Po czteromiesięcznej przerwie do gry powraca reprezentacja Polski, przed którą walka w kwalifikacjach mistrzostw świata 2026. Biało-czerwoni w najbliższy piątek i poniedziałek zagrają na Stadionie Narodowym odpowiednio z Litwą oraz Maltą. Oba mecze wydają się formalnością dla podopiecznych Michała Probierza. Każdy inny wynik niż dwa pewne zwycięstwa będzie traktowany w kategoriach kompromitacji.
Litwo, rywalu mój!
Piłkarska reprezentacja Litwy ma za sobą niezwykle rozczarowujący rok. Litwini niemalże dokładnie 12 miesięcy temu, w play-outach o Ligę Narodów (dywizja C) dwukrotnie pokonali Gibraltar (1:0, 1:0). W samej dywizji zaliczyli jednak pasmo klęsk, przegrywając wszystkie 6 meczów. Oczywiście, mówimy o zespole, który zazwyczaj był dostarczycielem punktów w grupach kwalifikacyjnych, jednak rozczarowujące rezultaty przeciwko takim przeciwnikom jak Cypr czy Kosowo pokazuje słabość litewskiego futbolu. Nawet gdyby Michał Probierz wystawił reprezentację polskich piłkarzy z Ekstraklasy i tak byłaby ona zdecydowanym faworytem pojedynku przeciwko Litwie.
Paradoksalnie jednak nasz historyczny bilans z Litwą nie prezentuje się tak okazale, jak mogłoby się nam wydawać. W historii graliśmy z naszymi północnymi sąsiadami ledwie 11 razy, za każdym razem towarzysko. Odnieśliśmy pięć zwycięstw, cztery razy mecz kończył się remisem. Dwukrotnie lepsi byli rywale. To nie jest bilans wybitny, ale obecnie różnica potencjału sportowego jest gigantyczna.
Malta skazana na pożarcie
8 występów, 2 strzelone gole, 20 straconych. To nie statystyki rywali grających na polskie kluby w reprezentacji europejskich pucharach, a bilans Malty w grze o awans na Euro 2024. Reprezentanci tego kraju zostali całkowicie rozbici przez Anglię, Włochy, Ukrainę oraz Macedonię Północną. Znamienne, że najlepszym zawodnikiem tej drużyny w jej ostatnim meczu o punkty (z Andorą) był Matthew Guillaumier, na co dzień gracz… Stali Mielec.
Za nami przemawia także bilans. Cztery mecze, cztery zwycięstwa, zero straconych bramek. Malta jako rywal nam „leży”, ale to samo możemy napisać i większości rywali Maltańczyków. Mowa o jednej z najsłynniejszych europejskich nacji, która zazwyczaj ogranicza się do roli dostarczyciela punktów.
Mecze wielu szans
Dla wielu naszych reprezentantów granie z takimi rywalami to wręcz wymarzona okazja do naprawy wielu mankamentów. Lewandowski od pewnego czasu ma problemy ze strzelaniem w kadrze. Lepszej okazji na podreperowanie swojego dorobku mieć już chyba nie będzie. Jak nie z Maltą i Litwą, to z kim?
Minut potrzebują Jakub Kamiński i Kacper Urbański, którzy w swoich klubach nie grają zbyt wiele. Teraz będą mieć idealną okazję na pokazanie swoich umiejętności. Szczególnie że w teorii selekcjoner powinien pozwolić sobie na pewne eksperymenty. Zobaczymy również, jak w kadrze zaprezentuje się będący w rytmie meczowym Jakub Moder. Polak w Feyenoordzie zachwyca, a teraz czas przełożyć to również na reprezentację. W Meksyku natomiast gwiazdą staję się Mateusz Bogusz. Dla niego również będzie to idealna okazja. To zgrupowanie może mieć naprawdę wielu nieoczywistych bohaterów. Z drugiej strony, niektórzy mogą na nim również wiele przegrać.
Spokojnie, to nasi
Z drugiej strony, nie takie rzeczy polska reprezentacja potrafiła… przegrać. Porażki z Mołdawią, Albanią, męczarnie z Wyspami Owczymi. Kompromitacja na Euro 2021. Przykładów można w tej kwestii mnożyć aż nadto. Jako fani naszej kadry nie możemy być pewni zasadniczo niczego. My nie wytrzymujemy presji. Możemy ograć Niemców, zagrać fajnie na Francję w 1/8 MŚ, a po drodze dostać od Albanii czy Mołdawii. Gramy nierówno i nigdy nie startujemy z pozycji wyraźnego faworyta. Gracze się zmieniają, trenerzy również, a my wciąż popełniamy te same błędy.
Nie możemy, jako kibice, lekceważyć nawet Litwy czy Malty. Wiadomo, że od piłkarzy takiej klasy jak Lewandowski, Kiwior, Zieliński (kontuzjowany), Moder czy Cash można oczekiwać sporo. Mimo wszystko podchodźmy do tego z chłodną głową. Nie dlatego, że ktoś może zrobić nam psikusa. Po co szargać własne nerwy?
Wielu z nas z kadrą jest od zawsze. Kibicowaliśmy, gdy dostawali łomot od Belgii, gdy na Euro 2012 do domów (chociaż było blisko) wysyłały nas Czechy, kiedy Nawałka prowadził nas do karnych na Portugalię. Kibice będą z tą drużyną na dobre i na złe, nawet jak wielu z nas narzeka na co dzień. Na ziemi leży sześć punktów, które powinniśmy podnieść bardzo niskim nakładem sił. Jeśli tego nie zrobimy, to już na starcie skomplikujemy sobie drogę na najbliższy czempionat. Trzymajmy kciuki, aby Polacy pokazali wyższość. Dwie wygrane po 1:0 nikogo nie usatysfakcjonują.