Stadion przy Limanowskiego od lat jest dla Legii trudnym terenem. Ostatni raz warszawianie wygrali tam 29 lat temu i w sobotę ponownie nie zdołali przełamać złej passy. Remis pozwolił Rakowowi opuścić strefę spadkową, dlatego to gospodarze mogą być bardziej zadowoleni z wyniku niż Legia, która straciła kolejną szansę na odrobienie strat w tabeli.
Kontrowersji nie brakowało
Pierwsze połowy w wykonaniu Rakowa rzadko wyglądają efektownie. Tym razem początkowe minuty sprzyjały jednak gospodarzom, którzy mogli zaskoczyć Legię. Z czasem inicjatywę przejęli goście, a ich plan opierał się na długim utrzymywaniu się przy piłce. Raków im to ułatwiał, bo grał biernie i nie potrafił wyjść z pressingiem. Kluczową rolę odegrała obrona Legii. Linia defensywna była ustawiona wysoko i agresywnie odbierała piłki napastnikom Rakowa. Warszawianie dominowali w posiadaniu, stworzyli groźną kontrę i mieli okazję po rzucie rożnym. Strzał głową Kapuadiego minimalnie minął słupek. Tempo gry chwilami spadało z powodu decyzji arbitra, co wywoływało sporo dyskusji na trybunach.
Przełom nastąpił w 41. minucie. Po ataku pozycyjnym piłkę otrzymał Krasniqi, który zauważył lukę między wahadłowym a obrońcą. W tę strefę wbiegł Elitim, zgrał futbolówkę spod linii końcowej, a ta odbiła się od Marko Bulata i spadła idealnie pod nogi Petara Stojanovicia. Słoweński obrońca nie zmarnował okazji i dał prowadzenie Legii. Warto zaznaczyć, że chwilę wcześniej niemal identycznej akcji nie wykorzystał Bartosz Kapustka. Legia zasłużyła na gola, bo grała szybciej, odważniej i była zdecydowanie bardziej konkretna. Raków wciąż daleko odbiegał od swojej optymalnej formy. Mimo to gospodarze zdołali wyrównać jeszcze przed przerwą. W piątej minucie doliczonego czasu gry sędzia podyktował rzut karny. Winowajcą okazał się Stojanović, który wcześniej zdobył bramkę dla warszawian. Podczas walki o górną piłkę miał nienaturalnie uniesione ręce i futbolówka go trafiła.
Decyzja arbitra może budzić kontrowersje. Obrońca Legii był bowiem popchnięty przez rywala, co mogło sugerować faul w ataku. Sędzia uznał jednak, że przewinienia nie było i wskazał na jedenasty metr. Tę okazję pewnie wykorzystał Ivi Lopez.
Brak ryzyka
Raków rozpoczął drugą połowę z dużą determinacją. Już kilka minut po gwizdku Ivi López stanął przed szansą na objęcie prowadzenia. Hiszpan jednak zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i okazja przepadła. Później scenariusz z pierwszej części meczu się powtórzył. Gospodarze nie wykorzystali dobrego momentu i oddali inicjatywę Legii. W porównaniu z pierwszą połową częściej atakowali na połowie rywala, lecz ich akcje nie przynosiły efektów.
Przez kolejne pół godziny kibice oglądali niewiele strzałów. Spotkanie straciło tempo, a groźnych sytuacji było jak na lekarstwo. Legia wciąż długo utrzymywała się przy piłce, próbowała akcji skrzydłami i dośrodkowań. Z kolei Raków szukał kontr, lecz robił to bardzo nieporadnie. Trener gości zdecydował się na podwójną zmianę na skrzydłach. Na murawie pojawili się Noah Weisshaupt i Biczachczjan. Natomiast Raków wymienił cały atak. Żadna z roszad nie wniosła jednak ożywienia do gry.
Obie drużyny nie chciały podejmować większego ryzyka i wynik pozostał bez zmian. Z takiego zakończenia bardziej może być zadowolony Raków niż Legia.