Pogrom! Po dobrym meczu Benfica pokonała na własnym boisku Atletico 4:0. Bramki zdobyli Kerem Aktürkoğlu i Angel Di Maria, Alexander Bah oraz Orkun Kokcu.
Wynik dla kibiców, którzy nie oglądali spotkania rozgrywanego na Estadio da Luz może wydać się niespodzianką, jednak zwycięstwo Benfiki w tym spotkaniu było w pełni zasłużone. Podopieczni Bruno Lage byli bardziej aktywni i żwawi. Poruszając się po boisku pokazywali, że bardziej zależy im na sięgnięcie po komplet punktów. Po 90 minutach faktycznie mogli dopisać na swoje konto kolejne punkty za drugie zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów.
Mogło być wyżej
W pierwszej połowie obie drużyny po równo podzieliły się czasem spędzonym przy piłce, ale to piłkarze z Lizbony potrafili go lepiej wykorzystać. Swój zespół na prowadzenie wyprowadził Aktürkoğlu, który w ostatnim czasie wyrasta na miano największego lidera swojego zespołu. Atletico starało się odpowiedzieć, ale ich próby ataku były zbyt niemrawe. Na domiar złego, od 33. minuty zespół Diego Simeone musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Marcosa Llorente.
Druga połowa na dobre rozpoczęła się od rzutu karnego. Po dość długiej analizie VAR do piłki ustawionej przed bramką Jana Oblaka podszedł Angel Di Maria. Były bramkarz Os Encarnados nie zdołał zatrzymać aktualnego mistrza świata i w 53. minucie gry na tablicy pojawił się wynik 2:0. Atletico już na samym początku drugiej części meczu miało podcięte skrzydła. Sytuacja hiszpańskiego klubu byłaby jeszcze gorsza, gdyby w kolejnej akcji Di Maria wykorzystał sytuację sam na sam. Przy życiu madrytczyków utrzymała udana interwencja Oblaka, ale – jak pokazała przyszłość – nie była ona punktem zwrotnym dla jego kolegów z pola.
Co się odwlecze to nie uciecze
Im dalej w las, tym gorzej dla gości. Błędy i rażący brak pomysłu na rozgrywanie ataków zemściły się, kiedy Benfica postanowiła wrzucić wyższy bieg. Najpierw, w 75. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Alexander Bah. Jako ostatni na listę strzelców wpisał się Orkun Kokcu, który wykorzystał kolejny rzut karny. Ku uciesze kibiców zgromadzonych na Estadio da Luz, ich ulubieńcy wreszcie dali długo wyczekiwany koncert. Pogrom stał się faktem, choć goście i tak mieli szczęście, bo w samej końcówce rezerwowy Benjamin Rollheiser trafił w poprzeczkę.