Premier League dała kopa motywacyjnego Man City? Wnioski po 23. kolejce Premier League

23. kolejka przysporzyła sporo emocji przede wszystkim w walce o mistrzostwo Anglii. Punkty znów stracił Arsenal, a potknięcie to wykorzystał Manchester City. Premier League to jednak nie tylko walka o mistrzostwo. Co działo się w minionej serii gier? Zapraszamy na przegląd najważniejszych wydarzeń.

REKLAMA

Na Arsenal da się znaleźć sposób

Kto by się spodziewał, że po zwycięstwach nad Tottenhamem i Manchesterem United Kanonierzy stracą punkty najpierw z Evertonem (porażka), a potem z Brentford (remis)? Dwa ostatnie mecze pokazały, że na Arsenal da się znaleźć sposób. Szukając punktów wspólnych pomiędzy The Toffees, a The Bees możemy wskazać grę na wysokiej intensywności, dobrą organizację w defensywie i fizyczną grę. Nie ma chyba jednego sposobu na defensywę, ponieważ zarówno zespół Seana Dyche’a, jak i Thomasa Franka długimi fragmentami bronił nisko, ale potrafił też założyć skuteczny wysoki pressing. W ataku z kolei trzeba liczyć na stałe fragmenty gry. Choć dotychczas Arsenal dobrze prezentował się w tym elemencie gry to w ten sposób stracił ostatnie trzy gole w Premier League.

Oczywiście, z drugiej strony Arsenal też nie był w ostatnich meczach najlepiej dysponowany. Po Mistrzostwach Świata kiepsko wygląda lewa strona. Duży wpływ prawdopodobnie ma na to kontuzja Gabriela Jesusa, który bardzo często schodził w ten sektor i przy nim o wiele lepiej wyglądali Martinelli i Xhaka. Brak zagrożenia z tego skrzydła przy zagęszczaniu środkowej strefy przez rywali przy bronieniu prowadzi Kanonierów do ataków prawą stroną, przez co stają się trochę przewidywalni. Przeciwnicy podwajają Sakę, ograniczają przestrzeń między liniami Odegaardowi Arsenal nie jest już tak zabójczy w ataku (choć nadal jest groźny).

Brendan Rodgers odblokował ofensywę Leicester

W pierwszych pięciu ligowych meczach po Mistrzostwach Świata Leicester strzeliło zaledwie 3 gole i zdobyło 1 punkt. Ostatnie dwa spotkania? Dwa zwycięstwa i aż 8 strzelonych goli. Co się zmieniło w Leicester? Przede wszystkim – personalia w ofensywie. Z Aston Villą (4:2) i Tottenhamem (4:1) Brendan Rodgers w wyjściowym składzie stawiał na następujący kwartet ofensywny:

  • Prawy pomocnik – Tete
  • Ofensywny pomocnik – James Maddison
  • Lewy pomocnik – Harvey Barnes
  • Napastnik – Kelechi Iheanacho

Wcześniej regularnie grał tylko Barnes. Tete dołączył do zespołu pod koniec styczniowego okienka transferowego, Maddison zmagał się z kontuzją, a Iheanacho, nie wiedzieć czemu, siedział na ławce. Brendan Rodgers wreszcie jednak znalazł przepis na odblokowanie ofensywy.

Manchester United musi poprawić rozegranie

Od ostatnich wniosków Manchester United rozegrał dwa mecze, ponieważ w środku tygodnia nadrabiał zaległości. Tak się złożyło, że w obu spotkaniach ich przeciwnikiem było Leeds. 4 punkty to dobry rezultat, aczkolwiek w ich grze było bardzo mocno widać jeden problem – budowanie akcji. Zespół Erika ten Haga miał problemy, aby przebić się przez drugą linię rywali i utrzymać piłkę w środku pola. Podania wymieniali między sobą głównie obrońcy. W niedzielnym meczu na Elland Road dwóch środkowych pomocników (Sabitzer i Fred) oraz „10-tka” (Bruno Fernandes) zaliczyli łącznie tylko 34 kontakty z piłką więcej od samego Harry’ego Maguire’a (cała czwórka rozegrała pełne 90 minut).

Przyczyn takiego stanu rzeczy daleko szukać nie musimy. W obu meczach z Leeds nie grał żaden z dwójki środkowych pomocników podstawowej jedenastki w obecnym sezonie. Christian Eriksen wypadł na długi czas przez kontuzję, a Casemiro odbywa karę zawieszenia za czerwoną kartkę. Dodatkowo w niedzielnym meczu nie grał od początku Lisandro Martinez (później wszedł z ławki). Brazylijczyk za niedługo wróci, na mecz z Barceloną w Lidze Europy też będzie dostępny, ale mimo wszystko Erik ten Hag musi mieć lepszy pomysł na to jak przejmować kontrolę nad meczem bez swoich najważniejszych zawodników.

Premier League dała kopa motywacyjnego Man City?

Dzień po porażce z Tottenhamem Premier League wystosowała zarzuty o naruszanie zasad finansowych w stronę Manchesteru City. W meczu z Aston Villą (3:1) The Citizens wyglądali jakby ta sprawa zadziałała na nich motywująco. Nie zagrali może idealnie całego meczu, ale wystarczyła sama pierwsza połowa, aby zapewnić sobie trzybramkową przewagę. Pep Guardiola dokonał też kilku zmian wprowadzając do składu Rubena Diasa i Aymerica Laporte’a na środek obrony, a na lewej stronie defensywy ustawiając… Bernardo Silvę, który w fazie rozegrania stawał się oczywiście środkowym pomocnikiem.

Dziś łatwo wysnuć wniosek, że zarzuty w stronę Manchesteru City o naginanie prawa na tyle zmobilizowały zespół, że mogą być punktem zwrotnym w walce o tytuł. Z drugiej strony, podobne wrażenie mogliśmy mieć po niedawnym zwycięstwie z Wolves, które poprzedzały mocne wypowiedzi Pepa Guardioli na konferencji prasowej. Trzeba pamiętać też, że Obywatele w obecnym sezonie na własnym stadionie grają z reguły koncertowo, także po mundialu. Punkty stracili tylko dwukrotnie, a średnio zdobywają aż 3,4 gola na mecz. Środowy mecz na Emirates Stadium z Arsenalem powinien więc nam pokazać czy Manchester City utrzyma obraną w ten weekend trajektorię.

Southampton brzytwy się chwyta

Jest takie powiedzenie, że tonący brzytwy się chwyty i w taki sposób po kolejnej porażce postąpiło Southampton. Zwolniony po zaledwie 94 dniach (a przecież sporą część tego czasu nabił sobie w trakcie Mistrzostw Świata) na stanowisku trenera został Nathan Jones. Przez ostatnie lata władze na St. Mary’s Stadium wykazywały się dużą cierpliwością do Ralpha Hasenhuttla, a teraz – kiedy widmo spadku zagląda zespołowi w oczy coraz głębiej – zakończyli kolejny rozdział po zaledwie trzech miesiącach. Czarę goryczy przelała porażka 1:2 z grającym przez ponad godzinę w dziesiątkę Wolves.

REKLAMA

Abstrahując od słuszności tej decyzji zdecydowanie większym błędem wydaje się być wcześniejsze zwolnienie Ralpha Hasenhuttla i – przede wszystkim – powierzenie zespołu Nathanowi Jonesowi. Być może 49-latek jeszcze pokaże wszystkim swoje dobre trenerskie oblicze, jednak powierzenie zespołu walczącego o utrzymanie szkoleniowcowi, dla którego było to pierwsze podejście do Premier League w lidze, gdzie w zespołach środka tabeli pracują trenerzy z doświadczeniem w europejskich pucharach (Emery, Lopetegui, w Leeds był Marsch) to zbyt szalony pomysł. Z 8 meczów Walijczyk przegrał aż 7 i zdobył tylko 3 punkty. Strata do bezpiecznej strefy powiększyła się do czterech „oczek”. Wyciągnięcie Świętych ze spadkowych rejonów będzie dla nowego menadżera niezwykle trudnym zadaniem.

Co jeszcze działo się w 23. kolejce Premier League?

  • Wzmocniona transferami Chelsea znów nie wygrała (1:1 z West Hamem, trzeci kolejny mecz bez zwycięstwa), ale udało im się przełamać impas strzelecki. Bramka była efektem współpracy dwóch nowych zawodników. Strzelił Joao Felix, asystował Enzo Fernandez.
  • Przy pochwałach dla Leicester trzeba też wspomnieć o fatalnym występie w defensywie Tottenhamu. To było zupełne przeciwieństwo tego, co zaprezentowali przed tygodniem z Manchesterem City. Bez Cristiana Romero ten zespół broni zdecydowanie zbyt pasywnie.
  • Piąty raz w sześciu ostatnich spotkaniach punkty straciło Newcastle, aczkolwiek Sroki przedłużyły swoją serię meczów bez porażki do 17 w Premier League. Remis z Bournemouth (1:1) to jednak niezadowalający wynik, a bez Bruno Guimaraesa zespół Howe’a znów wyglądał gorzej.
  • Liverpool wreszcie zagrał dobry mecz pokonując Everton 2:0 i wygrywając pierwszy ligowy mecz w 2023 roku. Zespół Jurgena Kloppa w końcu przypominał swoją starą dobrą wersję prezentując naprawdę dobry poziom intensywności połączony z porozumieniem między piłkarzami.
  • Na koniec musimy wspomnieć o kontrowersjach sędziowskich. To zdecydowanie nie był najlepszy weekend arbitrów. Gol Brentford z Arsenalem został uznany mimo, że asystujący Toneyowi Norgaard był na spalonym. Chelsea natomiast nie dostała rzutu karnego po tym, jak Tomas Soucek ewidentnie zatrzymał strzał ręką. Mario Lemina dostał drugą żółtą kartkę za protesty mimo, że w transmisji widać, że to raczej nie on był najmocniej protestującym w drużynie. Przy golu Brightonu z Crystal Palace VAR narysował z kolei linię spalonego od złego obrońcy.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,599FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ