Powrót króla – Milan zagra w Lidze Mistrzów!

2651 dni minęło od ostatniego pojedynku Rossonerich w Lidze Mistrzów. Milan uległ wtedy późniejszym finalistom z Madrytu 1:0, żegnając się z grą w Europie już w 1/8. Nikt nie wyobrażał sobie jednak wtedy, że rozłąka z europejską elitą potrwa ponad siedem lat. W klubie od tego czasu zmieniło się praktycznie wszystko, a sezonowa kampania była dla nas – Milanistów – prawdziwym rollercoasterem. Możemy już jednak odetchnąć z ulgą, sezon zakończyliśmy na drugiej pozycji. Co jednak w tym wszystkim najważniejsze, kwalifikujemy się do upragnionej LM!

REKLAMA

Solidny sezon w naszym wykonaniu

Na samym starcie dosyć jasno zaznaczmy jedną kwestię. Powrót do elity był celem, który udało nam się zrealizować. Drugie miejsca w lidze jest jedynie bonusem, bardzo miłym, nawet w kontekście nadziei. Tej, którą na pewnym etapie sezonu dali nam zawodnicy, którzy rozpalili w nas szansę na końcowy triumf w Serie A. Sam przez chwilę wierzyłem w Scudetto, niestety bardzo krótka ławka oraz kontuzję, czy po prostu nieco gorsza jakość składu uniemożliwiły walkę o upragniony tytuł. Nie w tym, to może następnym sezonie?

Mimo wszystko uważam, że mieliśmy trochę pecha. Jasne, potrafiliśmy zmieść Juventus, by tydzień później sfrajerzyć z Cagliari. Nie zmienia to jednak za wiele, gdyż chociażby w derbowym spotkaniu z Interem, przy większym szczęściu do szatni schodzilibyśmy z tarczą. Oczywiście, 12 punktów przewagi Nerazzurri to nie przypadek, ale nerwówka w końcówce sezonu mogła nas ominąć. To, że koniec końców zafundowaliśmy ją sobie sami, to już zupełnie inna para kaloszy…

Co zawiodło na przestrzeni całego roku?

Najbardziej bolała mnie chyba nasza ofensywa. Z TOP 6 mniej od nas strzelało tylko Lazio, a przecież ostatnie 4 mecze w naszym wykonaniu to aż 12 goli. Gdyby cofnąć się zatem trochę w czasie, to do 34 kolejki zdobyliśmy 62 bramki. Średnia prawie dwóch trafień na mecz nie powala. Zlatan dwoił się i troił (w dwudziestu siedmiu występach trafił aż siedemnaście razy!), strzelał Kessie, próbował Rebić. Ibra wypadł jednak na połowę spotkań, Franck to przecież pomocnik (mimo strzelania karnych, drugi najlepszy wynik strzelecki trochę dziwi) a Ante nie zawsze trafiał z formą. O postawie Leao nawet nie chcę się wypowiadać – bramka na sześć spotkań to zdecydowanie za mało. Szczególnie, kiedy woli się machać rękami, aniżeli grać! Mandziukić? Spuśćmy może lepiej zasłonę milczenia.

Czasami graliśmy kompletnie zagubieni, bez pomysłu na grę. Długie i wolne rozgrywanie piłki, przerzucanie futbolówki z jedną na drugą stronę, nudne klepanie w momencie, kiedy trzeba było przyśpieszyć, zagrać na wyprzedzenie, wyjść do dobrze zagranej piłki prostopadłej. Odnosiłem wrażenie, jakby nasi piłkarze nie do końca wiedzieli, że Milan powinien zdobywać bramki. Nie tego wymagamy od systemu 4-2-3-1 (czy też 3-4-1-2/3-4-2-1 w zależności kto grał u nas z przodu).

Nie wszystko poszło jednak źle…

Franck Kessie to zdecydowanie najjaśniejsza postać minionej kampanii. Zawodnik grał najrówniej, nie zawodził praktycznie nigdy, dołożył zresztą do tego czternaście goli (z czego dwa arcyważne w ostatnim spotkaniu z Atalantą). Nie wyobrażam sobie naszej drużyny bez naszego ukochanego Iworyjczyka. Oprócz niego, należy oczywiście wyróżnić również Kjaera, Ibrahimovicia, Hernandeza czy też Rebicia. To głównie ci zawodnicy byli kolumnami naszego sukcesu, przez większość część sezonu stanowili o sile drużyny, pomagając jej w najtrudniejszych momentach. Oprócz pozytywów personalnych, całkiem nieźle prezentowaliśmy się także w defensywie. Czternaście czystych kont napawa swego rodzaju optymizmem.

Szkielet drużyny w przebudowie?

Dalej nie rozwiązała się przyszłość Donnarumy. Do tego ciągle decyzji nie podjął Calhanoglu, który otwarcie przyznaje, że nie wie czy chce on swoją karierę kontynuować w Mediolanie. Jak powiedział sam piłkarz „Decyzję podejmę dopiero po zakończeniu Euro, na razie wyczyściłem głowę i nie zamierzam myśleć o nowym kontrakcie„. Turecki skrzydłowy grał w naszej drużynie niemal cały sezon, ale jestem w stanie wyobrazić sobie „życie” po jego odejściu. Zamieszanie z kontraktami tych dwóch zawodników na pewno brudzą nieco szatniowe morale, po cichu liczę, że będą dobiegać już końca. Nie sądzę jednak, że ewentualne odejście tej dwójki zabolało by nas jakoś bardzo. Oczywiście, oboje są piłkarzami dobrymi, ale czy ciągle niezadowolony bramkarz to taki „mus” w naszej kadrze?

Na ostatniej prostej został nam przecież transfer Maignana. 15 milionów Euro za najlepszego zawodnika ostatniego sezonu Ligue 1 to promocja. Mike chce grać w Milanie, od razu odrzucił wszystkie inne oferty by tylko dołączyć do naszego zespołu. Niestety dla Gigo, sam sprawił, że nikt nie będzie po nim płakał. Krzyżyk na drogę „legendo”.

Oprócz niego jesteśmy blisko finalizacji De Paula, który będzie dla nas ogromną wartością dodatnią. Nie mogę się doczekać aż zobaczę Rodrigo biegającego w koszulce Rossonerich. Wreszcie nasze transfery zdają mieć się ręce i nogi.

Czas na regenerację

Po ludzku ciesze się, że obecny sezon niedawno się zakończył. Pomimo wielkich nerwów jestem szczęśliwy, że po latach rozłąki wracamy na należne nam miejsce. Poza wyjściem z grupy w LM nie oczekuje tak naprawdę niczego, bo musimy sobie stawiać jasne cele. Nie posiadamy kadry na zdobycie tego trofeum, a priorytetem nadal powinna być włoska korona. Wszelki wynik powyżej 1/8 finału w Lidze Mistrzów będzie dla mnie sporym pozytywnym zaskoczeniem. Głęboko wierze jednak, że możemy (przy dobrych transferach) powalczyć w przyszłej kampanii o upragnionego mistrza. Czerwono-czarny Mediolan czeka już wystarczająco długo aby powrócić na włoski szczyt. Miejsce, które od zawsze pasowało nam najbardziej. Na które czeka każdy prawdziwy fan Milanu.

REKLAMA

Calcio Campioni

Fot. Franck Kessie/Insta

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,600FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ