Wczoraj świętował zwycięstwo nad Omonią Nikozja, po którym Raków Częstochowa zakończył fazę ligową Ligi Konferencji na drugim miejscu w tabeli. Dziś został ogłoszony trenerem Legii Warszawa – zespołu znajdującego się w strefie spadkowej PKO BP Ekstraklasy, który wiosną europejskie puchary będzie obserwował jedynie w telewizji. Marek Papszun w ostatnich tygodniach konsekwentnie realizował swój plan, który dla wielu ma znamiona szaleństwa. Kiedy jednak spojrzymy na sytuację nieco szerzej, można jak najbardziej zrozumieć wybór 51-latka.
Marek Papszun nie został selekcjonerem
Cofnijmy się do kwietnia 2023 roku. Marek Papszun podczas zwołanej konferencji prasowej ogłasza decyzję o odejściu z Rakowa Częstochowa. „Coś się zaczyna, coś się kończy” – zapowiada zgromadzonym dziennikarzom. Część z nich sugeruje, że szkoleniowiec w ogóle porzuci świat futbolu. Półtora miesiąca później, w rozmowie z TVP Sport, zapowiada jednak, że nie zamierza rezygnować z zawodu. Toczyć się mają rozmowy, ale zależy mu na odpowiednio długiej umowie oraz gwarancjach realnego wpływu na klubową infrastrukturę. Papszun był już wtedy łączony z Cracovią, jednak do niczego konkretnego nie doszło. W mediach przewijały się również nazwy klubów z Grecji, Ukrainy czy Czech. Dużo plotek, mało konkretów.
Nie było tajemnicą, że Papszun chce trafić do silnego klubu, dającego mu szansę wejścia na wyższy poziom, albo do reprezentacji Polski. Mimo licznych zmian na stanowisku selekcjonera, ostatecznie stawiano na innych trenerów. W kuluarach powtarzano, że piłkarzom trudno się z nim współpracuje. Media – sprawiedliwie lub nie – budowały wokół niego negatywną otoczkę, co realnie zmniejszało jego szanse na topowe stanowiska. Szkoleniowiec czekał, czekał i… się nie doczekał. W takiej sytuacji zgodził się wrócić do Rakowa Częstochowa. Wrócił do wyścigu, nie chcąc zostać w tyle.
Marek Papszun był skazany na pracę w Legii
Raków zdobył wicemistrzostwo Polski, a w sezonie 2025/26 nadal znajdował się w czołówce Ekstraklasy. Dziś to bez cienia wątpliwości jeden z najlepszych polskich klubów. Czy jednak oznacza to, że Marek Papszun jest ulubieńcem opinii publicznej? Absolutnie nie. Jeszcze kilka miesięcy temu wyżej ceniono Jana Urbana, który został przecież zwolniony z Górnika Zabrze. 51-latek mógł poczuć, że mimo sportowych sukcesów spada na giełdzie trenerskich nazwisk. Musiał uciekać do przodu – podjąć wyzwanie, które pozwoli mu odzyskać utraconą renomę.
Paradoksalnie, przejmując Legię w momencie, gdy jest na dnie, może szybko zapunktować. Jest w końcu osobą z zewnątrz, symbolem zmiany i nadzieją na wyjście ze sportowego bagna. Z pewnością wynegocjował sobie dobre warunki pracy – i nie chodzi tutaj wyłącznie o pensję, ale o realny wpływ na funkcjonowanie i rozwój klubu. O tym, że potencjał przy Łazienkowskiej jest ogromny, nie trzeba nikogo przekonywać. Papszun postara się zerwać z łatką trenera jednego klubu. Gdyby zdobył z Rakowem Częstochowa kolejne wicemistrzostwo Polski i dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, jego sytuacja wizerunkowa nie uległaby większej poprawie. Grono krytyków nadal byłoby zapewne spore. Jeśli jednak wyprowadzi Legię ze strefy spadkowej i zamelduje się w okolicach miejsc dających europejskie puchary, negatywne komentarze z pewnością ucichną.
Marek Papszun kierował się własnym interesem, ale nie sposób go za to krytykować. Gdy wracał do klubu po rocznej przerwie wszyscy zdawali sobie sprawę, że to chwilowy powrót. Przygotowanie do dalszego kroku. I ten krok właśnie nastąpił.
