Śląsk Wrocław, skazywany przez porażającą większość ekspertów i widzów na efektowny spadek, odbija się od dna i gra zdecydowanie lepiej. Pod względem formy w 5 ostatnich spotkaniach wrocławianie są drugim najlepszym zespołem ligi – lepiej obecnie radzi sobie jedynie Raków. Dokładnie takiej serii potrzebują wicemistrzowie Polski, by móc wywalczyć sobie utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie. Jednak nie mogła ona zatrzymać się dzisiaj, bo awans na 17. miejsce na pewno nie zadowala podopiecznych Ante Šimundžy. Potrzebowali dzisiaj wygrać po raz kolejny, z GKS-em Katowice, i to pomimo osłabienia kontuzją Petra Schwarza. GieKSa w domowych meczach tej wiosny radzi sobie bardzo dobrze, lecz na wyjeździe przegrali ostatnie 4 mecze z rzędu. To była duża szansa dla WKS-u, której w walce o dalszy byt w lidze nie mógł zmarnować.
Dobre wejście GieKSy i zasłużony gol
Zdecydowanie lepiej w ten mecz weszli przyjezdni z Górnego Śląska. Zdominowali oni posiadanie piłki w pierwszych minutach, które sięgało nawet więcej niż 80%. Absencja Schwarza widocznie dawała się wrocławianom we znaki. GKS zaczął intensywnie i z werwą, to też Śląsk musiał mieć się na baczności w tyłach. Groźniejszą akcję Śląsk miał dopiero około 10. minuty, lecz nikt nie domknął dośrodkowania. Brakowało klarownych, bramkowych okazji, jednakże nie był to mecz, gdzie obydwa zespoły chowały się za podwójną gardą. Wydawało się, że zmiana tego stanu rzeczy jest jedynie kwestią czasu. Nadal więcej z gry mieli katowiczanie i jeśli już miał się zmieniać wynik, to prędzej na ich korzyść.
I tak się też stało. W 20. minucie Sebastian Kowalczyk groźnie dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie czekał na nią Lukas Klemenz. Obrońcę GieKSy uprzedził jednak Aleks Petkow, próbujący wybić piłkę na rzut rożny. Nad tym elementem reprezentant Bułgarii musi zdecydowanie popracować, bowiem to drugi mecz z rzędu, w którym strzelił gola. Szkoda, że nie na konto swojej drużyny. Bułgar jest skuteczny w powietrzu, to trzeba przyznać, lecz Śląskowi przydałaby się taka celność do tej drugiej bramki. A na jednej bramce mogło się nie skończyć, bowiem przed fantastyczną okazją stał Sebastian Bergier. Do podwojenia prowadzenia Gieksy nie dopuścił Rafał Leszczyński i jego wspaniała interwencja. Katowiczanie zasługiwali na to prowadzenie, tu nie ma cienia wątpliwości.
Gol to jedno, ale jak tam zakręcił Kowalczyk! 😍
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 19, 2025
GKS prowadzi we Wrocławiu! ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/wdySrxEpON
Śląsk w opałach
Po objęciu prowadzenia przez podopiecznych Rafała Góraka obraz meczu niewiele się zmienił, poza wynikiem rzecz jasna. Nadal stroną dominującą byli goście, a Śląsk nie do końca wiedział, jak odpowiednio zareagować na stratę bramki. Wrocławianie przebudzili się dopiero po 30. minucie i rzeczywiście stwarzali sobie akcje na połowie przeciwnika. To było jednak zdecydowanie za mało, bo katowiczanie mądrze kontrolowali przebieg tej konfrontacji. Nie tylko dobrze się bronili, ale również nie rezygnowali z ofensywnej gry. Śląsk powoli, ale konsekwentnie się rozkręcał, ataków było coraz więcej, lecz na wyrównanie jeszcze się nie zapowiadało.
A Gieksa? Gieksa robiła swoje i w 42. minucie Bergier znowu miał okazję wpisać się na listę strzelców. Z bliska uprzedził go jednak Leszczyński. Ale co się odwlecze, to nie uciecze – po koledze poprawił Oskar Repka i sytuacja wrocławian była już bardzo nieciekawa. 26-latek kapitalnie główkował po wrzutce Bartosza Nowaka. Do przerwy nic już się nie zmieniło, piłkarze zeszli do szatni na Tarczyński Arenie przy stanie korzystnym dla przyjezdnych. Gola kontaktowego mógł jeszcze strzelić Arnau Ortiz, ale dobrym wykończeniem to on się nie popisał.
GKS idzie za ciosem! Oskar Repka dostał zdecydowanie za dużo miejsca w polu karnym po tym rzucie rożnym! 👀
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 19, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/bCV3s0U30q
Ante Šimundža musiał ostro zbesztać swoich podopiecznych w przerwie, bowiem prezentowali się nieco lepiej na początku drugiej połowy. Pierwszą, groźniejszą akcję mieli w 53. minucie, ale Serafin Szota nieznacznie się pomylił przy strzale głową. Wrocławianie nie mieli ani czasu do stracenia, ani wolnego miejsca na kolejne błędy. Jeszcze byli w grze, ale jedna, kosztowna pomyłka mogła już w zasadzie wybić im z głowy myśl o przynajmniej punkcie. A ich akurat WKS potrzebuje desperacko.
Starania to za mało – nad Wrocławiem nadal czarne chmury
Bezsilność – jedno słowo, a jakże trafnie opisuje postawę wicemistrzów Polski przez większość spotkania. Do 80. minuty ekipa z Dolnego Śląska nie oddała ani jednego celnego strzału na bramkę. W ofensywie wyglądali mizernie – ich uderzenia były albo niecelne, albo zablokowane przez obrońców. A paradoksalnie ich wskaźnik xG w tym momencie był… wyższy niż u katowiczan. Wizualnie ich gra wyglądała jednak znacznie gorzej. Ktoś powie „a gdzie był Assad Al Hamlawi?”, tylko ktoś też mu musi tę piłkę dostarczyć, by mógł zamienić akcję na gola. Katowiczanie trochę odpuścili, ale z rozmysłem – po prostu rzadziej atakowali. Podopieczni Rafała Góraka skupili się na obronie wyniku, który był dla nich korzystny. Wrocławianie się starali, lecz to nie są już lekcje WF-u w podstawówce, żeby doceniać jedynie starania. Samymi staraniami mistrzostwa, tudzież utrzymania, nie da się wywalczyć. W 74. minucie doskonałą okazję z woleja miał Ortiz, ale Hiszpan skiksował.
W 80. minucie Śląsk mógł jeszcze wywalczyć sobie karnego, gdyby wcześniej nie doszło do złamania linii spalonego. To aż dziwne, że ekipa znad Odry jeszcze kilka dni temu była chwalona za swoją postawę i grę jak nie drużyna z dołu tabeli. A dzisiaj? Wrócił Śląsk z jesieni tego sezonu. Koniec końców nie odmienił losów tej konfrontacji i musiał uznać wyższość GKS-u Katowice. To może być kosztowna porażka dla 2-krotnego mistrza Polski. Śląsk nie może tracić punktów w taki sposób, jeśli chce jeszcze pograć w Ekstraklasie. Sytuacja się skomplikuje jeszcze bardziej, gdy pozostali rywale w walce o utrzymanie wygrają, albo chociaż zremisują. Zostało wrocławianom jeszcze 5 meczów, lecz 2 z nich – z Rakowem i Jagiellonią. GKS z kolei wygrał pierwszy od 8 lutego mecz na wyjeździe i dzięki 3 punktom wywiezionym z Wrocławia awansował na 6. miejsce w tabeli.