Za nami faza grupowa Ligi Mistrzów w sezonie 2023/24. Znamy już pełne grono 16 drużyn, które powalczą o najbardziej prestiżowe trofeum piłki klubowej w Europie. W najbliższy poniedziałek (18 grudnia) odbędzie się losowanie par 1/8 finału (pierwsze mecze 13-14 lutego 2024 r.), jednak my na chwilę zatrzymajmy się przy tym, co obserwowaliśmy w minionych tygodniach. Oto nasze luźne spostrzeżenia po fazie grupowej.
Liga Mistrzów bezlitosna dla Srok i Diabłów
Arsenal, Manchester City. Aż się nie chce wierzyć, ale w gronie szesnastu najlepszych drużyn Champions League znalazło się miejsce tylko dla dwóch przedstawicieli Premier League! Wszystko za sprawą Newcastle i Manchesteru United, które w swoich grupach zajęły ostatnie miejsca i zakończyły przygodę z europejskim pucharami. Piłkarze Pepa Guardioli bez problemu wygrali swoją grupę, zdobywając komplet punktów. Kanonierzy zaliczyli drobne potknięcie (porażka z Lens) ale i tak nie mieli problemów z awansem, notując najlepszą różnicę bramek. Na tym możemy jednak zamknąć listę angielskich sukcesów w trwającej edycji LM.
Sroki mimo spektakularnego zwycięstwa nad PSG nie potrafiły ustabilizować formy, co skutkowało dwoma domowymi porażkami. Niestety, ale podopieczni Eddiego Howe’a trafili do „grupy śmierci” z prawdziwego zdarzenia, o czym przekonali się na własnej skórze. Nie pomogły też liczne kontuzje ważnych zawodników (bądź wykluczenia z innych powodów jak w przypadku Sandro Tonaliego). Czerwone Diabły? No cóż – zawiodły po całości tracąc łącznie 4 gole z Kopenhagą i 6 z Galatasarayem. Niestety, tak jak część drużyn (Napoli, Borussia Dortmund) potrafiła maskować gorszą formę z ligi, skuteczną grą w europejskich pucharach, tak dwaj przedstawiciele Premier League nie sprostali zadaniu. Dość powiedzieć, że obie ekipy zdobyły w tym sezonie mniej punktów do rankingu niż Raków Częstochowa i Legia Warszawa! Tym sposobem Premier League będzie miała mniej reprezentantów w 1/8 finału niż Bundesliga, LaLiga czy Serie A.
Nie ma miejsca na przypadek
Elitarna Liga Mistrzów pozostała elitarną. W czołowej szesnastce znalazło się miejsce tylko dla jednego „kopciuszka” w postaci FC Kopenhagi. Duńczycy wykorzystali słabość Manchesteru United i dołączyli do balu pełnego europejskich potęg. Kto miał awansować do fazy pucharowej – to w większości przypadków i tak awansował, a część spotkań była wręcz jednostronna i nudna. Dla Manchesteru City, Realu Madryt czy Bayernu Monachium udział w fazie grupowej był jedynie obowiązkiem, który musieli zaliczyć. Prawdziwe granie dla części klubów zacznie się dopiero w lutym. Napiszemy więcej – kibice w sporym stopniu są niechętni do reformy Champions League, która będzie miała miejsce od następnego sezonu, ale jej obecny kształt sprawiał, że część zespołów nie zamierzała grać na więcej niż 70% możliwości, a i tak awansowała dalej.
Polacy w rolach drugoplanowych
W fazie grupowej mieliśmy 7 polskich piłkarzy, z których czterech gra dalej. Jakub Kiwior dostał szansę w aż 4 spotkaniach. Kamil Grabara dwukrotnie zachował czyste konto i był jednym ze współautorów niewątpliwego sukcesu Kopenhagi. Frankowski wykorzystał karnego, strzelając swojego debiutanckiego gola w Champions League. Piotr Zieliński i Robert Lewandowski – no cóż, ich udział w awansie swoich drużyn nie był znaczący. Widzieliśmy ledwie 3 polskie gole na tym etapie rozgrywek – nie trzeba chyba nic dodawać.
Kto błysnął w fazie grupowej?
Przez dłuższą chwilę zastanawialiśmy się, kto zasłużył na wyróżnienie mianem odkrycia fazy grupowej. Część mediów wskazuje za takowe Wandersona Galeno. Brazylijski skrzydłowy FC Porto rzeczywiście uzbierał 4 trafienia i 3 asysty, ale jego całkowity dorobek opiera się na dwóch spotkaniach przeciwko Szachtarowi Donieck. Ukraińcy byli mocno chaotyczny w defensywie, z czego Brazylijczyk potrafił skorzystać. Galeno ma zresztą 26 lat, więc trudno nazwać go młodym talentem. Z bardzo dobrej strony pokazał się Jude Bellingham, jednak jego potencjał wszyscy doskonale znamy. W gronie mniej znanych nazwisk, które zwróciły naszą uwagę możemy zapisać Johana Bakayoko z PSV, Arthura Vermeerena z Royal Antwerp, czy Eliasa Jelerta z Kopenhagi. Warto wymienić także 22-letniego Danylo Sikana z Szachtaru (4 gole), czy Braisa Mendeza z Realu Sociedad (3 gole i 1 asysta).
Walka o wyróżnienia indywidualne zacznie się od fazy pucharowej
Gdybyśmy na podstawie fazy grupowej mieli przyznawać komuś wyróżnienia indywidualne, pewnie wskazalibyśmy na Jude’a Bellinghama, może Buyako Sakę i pewnie Antoine Griezmanna. Nie obserwowaliśmy jednak wielu spektakularnych występów czy spotkań, które zapisałyby się w historii futbolu. Na pewno podobać mogła się gra Joao Cancelo przeciwko FC Porto, tak samo jak Juliana Alvareza z Crveną Zvezdą oraz Antoine Griezmanna z Celtikiem. Obserwując aktualne notowania związane z kolejnym plebiscytem Złotej Piłki widzimy jednak oceny bazujące głównie na występach w lidze. Żaden z zawodników póki co nie zdominował konkurentów. Kwestia walki o nagrody indywidualne rozegra się dopiero na etapie fazy pucharowej.