Młyński zasłużył na gola
Mógłbym zachwycać się świetną strzelecką dyspozycją Łukasza Zjawińskiego, który był autorem obu bramek dla swojej ekipy. Dzięki temu tylko w lidze na on w tym sezonie aż 16 trafień na koncie, a lepszy od niego pod tym względem jest tylko Ángel Rodado. Do wyśmienitej formy 23-latka w ostatnich tygodniach można jednak wręcz przywyknąć. Dziś poza nim w ofensywie szczególnie aktywny byli także skrzydłowi – Mateusz Młyński i Daniel Vega. Pierwszy z nich grał na lewym skrzydle i pokazał, że jest bardzo wszechstronny i może przydać się drużynie na wielu polach. Nie tylko groźnie dośrodkowywał, ale także potrafił zejść do środka, by rozegrać piłkę z pomocnikami czy napastnikiem. W takich chwilach próbował nawet sam sfinalizować akcje, co dwukrotnie zrobił bardzo obiecująco. Raz jego strzał obronił Marek Kozioł, a za drugim podejściem uderzenie zostało zablokowane ręką. Właśnie z tego powodu sędzia podyktował rzut karny, który pewnie został zamieniony na bramkę przez Zjawińskiego.
Z kolei grający przy drugiej linii bocznej Daniel Vega nieco rzadziej schodził do środka. Nie oznacza to jednak, że dawał mniej swojej drużynie. Jego zadania były po prostu nieco inne niż te pełnione przez Młyńskiego. Hiszpan wieokrotnie dogrywał piłki w pole karne, co dało mu asystę przy pierwszej bramce Polonii.
W drugiej połowie obaj skrzydłowi zamienili się stronami, a następnie Młyńskiego zastąpił Xabi Auzmendi. Przez ostatnie pół godziny meczu Vega pokazał, że także z lewej strony boiska potrafi zagrozić. Kilka jego dośrodkowań aż prosiło się o skuteczne wykończenie. Zabrakło go, a wychowanek Realu Valladolid może sobie pluć w brodę, bo jego centry mogły być przez kolegów zamienione na bramki, dzięki którym Polonia mogłaby wygrać.
3. Kotwica nawet nie próbowała gonić wyniku…
Szybko stracony pierwszy gol był dla Kotwicy Kołobrzeg najgorszym możliwym scenariuszem. W jego obliczu nie było mowy o postawie gości takiej, jak przed tygodniem, gdy głęboka obrona przez cały mecz dała im bezbramkowy remis z ŁKS-em Łódź. Dobra gra ofensywna Polonii i jej trafienie sprawiły, że tym razem zespół musiał ruszyć do ataku, by powalczyć o jakiekolwiek punkty. Kotwica nie była jednak w stanie połączyć prób wyrównania ze szczelną defensywą. Gdy większa liczba piłkarzy przenosiła się na połowę przeciwników, co zdarzało się bardzo rzadko, to Kotwica szybko traciła piłkę i miała problemy w obronie.
Znacznie częściej Kotwica starała się przyjąć przeciwników na swojej połowie. Jeden lub dwóch graczy Kotwicy często znajdowało się wtedy przed linią piłki, by w przypadku przechwytu szybko ruszyć do kontrataku. Najczęściej kończyło się to jednak tylko na dłuższym podaniu i stracie. Albo brakowało celności, albo osamotnieni napastnicy nie mieli szans z będącymi w przewadze liczebnej obrońcami.
Zdecydowanie zbyt dużo było i takich momentów, w których Kotwica skupiała się tylko na obronie i kompletnie rezygnowała z postraszenia rywali z przodu. Chodzi na przykład o obronę przy rzutach rożnych. Podczas ich wykonywania cała jedenastka piłkarzy w biało-niebieskich trykotach znajdowało się we własnej jedenastce. Każda wybita przez nich piłka i tak trafiała więc łupem Polonii, która po prostu miała szansę na ponowienie ataku. Właśnie ze względu na tak bierną postawę podopiecznych Piotra Tworka nie mieli oni praktycznie żadnych szans na zdobycz bramkową. Byli tylko tłem dla dobrze dysponowanej Polonii i nie robili wiele, by wykroczyć poza tę niechlubną rolę…
4. …do czasu!
A jednak! Pierwszym ofensywnym impulsem Kotwicy była bramka strzelona w 63. minucie. Była to pierwsza udana akcja Kotwicy w całym spotkaniu, w której zresztą gościom pomogło szczęście w postaci sprzyjającego rykoszetu. Wydawało się też, że trafienie niewiele zmieni. Wyglądało na to, że Kotwa w rzeczywistości nie złapała kontaktu z przeciwnikami i nie była blisko wyrównania. Wciąż to Polonia atakowała, a choć Piotr Tworek motywował swoich piłkarzy, to tym bardzo ciężko było wyprowadzić jakąkolwiek ciekawszą akcję.
Beniaminek łapie kontakt! #POLKOT 2:1
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) March 9, 2025
👉 Oglądaj wszystkie mecze na https://t.co/h0mGO3VcHt, w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/8EAykKjkaF
Tu mógłbym postawić kropkę, gdyby nie szalony doliczony czas gry, w którym Kotwica dostała rzut karny i go wykorzystała! To był cios decydujący o remisie, który jest świetną wiadomością dla gości i wynikiem wstydu dla gospodarzy. Przecież mieli oni wszystko w swoich rękach i postąpili najgorzej, jak to tylko możliwe. Stracili 2 punkty z zespołem, który ostatnio służy de facto rozdawaniu punktów prawie każdemu.