Sezon 2020/21 nieuchronnie zmierza ku końcowi. Dla Cracovii był to rok pełen goryczy, bólu, gorzkiego smaku porażki, a przede wszystkim straconego czasu. Projekt, który budowany był przez parę lat, runął i zamienił się w pył. „Pasy” grały fatalnie, nie obroniły Pucharu Polski, sezon kończąc na 12.,13. lub 14. pozycji. Pora wyrzucić swoje żale z perspektywy osoby, która śledziła tę drużynę na każdym kroku obecnej kampanii.
Początek nie zapowiadał problemów
Co ciekawe, zaczęliśmy naprawdę nieźle. Do dziś pamiętam zwycięstwo z Pogonią, kiedy to do siatki trafił Marcos Alavarez. Oglądając ten mecz pomyślałem, że to będzie „ten sezon”. Na papierze wyglądało to tak – obiecujące transfery, do tego wartościowi zmiennicy i utrzymany trzon zespołu. Nic, tylko grać i wygrywać! Potem przyszły remisy, wyjście spod kreski, i… dołek…
Szybko odpadliśmy z przedsionku europejskich pucharów, w międzyczasie zdobywając Superpuchar Polski. Generalnie początek był mocno średni, a 7 punktów po sześciu kolejkach nie rzucało na kolana. No, ale nic, były perspektywy. Ciągle wierzyłem, że to w końcu ruszy. Na marne, bo nie ruszyło, nie rusza i ruszyć nie zamierza.
No i się zaczęło
Myśląc o tym sezonie zawsze gdzieś z tyłu głowy będę miał sytuację związaną z Mateuszem. Oczywiście, to pewnie nie jest tak, że jedynie klub jest tutaj winny, a biedny zawodnik został tylko źle potraktowany. Pasy kolejny raz nie żegnają się z „klasą”, która powinna być od nich wymagana. Najgorsze, że my, zwykli „kanapowi” kibice, nie mamy na to żadnego wpływu.
Michał Probierz pogubił się w tym wszystkim, co idealnie obrazuje chęć jego odejścia. Chciał porzucić statek, który sam ukierunkował w taki a nie inny sposób. Profesor Janusz Filipiak oczywiście nie pozwolił mu na „ucieczkę”, co skutkuje dalszym trwaniem w stagnacji i nicości, które prawie zostały przykryte przez „sukces” w Pucharze Polski. Ohh, jak ja się ciesze, że nie przegraliśmy po bohaterskim remisie 0:0 w karnych w finale z Arką Gdynia. Ależ by to była świetna narracja dla kochanych władz naszego klubu typu „no mieliśmy pecha chłopaki, za rok się uda, jest Pelle, jest Hanca i gramy sobie w piłeczkę!”.
Najbardziej boli mnie styl, w jakim rozegraliśmy te wszystkie spotkania. Tak na dobrą sprawę to nie było żadnego stylu, nie było chęci gry, nie było niczego. My nawet nie graliśmy w piłkę, a straty punktów z Lechem czy Śląskiem Wrocław śnią mi się cały czas. Tytuł frajera roku osiągnęliśmy już dawno, a jakkolwiek poprawić sytuację drużyny mogły tylko 3 punkty w derbach Krakowa – do czego oczywiście nie doszło. Czy winny jest jednak tylko Probierz?
Zmiana trenera lekiem na całe zło?
I tak, i nie. Z jednej strony to on odpowiada za transfery do klubu; z drugiej od lat wiadomo, że w Cracovii nigdy trener nie ma 100% władzy. „Guardiola” wie doskonale jednak, że więcej z tego zespołu wykrzesić nie może. Ten sezon udowodnił, że Cracovia obrała fatalny kurs. Ostatnie dwie kolejki, pewne utrzymanie, to idealny czas na zagranie młodymi, co nie?
Nigdy nie wyciągamy wniosków…
Ha, co ja gadam! Sadiković, Rivaldinho Junior, Dimun, no i gramy. Po co wprowadzać młodych, kiedy i tak sezon dawno jest już stracony, a z ligi zlecieć się już nie da. Niech chłopaki pooglądają mecze w telewizji, nauczą się zapewne więcej. Od Dimuna – jak nie rozgrywać piłki, od Rivaldinho – co zrobić, by przez 90 minut ani razu nie mieć kontaktu z futbolówką, a od Sadikovicia, w jaki sposób odpuszczać rywalowi, aby ten mógł mieć bardziej komfortową pozycję do dogrania partnerowi. Młodzi siedźcie i zapisujcie!
Superpuchar, który dołożyliśmy do klubowej gabloty, nie ratuje sezonu. Straciliśmy cały rok, który mogliśmy wykorzystać na rozwój. Nie chce mi się wierzyć, że następna kampania obróci się dla nas o 180 stopni. Potrzebujemy transferów, szczególnie tych ofensywnych, a także kompletnie nowej wizji gry. Bez innowacji nie zmieni się nic.