Po serii zwycięstw młodzieżowa reprezentacja pod batutą Jerzego Brzęczka udała się na północ, aby rozegrać mecz ze Szwecją. Polska U-21 miała zostać zweryfikowana przez mocniejszego rywala, niż pokonane wcześniej ekipy Macedonii, Armenii i Czarnogóry. Jak okazało się, weryfikacja faktycznie przyszła. Lecz bardzo pozytywna – wbrew krytykom i kręcącym nosem.
W składzie Szwecji grozę miał siać Williot Swedberg – piłkarz pierwszego składu Celty Vigo – jednak zakończył mecz w 22. minucie ze względu na problemy ze zdrowiem. Jednak przez te nieco ponad dwadzieścia minut nie zdążył zrobić za wiele, gdyż Polacy stłamsili gospodarzy. Po sześciu minutach było 1:0, po pół godziny gry 2:0, a na przerwę schodzili już z trzybramkowym prowadzeniem.
Jerzy Brzęczek stworzył potwora?
Po poprzednich trzech meczach w komentarzach można było przeczytać opinię, że Polska U-21 nie zagrała jeszcze z poważnym przeciwnikiem. Jakby trzy pewne zwycięstwa bez straty gola nie były wystarczającym argumentem na to, że Jerzy Brzęczek wykonuje dobrą robotę z młodzieżową reprezentacją. Niektórzy pisali – „niech pokażą się ze Szwecją czy Włochami, a nie słabą Czarnogórą”. No i pokazali. Na stadionie w Jönköping Szwedzi nie istnieli. Wielopodaniowe akcje, bolesne kontrataki i bezlitosna skuteczność. To sprawiało, że podopieczni byłego selekcjonera seniorskiej reprezentacji nie mieli większych problemów, aby szybko utorować sobie drogę do zwycięstwa.
Najpierw Mateusz Kowalczyk asystował Tomaszowi Pieńce – podanie przypominało asystę piłkarza GKS-u Katowice do Ilyi Shkurina w meczu pucharowym z Wisłą Płock. Kapitan młodzieżówki pewnie umieścił piłkę w siatce. Podobnież, choć nie tak pewnie, uczynił jeszcze raz – w 31. minucie – gdy wykorzystał rzut karny. Jedenastka była efektem rajdu lewym skrzydłem Oskara Pietuszewskiego i faulem jednego z defensorów po odważnym wejściu w drybling wewnątrz szesnastki. Odwaga popłaciła, podobnie jak przed przerwą. Środkiem pola przedarł się Kowalczyk, lecz zamiast strzelać, podał do Marcela Reguły. Piłka po próbie zawodnika Zagłębia Lubin przełamała ręce Andre Picornella, odbiła się od poprzeczki i została dobita z bliska przez Kacpra Urbańskiego. Nie było o co się przyczepić do gry Polaków. Jeśli mielibyśmy coś napisać o ofensywnych poczynaniach Szwedów, to nie za bardzo jest co wspominać. Dwa celne strzały bez problemu były wyłapywane przez Marcela Łubika.
Po przerwie kontrola
Drugą połowę Jerzy Brzęczek – mając dobry wynik – zaczął od podmieniania piłkarzy. W przerwie zszedł Miłosz Matysik. Niedługo później zdjęty został Kowalczyk, a w 66. minucie zeszli Urbański i Pietuszewski. Tempo gry trochę spadło, ale szansę Polacy wciąż sobie tworzyli. Świetną okazję zmarnował Tomasz Pieńko jeszcze we wczesnym etapie drugiej części meczu, ale na kolejnego gole czekaliśmy prawie całą połowę. Wpierw Antoni Kozubal wykorzystał złe wybicie piłki głową środkowego obrońcy rywali i bez przyjęcia, lewą nogą huknął „pod ladę” nie dając szans bramkarzowi. Przed końcem jeszcze mieliśmy bramkę w wykonaniu Marcela Krajewskiego – prawy obrońca przejął piłkę, wjechał jak do siebie środkiem i uderzył lewą nogą, a wynik zamknął Pieńko, pięknie lobując bramkarza i kompletując hat-tricka.
Konsekwentna i dojrzała gra sprawiła, że Polacy nie grali już tak ofensywnie, jak przed zejściem na przerwę. Warto jednak zauważyć, że brak zmasowanych ataków skutkował także solidną defensywą. Choć w końcówce chłopaki trochę doszlifowali swój dorobek bramkowy. Szwedzi natomiast nie dali rady choćby zbliżyć się do gola honorowego. Pełna kontrola zapewniła dowiezienie korzystnego wyniku do samego końca i odhaczenia kolejnego czystego konta. Następny mecz młodzieżówka zagra z Włochami, ale możemy się cieszyć, że nie musimy czekać do listopadowego zgrupowania, aby chwalić podopiecznych Jerzego Brzęczka. Oraz samego trenera. Nie można o tym zapominać.