W drugim poniedziałkowym spotkaniu Ekstraklasy do Radomia przyjechał główny pretendent do mistrzostwa – Raków Częstochowa. Piłkarze Radomiaka zdecydowanie chcieliby zapomnieć o ostatnim miesiącu, w którym nie zdobyli ani jednego punktu. „Medaliki” natomiast po zeszłotygodniowej porażce z Legią zdołały odbudować się wygraną w Pucharze Polski.
Raków nie stworzył sobie dzisiaj żadnej dogodnej okazji
Piłkarze Rakowa na dzisiejsze spotkanie wyszli bez swojego trenera na ławce, ponieważ Marek Papszun pauzował za żółte kartki. Być może zawodnikom z Częstochowy przydałyby się jakieś wskazówki z poziomu boiska, ponieważ przed przerwą goście nie wyglądali zbyt dobrze. Co prawda, Raków miał przewagę w posiadaniu i oddawał strzały, ale żadna z prób nie zagroziła poważnie bramce strzeżonej przez Gabriela Kobylaka. Brakowało przede wszystkim dokładności. Radomiak natomiast próbował głównie po stałych fragmentach gry. Najlepszą sytuację miał Leonardo Rocha po wrzucie z autu, ale ostatecznie drużyny do szatni schodziły przy bezbramkowym remisie.
Niestety dla kibiców z Częstochowy przerwa niewiele pomogła piłkarzom „Medalików”. Wciąż brakowało dokładności i zarazem dobrych sytuacji bramkowych. Radomiak bronił się skutecznie i czekał na kontrataki. Swoją okazję gospodarze wykorzystali w 75. minucie, jednak trafienie to zostało (moim zdaniem słusznie) anulowane z powodu wcześniejszego faulu Luísa Machado. To był ostatni moment dla Rakowa na wzięcie się do roboty. Goście byli jednak dzisiaj bezradni i nawet przez dziesięć minut doliczonego czasu gry nie zdołali zdobyć zwycięskiego trafienia.
Legia w pogoni za Rakowem
Jeśli Legia pokona dzisiaj Miedź, to „Wojskowi” zbliżą się do podopiecznych Marka Papszuna na zaledwie cztery punkty. Raków zdecydowanie zgubił swoją umiejętność seryjnego zdobywania punktów. Wkraczamy powoli w ostatnią fazę sezonu i „Medaliki” muszą jak najszybciej odzyskać swój „blask”, aby znów mistrzostwo Polski nie uciekło im sprzed nosa. Dzisiaj zabrakło przede wszystkim sytuacji.