Zazwyczaj mecze rozgrywane w poniedziałki to te spotkania, których nie określimy mianem wielkich hitów. Nie dziwi więc, że właśnie na pierwszy dzień tygodnia wyznaczono starcie Radomiaka Radom z Puszczą Niepołomice. Obie drużyny znajdują się bowiem na dole tabeli PKO Bank Polski Ekstraklasy. Ich starcie bezpośrednie może nie było w centrum uwagi kibiców, ale miało duży ciężar gatunkowy. Właśnie z rywalami również mającymi problemy z regularnym punktowaniem trzeba bowiem wygrywać, by awansować w tabeli i krok po kroku dążyć do zapewnienia sobie utrzymania w lidze. To przecież cel obu drużyn, które niewątpliwie podeszły do swoich rywali ze świadomością, o co grają. Czym innym jest jednak presja, a czym innym dobre poradzenie sobie z nią i wielkie emocje. Tego ostatniego zabrakło, a pierwszy celny strzał został oddany dopiero… w 35. minucie.
Porządek wrogiem Puszczy
Autorem pierwszego uderzenia w światło bramki był zawodnik gości, Jakub Serafin. 28-latek dobrze odnalazł się w chaotycznej sytuacji po wrzutce w pole karne i był najbliżej zdobycia bramki. Generalnie Puszcza Niepołomice kreowała jakiekolwiek zagrożenie tylko i wyłącznie w wyniku akcji podobnych po tej – bezładnych i przypadkowych. Nie było gry kombinacyjnej ani piłkarskiej estetyki. W zamian za nie oglądaliśmy dalekie wrzuty z autów, lagi, kopaninę w polu karnym i liczenie na to, że piłka szczęśliwie wpadnie pod nogi któregoś z piłkarzy z Niepołomic.
Z kolei wyższość techniczną nad rywalami starali się pokazać gracze Radomiaka. To oni próbowali narzucić swoje warunki i oprzeć swój występ na ciekawych podaniach prostopadłych, strzałach z dystansu lub precyzyjnych dośrodkowaniach. Przez długi czas nie przynosiło to efektów. Szczególnie pokrzywdzony był snajper Radomiaka – Leonardo Rocha. Portugalczyk, który czekał na gola już od 3 meczów, był odcięty od gry. Dopiero w końcówce pierwszej połowy raz dostał dobrą centrę na głowę i wygrał walkę w powietrzu, dochodząc do sytuacji strzeleckiej. Przymierzył jednak minimalnie obok słupka, po jego zewnętrznej stronie.
Generalnie po obu stronach piłki do przodu były rzadkością. Wszyscy zawodnicy obecni na boisku sprawiali przykre wrażenie, jakby zupełnie satysfakcjonował ich wynik remisowy. Brakowało konkretów, a 45 minut z ledwie jednym strzałem celnym to ostateczny dowód, że było daleko od ofensywnego polotu.
Jak nie da się normalnie, to chociaż z karnego
Fajerwerków nie oglądaliśmy także w drugiej połowie, ale przynajmniej oglądaliśmy pierwszy strzał w bramkę Radomiaka i od razu pierwszy gol w meczu. Jego autorem był Leonardo Rocha, który powiększył swój dorobek z tego sezonu do 10 trafień, co umacnia go na pozycji lidera ligowej klasyfikacji strzelców. Kapitan Radomiaka osiąga świetne wyniki, ale sam sposób, w jaki otworzył wynik meczu z Puszczą, nie był przesadnie widowiskowy. Rocha podszedł bowiem do rzutu karnego i strzelił po ziemi w środek bramki. Oczywiście pewne wykorzystanie „jedenastki” to już coś, ale i kibice, i sam Rocha z pewnością woleliby mówić o napastniku także w kontekście innych sytuacji. Tych zdecydowanie zabrakło.
Radomiakowi udało się jednak wyprowadzić jeszcze jeden atak. Znów piłka została posłana ze skrzydła w pole karne. Tym razem jednak gola strzelił Jan Grzesik i zrobił to nie głową, lecz nogą. Skrzydłowy Radomiaka strącił dobre zgranie i wpakował je do bramki. Inna sprawa to fatalne zachowanie bramkarza Puszczy, który naiwnie sądził, że na pewno podania nikt nie przetnie i pozostawił bramkę niepilnowaną. To sprawiło, że prowadzenie gospodarzy stało się dwubramkowe, a więc już praktycznie niezagrożone. Bez większych problemów udało się utrzymać je do końca spotkania.
Może styl, w jakim udało się pokonać Puszczę nie zachwyca (delikatnie mówiąc), ale to nie jest najistotniejsze. Liczą się 3 punkty, które piłkarze Bruno Baltazara dopisują na swoje konto. Dzięki nim ekipa z Radomia z 12 „oczkami” plasuje się na 13. miejscu w ekstraklasowej tabeli. Patrząc na wyniki w kratkę Zielonych, to już i tak dość dobra pozycja…