Do pierwszego spotkania 5. kolejki PKO BP Ekstraklasy podeszły dwie drużyny, które póki co nie mają udanego wejścia w sezon. Obie na koncie posiadają tylko dwa punkty. Puszcza Niepołomice na swoim (chociaż tak naprawdę mowa o obiekcie Cracovii) terenie zremisowała z Górnikiem Zabrze oraz Legią Warszawa. Lechia Gdańsk w minionej kolejce zmarnowała szansę na pokonanie Zagłębia Lubin. W wyjściowym składzie przyjezdnych z Gdańska debiutował Bujar Pllana, środkowy obrońca, który przyszedł do klubu zamiast Patryka Pedy. Na konferencji przedmeczowej trener Szymon Grabowski zapewniał, że jego piłkarze wierzą równie co on w zwycięstwo.
Lechia Gdańsk sama sobie stworzyła bardzo poważne problemy
Wszyscy się spodzielali, nikt nic z tym nie zrobił. Już na początku spotkania Puszcza Niepołomice strzeliła bramkę po wrzucie z autu w pole karne. Conrado fatalnie zgubił Konrada Stępienia, który wykiwał Brazylijczyka, jakby ten był amatorem. Po tej bramce zawodnicy trenera Tułacza cofnęli się, bardzo mądrze rozbrajając przy tym ataki gdańszczan. Co jednak ciekawe, to jego drużyna stwarzała sobie groźniejsze okazje przy kontratakowaniu przeciwników.
W 30. minucie bardzo fajnie oderwał się od linii bocznej Camilo Mena. Kolumbijczyk przy odrobinie szczęścia znalazł sobie pozycję strzelecką, ale nie był w stanie pokonać bramkarza Puszczy. Chwilę później kryminalne błędy w polu karnym popełnili Conrado i Elias Olsson. Zostawili oni całkowicie samego Michaila Kosidisa, który wykorzystał piłkarskie ciasteczko, po ładnej akcji swojego zespołu. Problemy Lechii pogłębiły się, gdy pod koniec połowy boisko musiał opuścić jej podstawowy napastnik, Tomas Bobcek. W jego miejsce zameldował się Bogdan Viunnyk, który póki co nic wielkiego nie pokazał w seniorskim futbolu.
Puszcza spuściła Lechii prawdziwy piłkarski łomot!
Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy Ji-Hyun Lee rozpracował obronę Lechii swoim podaniem do Stępnia. Pomocnik był blisko zdobycia dubletu, ale jego strzał obronił Bogdan Sarnawski. Później biało-zieloni próbowali strzelić bramkę kontaktową, ale obrońcy Puszczy spisywali się znakomicie. W 68. minucie po rzucie rożnym z woleja uderzał Siplak, któremu niewiele zabrakło, aby podwyższyć prowadzenie. Dwie minuty później rezerwowy Walski zmarnował, wydawałoby się, doskonałą kontrę, swoim kiepskim podaniem. Zagadka za sto punktów, w jaki sposób chwilę później kolejną bramkę zdobyła Puszcza? Oczywiście, po wrzucie z autu. Trafił Roman Yakuba – były zawodnik łotewskiej Valmieri, z której wielu graczy trafiło do Lechii Gdańsk.
Przed doliczonym czasem gry Ukrainiec ponownie strzelił bramkę. Defensywa Lechii wyglądała jakby, na orliku 12-latkowie bronili się przed 18-latkami. Przed końcem spotkania honorową bramkę zdobył Camilo Mena. Ileż to czytaliśmy w ostatnich dniach o marnej ofensywie Puszczy, która podobno skupia się jedynie na destrukcji. Tymczasem zespół z Niepołomic właśnie wpakował 4 gole Lechii Gdańsk. Oj, nie chcielibyśmy być obecnie na miejscu trenera Szymona Grabowskiego.