Starcie na otwarcie mistrzostw świata z Francuzami było przy okazji przetarciem przed kolejnymi bataliami z Trójkolorowymi. Polska bowiem ma przed sobą po mundialu jeszcze dwa mecze z Francuzami w ramach eliminacji do mistrzostw Europy. Ostatni raz o punkty rywalizowaliśmy z nimi na mundialu w 2017 roku. Przegrali wtedy, ale różnicą tylko jednej bramki.
Gospodarowanie
Biało czerwoni chociaż od pierwszego gwizdka radzili sobie dobrze i prowadzili wyrównany pojedynek z Francją, to mieli pewien mankament. W momentach kiedy mogli zbudować trwalszą przewagę nie kończyli akcji bramką. Ta niemoc objawiała się przy ataku z kontry jak i tym w konstruowaniu pozycyjnym. Francuzi po trochę słabszym początku (w którym popełniali więcej błędów) zaczęli uciekać i usytuawiać w komfortowej pozycji. Na szczęście w końcówce pierwszej połowy zdołali poprawić swoje strzelnicze umiejętności (przy jednoczesnym powstrzymywaniu przeciwników od zdobywania kolejnych goli) i zejść na przerwę mając tylko jedną bramkę straty.
Blisko karku
Po zmianie stron nadal Polakom brakowało niewiele, aby przechylić szalę na swoją korzyść. Potrafili już doprowadzić do remisu i mieć przed sobą tylko krok do wyprzedzenia oponentów. Warto zauważyć, że grali w bardzo skoncentrowany sposób w defensywie. Jednak Les Blues umieli się wznosić na wyżyny kreatywności i pewnie zdobywać kolejne gole. Pomimo tego, że zdarzały się im błędy, to nie pozwolili na to, aby przeszkodziły im w triumfie. Zaś podopieczni Patryka Rombla po prostu zaprzepaścili swoje szanse w najważniejszych chwilach. I ostatecznie one się na nich zemściły.