Reprezentacja Polski jest w depresji

20 czerwca reprezentacja Polski dokonała jednej z największych kompromitacji w dziejach naszego futbolu. Zespół prowadzony przez Fernando Santosa wypuścił z rąk dwubramkowe prowadzenie przeciwko Mołdawii, jednemu z najgorszych europejskich krajów w rankingu FIFA. Wrześniowe zgrupowanie zamiast być odpowiedzią, że to tylko wypadek przy pracy okazało się potwierdzeniem wszystkich złych hipotez, które stawialiśmy kilkanaście tygodni temu. Reprezentacja Polski porażką w Kiszyniowie wpadła w depresję.

REKLAMA

Reprezentacja Polski wpadła w depresję

Mecze z Wyspami Owczymi i Albianią były oczywiście kluczowe w kontekście walki o awans na EURO 2024, ale w perspektywie długoterminowego budowania tej kadry to zgrupowanie było szansą na uspokojenie nastrojów wokół reprezentacji. Po porażce z Mołdawią w PZPN wybiło szambo. Najpierw afera z zaproszeniem na tenże mecz skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka, następnie zwalanie winy na sponsorów i publiczne dochodzenie kto to zrobił. Później zamieszanie z ofertą z Arabii Saudyjskiej dla Fernando Santosa, który wyjechał na urlop (nie wydaje Wam się, że Portugalczyk coś za dużo ma tych dni wolnych od pracy?), a PZPN nie mógł się do niego dodzwonić. Jak już sytuacja się trochę uspokoiła to bombę do kadry wrzucił sam kapitan udzialając głośnego wywiadu dla Eleven Sports/Meczyków, w którym skrytykował PZPN od strony organizacyjnej, zarzucił kłamstwa Łukaszowi Skorupskiemu w temacie afery premiowej oraz brak charakteru zespołowi.

Teoretycznie piłkarze powinni wyjść na boisko zmotywowani jak nigdy, aby zmazać plamę i uspokoić nastroje. W praktyce było zupełnie inaczej. Cała kadra wyglądała, jakby te wszystkie wydarzenia zamiast zmotywować ich do działania tylko przygniotły i wpędziły w depresję. W obu meczach podopieczni Fernando Santosa grali bez energii, bez chęci. Do braku odwagi w ostatnich latach już się przyzwyczailiśmy, ale w obu meczach nie było nawet widać motywacji, aby strzelić gola. Nasi kadrowicze wyglądali jakby wyszli na boisko za karę i czekali na ostatni gwizdek sędziego. Albańczycy wcale nie wygrali wczoraj umiejętnościami, organizacją gry, czy przygotowaniem taktycznym. Oni wygrali nastawieniem mentalnym do tego spotkania. Prosty przykład – gol Jasira Asaniego. Piłkarzowi Albanii wyszedł strzał życia, ale żeby podjąć taką decyzję musiał uwierzyć, że się uda.

źródło: TVP Sport/X

Niemoc w ataku

W przedmeczowym studiu na antenie TVP Sport głos zabrał Marek Papszun. Były trener Rakowa Częstochowa (i przyszły selekcjoner reprezentacji Polski?) powiedział, iż nie zgadza się, że reprezentacja Albanii jest zespołem dobrze zorganizowanym. Zaznaczył, że jest drużyną intensywną, dobrze biegającą, ale brakuje im cierpliwości w przesuwaniu za piłką. W jego ocenie nasza reprezentacja powinna często zmieniać centrum gry, zachować spokój, aby nie wdawać się w wymianę ciosów przy żywiołowych trybunach na stadionie w Tiranie. Jako, że Marek Papszun jest cenionym polskim trenerem, który niedawno osiągał znaczące sukcesy przystąpiłem do oglądania tego meczu właśnie z perspektywy tych słów.

Krótka charakterystyka Albańczyków przez Papszuna okazała się celna. To nie był zespół, który był dobrze zorganizowany w defensywie. Byli bardzo rozciągnięci, odległości między formacjami były bardzo duże, a już zwłaszcza kiedy ruszali do pressingu. Miejsca do znalezienia pomocników między liniami było mnóstwo, ale nasza kadra nie chciała tego zrobić. Zamiast tego wybijaliśmy piłkę na oślep. Akcja Albanii, po której strzelili pierwszego gola wzięła się właśnie z takiego zachowania Bereszyńskiego.

To był kolejny mecz reprezentacji Polski, w którym nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce, kiedy rywal zastosował inny sposób bronienia niż okopanie się na własnej połowie. Kiedy Mołdawia podeszła wyższym pressingiem – zaczęła się panika. Albania doskakiwała – laga do przodu. Nieważne na jakim poziomie jest rywal: jeśli potrafi biegać to będzie także potrafił wybić z rytmu reprezentację Polski. To jest przerażające.

Fernando Santos nie chce tu być

Po porażce z Albanią rozpoczęła się debata nad przyszłością Fernando Santosa. Wielu kibiców, ekspertów i dziennikarzy nie widzi sensu dalszego trwania w tym projekcie. Choć warto zastanowić się dlaczego Portugalczyk akurat u nas ma tak słaby początek i dlaczego jest kolejnym selekcjonerem, który nie pasuje większości, to obiektywnie patrząc – 68-latkowi nic się nie układa. Jego pomysły się nie sprawdzają. Jakim cudem Grzegorz Krychowiak, grający w lidze saudyjskiej po tak słabym meczu z Wyspami Owczymi wychodzi po raz kolejny w postawowym składzie? Dlaczego Kiwior, który chyba jako jedyny od czasu do czasu potrafi zagrać podanie przez linie, natomiast psuje niemal każde dośrodkowanie gra na lewej obronie, a nie na środku? Czemu w podstawowym składzie gra trzech nominalnych prawych obrońców?

Fernando Santos również wygląda na trenera, który – tak jak cała kadra – jest w depresji. Dopadło go wypalenie zawodowe. W ogóle nie sprawia wrażenia człowieka, któremu zależałoby na wynikach swojego zespołu. Na konferencjach prasowych niechętnie odpawiada na pytania dziennikarzy i nie ukrywa znudzenia. Nie pojawia się zbyt często na meczach Ekstraklasy, czym chociażby sprawiałby pozory zaangażowania w swoją pracę. Nie włączył się w szkolenie i rozwijanie całego polskiego futbolu, jak zapowiadano w momencie podpisywania kontraktu.

W okresie, który wydawał się jednym z najspokojniejszych w napiętym kalendarzu reprezentacyjnym, z bardzo łatwą grupą na EURO, gdzie kwalifikuje się pół Europy, w idealnym momencie na przebudowę polska piłka znalazła się w rozsypcje, jakiej nie była od dawna.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ