Lech Poznań kończy wrzesień jako drużyna niepokonana. Dzięki wygranej z Rakowem melduje się zarazem na podium PKO BP Ekstraklasy, a dalej ma przecież zaległy mecz względem drugiego Śląska Wrocław.
Emocje od 1. minuty. Asysta rocznika 2005, bramka rocznika 2006
Raków Częstochowa otworzył wynik w Poznaniu już w 2. minucie meczu. Trafieniem po wrzutce popisał się Deian Sorescu. Warto odnotować, że asystował mu 18-letni Dawid Drachal, który znalazł się ostatnio na ustach ekstraklasowych kibiców. Nie da się nie zauważyć, że młody Polak jest w gazie.
Przywykliśmy już w tym sezonie, że Kolejorz jako pierwszy traci bramkę, a potem musi gonić wynik. Tego wieczoru nie było inaczej. Co więcej, wyglądało to jakby po raz kolejny podopiecznym Johna van den Broma było to na rękę. W 6. minucie swojego debiutanckiego gola w Ekstraklasie zdobył 17-letni Michał Gurgul. Świetnie odnalazł go za linią obrony Radosław Murawski. W pierwszej kolejności Vladan Kovacevic zdołał wybronić strzał nastolatka, ale przy dobitce nie miał już nic do powiedzenia.
Najlepszą okazję na 2:1 niedługo później miał Filip Marchwiński, który miał przed sobą tylko bramkarza i siatkę, a u boku wolnego Kristoffera Velde. Ten jednak za długo się zbierał ze strzałem, przez co stracił futbolówkę, a Norweg nie krył swojego niezadowolenia. Nie minęło pół godziny gry, a ta sama dwójka zdołała się zrehabilitować. Velde obsłużył „Marchewę” podaniem, a ten wyłożył Kovacevica i wpakował piłkę do pustej bramki. Tym samym było to jego 5. trafienie w tym sezonie Ekstraklasy, a siódme w sezonie.
Lechici mieli jeszcze jedną bardzo dobrą okazję w pierwszej odsłonie widowiska, ale wyszły problemy z przyjęciem w końcowej fazie w polu karnym (a szkoda, bo Marchwiński dołożyłby do wtedy do swojego dorobku jeszcze asystę). Raków po wyjściu na prowadzenie nie poszedł za ciosem, to poznaniacy częściej utrzymywali się przy piłce i kreowali więcej sytuacji podbramkowych. Inicjatywa była po stronie gospodarzy, a goście jakby bez werwy, nawet nie próbowali zbytnio naciskać, gdy Ci prowadzili atak pozycyjny od własnej bramki.
Raków nie wyglądał jak Raków
Po godzinie gry goście nieco przycisnęli, ale nie wynikło z tego zbyt wiele. Po raz kolejny wychodziły problemy Rakowa, o których nieustanie się mówi, jak np. brak bramkostrzelnej „9”. Ekipa z Częstochowy miała problemy, żeby się przebić przez linię defensywy w Poznaniu, a co dopiero zaskoczyć Bartosza Mrozka.
Trzeba jednak uczciwie oddać, że to nie był dzień przyjezdnych. To się w sporcie zdarza. Wyglądali apatycznie względem wyniku. Gwóźdź do trumny wbił nie kto inny, jak Velde. Ponownie strata jednego z zawodników Rakowa otworzyła drogę do szybkiej kontry dla lechitów. Jak wiemy, norweski skrzydłowy rzadko kiedy się myli w takich sytuacjach. W samej końcówce doliczonego czasu gry gola na 4:1 dorzucił Adriel Ba Loua, który wszedł z ławki.
Warto dodać, że mecz z trybun oglądał nowy selekcjoner reprezentacji Polski — Michał Probierz. Jeśli jakiś Polak miałby go dzisiaj przekonać, to zdecydowanie Marchwiński. Przy 18-letnim Drachalu czy doświadczonym Murawskim również można postawić plusy w notatniku.