4 spotkania, 2 dwumecze. Tyle dzieliło Lech Poznań od awansu do elitarnej Champions League. W decydującej rundzie kwalifikacji poznaniacy mogliby zmierzyć się Dynamem Kijów lub Pafos (pierwszy mecz wygrali Cypryjczycy), ale najpierw konieczne było pokonanie Crvenej zvezdy. Serbski rywal stawiany był w roli faworyta, jednak Kolejorz przy Bułgarskiej nie zamierzał odpuszczać.
Lech Poznań przespał początek meczu
Crvena zvezda od pierwszych sekund spotkania starała się zdominować polskiego rywala. Wysoki pressing, duża intensywność gry i konsekwencja w zamykaniu poznaniaków na ich połowie popłaciły już w 9. minucie. Rade Krunić pokonał wówczas Bartosza Mrozka, który miał piłkę na rękawicy i — przy odrobinie szczęścia — mógł uchronić swój zespół od straty gola. Faworyt dwumeczu prezentował się lepiej na przestrzeni pierwszego kwadransa, jednak ograniczył się do jednego gola.
Zaczęło się bardzo źle, ale mniej więcej w 20. minucie Lech Poznań zaczął przejmować inicjatywę. Sygnał do walki dał Mikael Ishak, który zaczął wracać do linii pomocy i wspomagać swoich kolegów. Wiele mówiło się o słabym mentalu piłkarzy Nielsa Frederiksena. Tym razem — po straconym golu — nie podłamali się, tylko poszli po swoje. W końcu, w 34. minucie, podanie Joao Moutinho wykorzystał Ishak, doprowadzając do wyrównania. Co więcej, to gospodarze byli bliżsi kolejnej bramki za sprawą mocnego uderzenia z dystansu Aliego Gholizadeha.
Lech Poznań źle wszedł w mecz, szybko stracił bramkę, a schodząc na przerwę z wynikiem remisowym, mógł czuć lekki niedosyt. Kolejorz pokazywał swoją najlepszą wersję. Środkowi pomocnicy zbierali wiele piłek, ofensywni gracze byli w stanie szybko wymieniać podania, zdobywając teren i zbliżając się pod bramkę Crvenej zvezdy.
Gol, który zabolał
Po zmianie stron Kolejorz starał się kontynuować grę z końcówki pierwszej połowy, ale w 50. minucie cieszyć mogli się kibice z Serbii. Po rzucie rożnym piłka zatańczyła na linii bramkowej, a arbiter — po weryfikacji VAR-u — odgwizdał drugiego gola Krunicia. Typowe trafienie „z niczego”, które było niezwykle bolesne, biorąc pod uwagę przebieg spotkania. Bramka na 1:2 tak naprawdę „zabiła” moment Lecha, który nie poszedł za ciosem. Crvena zvezda miała korzystny wynik i mogła czekać na swoje kolejne szanse. W 73. minucie Joel Pereira stracił piłkę, a bolesny cios zadał Bruno Duarte.
Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem było już tak naprawdę po zawodach. Ishak próbował jeszcze wywalczyć karnego, ale sam przyznał, że bramkarz go nie faulował. Wynik 1:3 w kontekście rewanżu na terenie rywala nie daje większych nadziei na awans. Szkoda, bo Lech Poznań miał swoje momenty i nie musiał przegrać pierwszego spotkania.