Poszukiwany dział kreacji. Tottenham ma zbyt słabą ofensywę

Thomas Frank bardzo obiecująco rozpoczął swoją pracę w Tottenhamie. W debiucie byli o włos od zdobycia Superpucharu Europy w meczu z PSG. Na inaugurację ligi wygrali 3:0 z Burnley. Następnie wypunktowali Manchester City na Etihad Stadium (2:0). Wydawało się, że rozpoczyna się nowa, piękna era z Thomasem Frankiem. Niemniej jednak, im dłużej Duńczyk pracuje na Tottenham Hotspur Stadium, tym bardziej widoczne są mankamenty zespołu, które objawiają się przede wszystkim w fazie posiadania piłki.

Tottenham „oszukuje” model xG

Patrząc tylko i wyłącznie na wyniki Tottenhamu można zadać pytanie: niby gdzie jest ten problem? Jeszcze przed startem 10. kolejki Premier League żaden zespół nie miał więcej strzelonych goli w tym sezonie Premier League od Spurs. Obecnie w tej statystyce podopieczni Thomasa Franka plasują się za Manchesterem City, Arsenalem, Liverpoolem i Chelsea. Teoretycznie nikt nie powinien narzekać, ale na wczesnym etapie sezonu liczba goli często nie odzwierciedla rzeczywistej siły ofensywnej danego zespołu. Źle dla Tottenhamu zaczyna to dopiero wyglądać, gdy wgłębimy się w statystyki biorąc pod uwagę liczbę i jakość sytuacji, które sobie stwarzają:

REKLAMA
  • 19. miejsce w liczbie oddanych strzałów
  • 17. miejsce w liczbie strzałów z pola karnego
  • 15. miejsce w liczbie uderzeń celnych
  • 12. miejsce w liczbie big chances (dużych okazji)
  • 15. miejsce w wysokości współczynnika goli oczekiwanych (xG)
  • 16. miejsce w wysokości współczynnika xG z gry (czyli nie licząc stałych fragmentów)

W żadnej z tych statystyk Tottenham nie plasuje się w górnej części tabeli. Mimo że drużyna Thomasa Franka strzela gole to statystycznie, pod kątem kreowania sytuacji, bardzo daleko im do zespołu, który zamierza walczyć o awans do Ligi Mistrzów w nadchodzącym sezonie. Powtarzalnym sposobem na strzelanie bramek są stałe fragmenty gry i tutaj trzeba oddać trenerowi, że znacząco poprawił ten element względem poprzednika. Kiedy jednak spojrzymy ile Spurs kreują sytuacji z gry, kibice zespołu mogą złapać się za głowę. Tylko w 3 z 15 meczów w tym sezonie współczynnik goli oczekiwanych z otwartej gry wyniósł co najmniej 1. Innymi słowy, tylko w trzech spotkaniach Tottenham stworzył tyle okazji, aby zasłużyć na minimum jedną bramkę z gry.

Wyjście spod pressingu i progresja piłki

Tottenham obecnie ma kłopoty w każdej fazie posiadania piłki – począwszy od wychodzenia spod pressingu, przez progresję piłki, gdy rywal ustawi się w średnim bloku, po tworzenie sytuacji w ataku pozycyjnym.

Dwa pierwsze elementy w pewien sposób się łączą, a kłopoty można sprowadzić do braku pomocnika, który będzie potrafił zapewnić progresję piłki. Thomas Frank najczęściej stawia na duet Joao Palhinha & Rodrigo Bentancur w środku pomocy. Urugwajczyk odważnie bierze na siebie odpowiedzialność za piłkę, nawet pod pressingiem rywala, ale nie zapewnia przenoszenia futbolówki strefę wyżej z wymaganą częstotliwością. Atuty Palhinhii leżą natomiast w fazie bronienia. Wówczas jest jednym z najlepszych pomocników na świecie. Z kolei, gdy jego zespół jest w posiadaniu piłki daleko mu poziomem do „6-tki” grającej w jednym z czołowych europejskich zespołów. U Ange’a Postecoglou obowiązki w progresji piłki często przejmował cofający się głębiej James Maddison (o ile był zdrowy), ale Anglik przed sezonem wypadł z gry przez kontuzję kolana.

Trener nie jest więc jedynym winowajcą zaistniałej sytuacji. Władze klubu w letnim okienku transferowym powinny sprowadzić pomocnika o charakterystyce naturalnego rozgrywającego, jednak nie zrobiły tego, a skutki takiej decyzji widzimy co mecz w grze zespołu. Przez długi czas problemy trochę maskował Cristian Romero, który ze środka obrony potrafił zagrywać podania mijające formacje rywali, ale gdy w ostatnich spotkaniach zabrakło go z powodu kontuzji, ubogość czysto piłkarska drugiej linii Spurs wyszła na wierzch. Do samego trenera też można mieć jednak zastrzeżenia, ponieważ nie sprawia on wrażenia, jakby próbował rozwiązać kłopot. Zespół buduje akcje w ustawieniu 4-2-4. Odległości pomiędzy pomocnikami, a ofensywą są duże. Boczni obrońcy i skrzydłowi często grają w jednej pionowej linii, przez co przeciwnicy łatwo zamykają ich w bocznych sektorach. Najlepsze zespoły samą strukturą rozstawienia w fazie posiadania piłki wprowadzają oponentów w zakłopotanie, a Kogutom do tego bardzo daleko. Oni upraszczają rywalom bronienie.

Jak Tottenham gra w tercji ataku?

Choć Tottenham ma braki w progresji piłki to zdarzają się mecze lub jego fragmenty, gdy ta sztuka im się udaje lub przeciwnicy oddają im inicjatywę. O ile wcześniej trudno dostrzec rękę trenera w działaniach Tottenhamu, tak w ostatniej tercji boiska pomysł Thomasa Franka jest już zauważalny. Spurs swoje ataki skupiają w bocznych sektorach. W tej strefie starają się stworzyć przewagę liczebną z udziałem skrzydłowego, bocznego obrońcy oraz „10-tki” lub jednego ze środkowych pomocników i wypracować możliwość do dośrodkowania piłki w pole karne. Trzymając piłkę blisko linii bocznej Tottenhamowi również łatwiej o wywalczanie stałych fragmentów gry – zarówno rzutów rożnych, jak i wrzutów z autu. Pomysł Thomasa Franka na ataki pozycyjne konstruowane na połowie rywala jest więc prosty i zakłada dostarczenie piłki z bocznego sektora w szesnastkę przeciwnika – czy to z otwartej gry, czy ze stałego fragmentu.

Koguty są czwartym najczęściej dośrodkowującym zespołem ligi, a więcej rzutów rożnych w tym sezonie Premier League miał tylko Arsenal. O sposobie gry zespołu Thomasa Franka w ostatniej tercji boiska najwięcej mówi jednak statystyka tzw. „through balls”, klasyfikowanych jako podania pomiędzy dwóch obrońców rywala na wolne pole. Według portalu FB Ref, Tottenham wykonał zaledwie 4 takie zagrania, co jest najgorszym wynikiem w Premier League. Dla porównania – przedostatnie Wolverhampton ma 8 „through balls”, pierwszy Arsenal – 38. Średni wynik 19 zespołów poza Tottenhamem to 19,5. Z tej statystyki możemy wnioskować, że zespół Thomasa Franka podejmuje bardzo mało ryzyka w atakach pozycyjnych i zbyt rzadko próbuje zaskoczyć rywala podaniem przeszywającym linię obrony.

Tutaj znów Thomasa Franka możemy częściowo rozgrzeszyć

Duńczyk musi radzić sobie bez dwóch najbardziej kreatywnych piłkarzy zespołu z poprzedniego sezonu, czyli Jamesa Maddisona oraz Dejana Kulusevskiego. O ich długotrwałych urazach wiedzieliśmy już przed sezonem, dlatego klub sprowadził Xaviego Simonsa. Holender na razie jednak zawodzi, ale jego rola w Tottenhamie utrudnia mu wykorzystanie swoich atutów (naszym zdaniem w tym przypadku wina leży po obu stronach).

Thomas Frank przejmował Tottenham w trudnym momencie. Choć w poprzednim sezonie zespół wygrał Ligę Europy to nie zapominajmy, że w lidze zajął ostatnie bezpieczne miejsce. Awans do Ligi Mistrzów to jednak realny cel, na który Koguty z takim potencjałem kadrowym stać. Mając jednak taką siłę w fazie atakowania, jak na początku tego sezonu o zrealizowanie celu łatwo nie będzie. Thomas Frank musi pokazać, że ma świadomość braków swojego zespołu i potrafi znaleźć rozwiązania na te problemy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    140,973FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ