Piłkarski Mount Everest. Manchester City osiągnął perfekcję

Choć Manchester City pod wodzą Pepa Guardioli zagrał mnóstwo doskonałych meczów to wczorajszym spotkaniem z Realem Madryt przebił kolejną granicę. Kiedy media będą podsumowywać erę Katalończyka na Etihad Stadium tworząc ranking najlepszych występów jego zespołu śmiało możemy stwierdzić, że ten mecz będzie umieszczany na samym szczycie. Był wyjątkowy ze względu na grę Obywateli, klasę rywala, a może zapisać się jeszcze mocniej na kartach historii, jeśli City pokona Inter w finale Ligi Mistrzów i wreszcie sięgnie po brakujące trofeum. Wtedy – niezależnie od tego jak będzie wyglądał finał – to triumf nad Realem będzie wskazywany jako moment przełomowy. Jako symbol przełamania impasu.

Pep Guardiola wszystko przewidział

W pierwszym meczu na Santiago Bernabeu nie było widać wielkiej różnicy klas pomiędzy oboma zespołami. Aura Realu Madryt w Lidze Mistrzów pozwalała wielu kibicom typować Królewskich jako faworyta do awansu przed wczorajszym starciem na Etihad. Tydzień temu wydawało się, że Manchester City nie jest jednak taki straszny, jak go malowano. W pomeczowych analizach to piłkarze Carlo Ancelottiego zbierali więcej pochwał (Rudiger, Alaba, Camavinga, Kroos, Vinicius). Jednym z głównych tematów odnośnie do Manchesteru City był natomiast brak zmian Pepa Guardioli, ale Hiszpan najwyraźniej był zadowolony z tego, co widzi na boisku i nie chciał nic zmieniać. Na konferencji prasowej mówił, że miał na ławce piłkarzy „zbyt dyamicznych” w porównaniu do tego, czego zespół wówczas potrzebował. Remis na Bernabeu satysfakcjonował Guardiolę, jak mało kogo w środowisku kibicowskim Manchesteru City.

REKLAMA

Przed rewanżem Pep również sprawiał wrażenie pewnego siebie. Zapewniał, że „nie przekombinuje” i że ma pomysł na mecz, a jego zespół będzie grał bardziej płynnie. Hiszpan nie dokonał żadnych zmian względem pierwszego spotkania z Realem, ale drużyna pokazała inną twarz. O ile w Madrycie mieli problem z przebiciem się przez barykadę rywali, tak na własnym stadionie przesunęli wajchę bardziej w stronę ofensywy i nie było to już problemem. Częściej do ataku podłączali się skrajni środkowi obrońcy w fazie posiadania piłki (Walker i Akanji), a także któryś z defensywnych pomocników (Stones lub Rodri). Manchester City tworzył przewagę w bocznych sektorach boiska, zwłaszcza na prawej stronie, gdzie zespół Carlo Ancelottiego miał gorzej obsadzoną defensywę. Największe gromy zrzucane są na Camavingę, ale Modrić, który często nie nadążał za wbiegającymi w ten sektor rywalami też ma swoje na sumieniu. The Citizens wrzucili rywali na karuzelę i tylko podkręcali tempo.

Nie tylko z piłką, ale i bez piłki

Manchester City w posiadaniu piłki był wczorajszego wieczoru fantastyczny, ale żeby w ten sposób stłamsić Real Madryt perfekcyjny musiał być również bez piłki. The Citizens dali prawdziwy wykład z wysokiego pressingu. Dopóki nie zdobyli pierwszej bramki grali na niesamowitej intensywności ne dając ani na chwilę odetchnąć rywalom. W momencie, gdy Bernardo Silva po raz pierwszy pokonał Thibaut Courtois Real Madryt wymienił 25 podań między sobą i miał 3 kontakty z piłką na połowie rywala. Zegar wskazywał wówczas 23. minutę. Rodrygo nie miał jeszcze ani jednej próby podania, a cały ofensywny tercet zaliczył 13 kontaktów z piłką. Takiej skali dominacji na etapie półfinału Ligi Mistrzów przy wyniku remisowym chyba jeszcze nie było.

Manchester City osiągnął to dzięki bardzo wysokiemu poziomowi technicznemu zawodników, ale też, a może przede wszystkim, przez pracę w defensywie. Obywatele znakomicie reagowali po stracie futbolówki błyskawicznie ją odzyskując i wygrywając niemal każdy pojedynek. Z 21 prób odbiorów w całym meczu aż 17 było udanych.

Manchester City zakładał też bardzo agresywny pressing w momencie, gdy Real starał się rozgrywać od własnej bramki. Pep Guardiola dostosował ustawienie bez piłki do sposobu gry rywala. Zespół Ancelottiego najczęściej stara się wychodzić spod pressingu tworząc przewagę liczebną i zawiązując małą grę na lewej stronie, więc Hiszpan przygotował na to swój zespół. Za Alabę odpowiadał Haaland, a za Militao nie tak jak zwykle Kevin De Bruyne, a Jack Grealish. Belg odcinał Kroosa, a drugi skrzydłowy, Bernardo Silva był przy Camavindze. Manchester City zostawiał więcej przestrzeni Realowi na prawej stronie, gdzie w przypadku podania do Carvajala z linii obrony wyskakiwał Akanji. W efekcie Real nie miał pomysłu jak wyjść spod pressingu i często w wyniku bezradności Courtois wybijał piłkę daleko na połowę rywala, gdzie Obywatele wykorzystywali przewagę w powietrzu.

Manchester City wszedł na piłkarski Mount Everest

Manchester City z meczu z Realem w półfinale Ligi Mistrzów zrobił sobie zwykłe ligowe starcie z – dajmy na to – Nottingham Forest w drodze po kolejny ligowy tytuł. Sprawił, że Real Madryt w Lidze Mistrzów nie był Realem Madryt w Lidze Mistrzów. Że aura zespołu, który czyni cuda prysła. To Obywatele mieli tego dnia nadprzyrodzone moce. W tych rozgrywkach, na takim etapie, chyba jeszcze nikt nie spuścił takiego łomotu Królewskim.

23 mecze bez porażki, w tym 19 zwycięstw. 11 ligowych wygranych z rzędu. Finał Pucharu Anglii, finał Ligi Mistrzów i kolejny tytuł mistrza Anglii na wyciągnięcie ręki. Zespół Pepa Guardioli osiągnął perfekcję. Wszedł na piłkarski Mount Everest i z góry patrzy na całą resztę. Kiedy wejdzie na swoje optymalne obroty – a od wielu tygodni nie ma z tym problemu – jest na poziomie nieosiągalnym dla innych. Teraz pozostało postawić tylko kropkę nad „i”.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,723FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ