Śląsk Wrocław dalej ostatni, ale utrzymanie już za rogiem

Ostatnim razem, gdy Śląsk Wrocław i Motor Lublin grały we Wrocławiu, to padł wynik 10:1 dla gospodarzy. To jednak historia, bo od tamtego meczu minęło prawie 18 lat. To była inna liga, inny stadion, inne czasy. Teraz mecz przyjaźni rozegrany na Tarczyński Arena miał też nieco inną wagę, bo Śląsk w przypadku wygranej mógł wreszcie opuścić ostatnie miejsce w tabeli ligowej.

We Wrocławiu bardzo liczyli na prawo serii. Ostatnie trzy mecze w wykonaniu Wojskowych to remis i dwie wygrane. Takie wyniki pozwoliły zbliżyć się do drużyn, które są nad kreską oznaczającą utrzymanie się w PKO BP Ekstraklasie. Rozbudziło to apetyty kibiców, którzy coraz częściej i coraz odważniej mówią o pozostaniu ich klubu w elicie. Mecz z Motorem tylko to potwierdził.

REKLAMA

Ortiz zaskoczył polskim centrostrzałem

Odważniej zaczął właśnie zespół z Lublina. Michał Król już w 2. minucie huknął lewą nogą w poprzeczkę, a później Samuel Mraz sprawdził poziom rozgrzania Rafała Leszczyńskiego. Lublinianie narzucili swoje tempo i wydawać by się mogło, że gol ich autorstwa będzie tylko kwestią czasu.

Okazało się jednak, że to nie oni jako pierwsi trafią do bramki. Gola otwierającego zdobył Arnau Ortiz i zrobił to w iście ekstraklasowym stylu. Wrzutka Piotra Samca-Talara wydawała się deczko przeciągnięta, ale Hiszpan, próbując zgrać ją wzdłuż bramki (bo raczej nie miał w planach strzelać), przelobował Kacpra Rosę. Tu zadziałał efekt zaskoczenia, ale liczy się przecież to, co na tablicy wyników. A według niej Śląsk Wrocław prowadził od 20 minuty.

Nie była to pierwsza okazja na gola, bo chwilę wcześniej obrona lublinian musiała dwukrotnie zapobiegać utracie gola. Uderzenie Samca-Talara z bliska zdołał odbić golkiper, zaś dobitkę zblokował jeden z defensorów.

Po utracie gola nie było szaleńczej pogoni za remisem. Najbliżej wyrównania był Bradley Van Hoeven po zejściu ze skrzydła, ale na drodze piłki stanął Yegor Matsenko. Ukrainiec przyjął ten strzał na ciało. Mecz sprowadził się do walki w środku pola i szukaniu okazji na zaskoczenie defensywy rywala. Druga połowa też wyglądała tak, że obie ekipy się badały. Śląsk Wrocław był w lepszej sytuacji, bo miał prowadzenie. No i grał u siebie, chociaż na trybunach nie brakowało fanów z Lublina.

Gola na 1:1 zobaczyliśmy dopiero w 76. minucie. Wrzutka Filipa Wójcika pozornie została wybroniona przez defensywę Śląska, ale piłka spadła pod nogi Jaquesa Mbaye Ndiaye, który szybkim strzałem dał wyrównanie. Nie był to najcięższy gol do zdobycia, ale pamiętamy wszyscy, jak Senegalczyk koncertowo potrafił marnować nie takie sytuacje.

Wrocławianie znów byli ostatni w lidze, ale seria bez porażki wciąż trwała. Podopieczni Ante Simundzy nie chcieli jednak zostawać z jednym punktem i tylko świetna interwencja Rosy po strzale z dystansu Sylvestra Jaspera ich hamowała przed osiągnięciem tego celu. Doliczony czas gry obfirował w wymianę ciosów, ale defensywy robiły, co mogły, aby gola nie stracić. I to zadanie wszystkim się udało.

Wygranej nie udało się dowieźć do końca, ale Śląsk Wrocław i tak może być zadowolony. Znów wrocławian dało się oglądać. Ciułają i ciułają te punkty, i jak się tak na nich patrzy, to naprawdę realne jest osiągnięcie celu, jakim jest utrzymanie. Motor natomiast dojechał do granicy 40 punktów, czyli zapewnili sobie utrzymanie.

Śląsk Wrocław – Motor Lublin 1:1 (Ortiz 20′ – Ndiaye 76′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,843FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ