Reprezentacja Polski krok w tył już zrobiła. O dwa w przód będzie trudniej

W przypadku przejmowania zespołu przez nowego trenera, który chce zrobić w drużynie ewolucje często mówi się, że lepiej zrobić krok w tył, żeby potem wykonać dwa w przód. W takim położeniu znalazła się też reprezentacja Polski, której kibice błagalnie wręcz domagali się zerwania z asekuranckim stylem gry i odmłodzenia kadry. Meczem z Czechami zespół Fernando Santosa pokazał, że pierwszy etap – ten znacznie łatwiejszy – już za nimi. Teraz trzeba rozpocząć ten trudniejszy proces.

Gdyby był Michniewicz…

W przypadku bolesnych porażek świeżo zatrudnionego trenera często wraca się i przewiduje, co byłoby za kadencji jego poprzednika. To mocne wróżenie z fusów, ale spróbujmy się w nie pobawić. Biorąc na tapet uśredniony występ kadry za Czesława Michniewicza oraz absencje kilku zawodników na wczorajszy mecz najbardziej prawdopodobny scenariusz to jakiś wymęczony remis, po którym nadal trwałaby dyskusja na temat stylu gry, a otoczenie kadry próbowałoby mydlić nam oczy i dalej oszukiwać się, że jest dobrze. Wczoraj w Pradze cała kadra dostała lodowaty prysznic. Bolesną weryfikację, po której Fernando Santos od razu zobaczył na jakim etapie jest ta kadra i ile pracy będzie musiał z nią wykonać. Jeśli naszym celem do EURO 2024 jest stworzenie drużyny, która będzie potrafiła dominować, rozgrywać od tyłu i kontrolować mecze z piłką to dobrze, że od razu dostaliśmy odpowiedź jak daleka do tego droga.

REKLAMA
źródło: TVP Sport/Twitter

Piszę „jeśli”, ponieważ sam selekcjoner bezpośrednio nie przyznał, że w tą stronę będzie budował zespół, bardziej sami sobie wmówiliśmy, że teraz kadra będzie grała inaczej. Oczywiście, zanotowaliśmy wskaźnik posiadania piłki na poziomie 59% i wymieniliśmy ponad dwa razy więcej podań, ale czego mieliśmy oczekiwać od zespołu, który od 3. minuty musi odrabiać dwubramkową stratę? Inna sprawa, że nasze posiadanie futbolówki było kompletnie nieefektywne. Do końcówki pierwszej połowy, kiedy Czesi grali wysokim i agresywnym pressingiem nasza kadra nie istniała. My prowadziliśmy w statystyce podań, a w liczbie odbiorów w 37. minucie było 15:1 dla gospodarzy. Kiedy reprezentacja Jaroslava Silhavy’ego trochę się cofnęła nasze ataki wcale nie wyglądały lepiej i wszystko opierało się na Zielińskim.

Reprezentacja Polski z wszystkimi najgorszymi cechami

Reprezentacja Polski w meczu z Czechami pokazała wszystkie najgorsze cechy, z którymi zmagamy się od kilku lat. Bojaźń, brak odwagi, nieumiejętność wychodzenia spod pressingu, kłopoty z progresją piłki, proste błędy techniczne i złe ustawienie obrońców przy golach. Swoją drogą, dzisiaj straciliśmy bramki akurat w taki sposób – po dograniach z bocznych stref – w których antidotum na te problemy mógłby być niemal zawsze perfekcyjnie ustawiający się w takich sytuacjach Kamil Glik. O ile przygotowywanie kadry do gry bez obrońcy Benevento to naturalna kolej rzeczy, o tyle nie będzie to tak łatwe, jak mogło się wydawać. Jan Bednarek i Jakub Kiwior w Pradze byli totalnie zagubieni, zupełnie ze sobą nie współpracowali.

W reprezentacji Polski ostatnio bardzo często zmieniają się selekcjonerzy, ale nie zmienia się jedno – polski piłkarz bezustannie wygląda na sparaliżowanego. Każdy (może oprócz Zielińskiego i Lewego) chce jak najszybciej pozbyć się piłki. Gra na alibi, patrzy na innych, aby to oni wzięli odpowiedzialność, nie podejmuje ryzyka. Chce uniknąć pomyłki, a takie nastawienie paradoksalnie właśnie do nich prowadzi. Regularnie widzimy proste błędy techniczne naszych reprezentantów, którzy w klubie potrafią przyjąć piłkę i podać w odpowiednim tempie. Kadra, zamiast – jak u wielu innych reprezentacji – wyzwalać w nich dodatkową motywację, budzi strach. Dzisiaj jedynym zawodnikiem, który starał się pociągnąć grę był Piotr Zieliński, ale nie miał za bardzo z kim pograć. Jednym z niewielu chwalonych zawodników jest Michał Skóraś, który pojawił się z ławki na drugą połowę, ale czy on coś szczególnego zrobił? No nie bardzo. Po prostu próbował, nie chował się, był „jakiś”. A na tle kolegów to już było dużo.

Fernando Santos

Sam rezultat spotkania z Czechami nie jest wielkim powodem do niepokoju. Mecz na wyjeździe z tym rywalem to teoretycznie najtrudniejsze starcie w całych eliminacjach, a awans na sam turniej powinien być dla nas formalnością. Fernando Santos jest dwunastym (!) kolejnym selekcjonerem naszej kadry, który nie wygrał w debiucie, więc po kadencjach Adama Nawałki (porażka 0:2 ze Słowacją w debiucie) i Leo Benhakkera (0:2 z Danią) wiemy, że to mogą być złe miłego początki. To, że Santos nie trafił ze składem i podjął kilka decyzji jest zupełnie normalne biorąc pod uwagę, że dopiero poznaje realia naszej piłki oraz charakterystykę poszczególnych zawodników.

Najbardziej martwić może jednak obraz naszej kadry, który sugeruje, że perspektywy na nowe otwarcie w kadrze, na zmianę stylu gry zespołu wcale nie są tak kolorowe, jak wydawało nam się po meczu z Francją na Mistrzostwach Świata, w którym w pierwszej połowie, kiedy rywale oddali nam inicjatywę, potrafiliśmy pograć piłką. To nie tak, że wystarczy wymienić kilka ogniw i gra zacznie hulać. Fernando Santos trafił na wyjątkowo spokojny czas w piłce reprezentacyjnej, jeśli chodzi o możliwość eksperymentów, ale jednocześnie na wyjątkowo trudny teren, jakim jest reprezentacja Polski. Co z tego wyjdzie? Po pierwszym meczu chyba jeszcze ciężej odpowiedzieć na to pytanie niż przed nim.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,771FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ