Po fatalnym początku sezonu AS Roma zaczęła wracać na właściwe tory. Przed meczem z Monzą zanotowali serię trzech zwycięstw z rzędu w rozgrywkach ligowych. Po kryzysie nie ma już śladu, a podopieczni Jose Mourinho z meczu na mecz wyglądają coraz lepiej, co potwierdza fakt, że w trzech meczach strzelili 10 bramek. Z kolei Monza nie przegrała żadnego meczu z ostatnich pięciu potyczek i przed meczem znajdowali się w ligowej tabeli o trzy miejsca wyżej od swoich rywali. To zespół, który nikogo się nie boi, dlatego gospodarze jeśli chcieli wygrać musieli wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
Bezproduktywność gospodarzy
Zdecydowanie lepiej w mecz weszli w goście. To podopieczni Raffaela Palladino o wiele częściej znajdowali się przy piłce i dosyć pewnie czuli się pod polem karnym swoich rywali. Prowadzili grę i to oni wyglądali na zespół, który wie po co jest na boisku. Brakowało tylko postawienia kropki nad „i” i jakości, jakiej bez wątpienia momentami brakowało. Nie można było jednak zawodnikom Monzy odmówić zapału i chęci do zrobienia czegoś nadzwyczajnego na Stadio Olimpico. W żaden sposób nie przestraszyli się zespołu Jose Mourinho.
Z kolei goście wyglądali na ludzi przestraszonych, niepewnych siebie i nie wiedzących jak wyjść spod własnego pola karnego. Brakowało kogoś kto weźmie na siebie odpowiedzialność za grę. Dokładniej zawodnika jakim jest Paulo Dybala. Roma bardzo szybko traciła piłkę i nie potrafiła nawet podejść pod pole karne swoich rywali. Pierwszą groźniejszą sytuację stworzyli sobie w 37. minucie. Wtedy można było poczuć, że gospodarze zaczynają się budzić i wyglądać na drużynę, która chce ten mecz wygrać. Dodatkowo w 42. minucie czerwoną kartkę obejrzał Danilo D’Ambrosio. Roma całą drugą połowę grała więc w przewadze. Monza musiała się cofnąć, co diametralnie zmieniło jej plan na grę w tym meczu.
Brak pomysłu?
Druga połowa wyglądała o wiele inaczej. Oczywiście z wiadomych przyczyn. Goście grali w osłabieniu i musieli się cofnąć, aby bronić mimo wszystko korzystnego wyniku jakim dla nich był bezbramkowy remis. „Giallorossi” nie potrafili przebić się przez mur jaki postanowiła postawić drużyna Monzy. Goście tylko się bronili, a podopieczni Jose Mourinho nie potrafili sobie z tym poradzić. Można by rzec, że ich jedynym pomysłem była długa piłka na Lukaku, a reszta to może sama się uda. Liczne dośrodkowania z bocznych sektorów boiska nie dawały efektów. Gol wisiał w powietrzu, lecz nie można grać tym samym pomysłem. W przeciwnym razie gospodarze nie strzelą gola, a Monza wywiezie cenny remis z Rzymu. Wiedział o tym Jose Mourinho, który w 64. minucie przeprowadził kilka zmian, chcąc ożywić swój zespół.
Roma biła głową w mur. Wyglądała na drużynę, która nie potrafi tego meczu wygrać. Pozwalali nawet swoim rywalom na pojedyncze sytuacje we własnej szesnastce. Wyglądało to momentami co najmniej zawstydzająco, biorąc pod uwagę fakt, że „Giallorossi” grali w przewadze jednego zawodnika. Gospodarze grali tak jakby mieli mnóstwo czasu. A ten nieubłaganie uciekał, a Roma grała coraz wolniej. Monza wychodziła z groźnymi kontratakami. Mieli pomysł na to jak się odgryzać i grali najlepiej jak tylko potrafili. Można rzec, że to goście zasługiwali bardziej na zwycięstwo w tym meczu. Emanował u nich luz i pewność siebie, której brakowało w szeregach podopiecznych Jose Mourinho. Na stojaka się meczu wygrać nie da.
Liczy się wynik
Aż wreszcie przyszedł początek doliczonego czasu gry, a dokładniej Stephan El Shaarawy, który w 90. minucie dał swojej drużynie złotego gola. Wyrwała sobie Roma to zwycięstwo. Męczyła się niemiłosiernie, lecz takie mecze również trzeba umieć wygrywać. Gdy nawet nie idzie. A dzisiaj „Giallorossim” nie wychodziło nic. Lepiej tego zakończyć nie można było. Czekali na swoje momenty i wbili zwycięskiego gola tuż przed końcowym gwizdkiem. Warto dodać, że to właśnie wpuszczony na końcówkę spotkania Nicola Zalewski posłał dośrodkowanie, po którym wywiązała się akcja bramkowa.
Zwycięzców się nie sądzi, a najważniejsze na końcu jest zwycięstwo, które de facto Roma odniosła. Dodatkowo było to czwarte z rzędu zwycięstwo. Roma wróciła na właściwe tory i po prostu wygrywa. A to, że dzisiaj nie szło? No zdarza się. Kto za miesiąc będzie pamiętał w jakim stylu przyszła ta wygrana? No właśnie.