Tak dobrze, jak dzisiaj dawno nie bawiliśmy się podczas meczu reprezentacji Polski. Były emocje, były zwroty akcji i były gole – to, co kibice lubią i to, dlaczego z kadrą się utożsamiają. Nie było jednak zwycięstwa, a to przecież miał być obowiązek. Co do dobrej gry – tutaj proporcje wynoszą 3:2 na niekorzyść naszego zespołu. Pierwsze 60 minut – fatalne, ostatnie 30, już po zmianach – dobry, momentami bardzo dobry.
Niepotrzebna komplikacja
Paulo Sousa nie trafił ze składem. Tutaj chyba nikt nie ma wątpliwości. Nawet sam Paulo Sousa przyznał to w wywiadzie pomeczowym dla TVP Sport. Chciał wyjść na mądrzejszego od wszystkich, widzącego więcej, ale przekombinował. Lewonożny Szymański na prawym wahadle? Kompletny niewypał. Chyba najgorszy na boisku, widać było, że to nie jest jego pozycja i automatycznie schodząc na lepszą nogę zawężał pole gry. Brak Glika? Z uwagi na grę wysoko ustawioną linią obrony dało się tą decyzję wytłumaczyć, ale znów okazało się, że bez doświadczonego stopera wyglądamy gorzej. Już sama jego obecność, podpowiedzi wprowadzają spokój w naszych szeregach i sprawiają, że jesteśmy lepiej poukładani. Arkadiusz Reca? Też bardzo słaby mecz. Tutaj Sousa nie miał dużego wyboru, jednak w ataku pozycyjnym Reca nie posiada niemal żadnych atutów.
I tak też wyglądała nasza gra do momentu pierwszej zmiany. Skomplikowanie. Szczerze? Nawet nie mam pojęcia, jak określić to, co chcieliśmy grać. Bo patrząc na to ciężko było wywnioskować. Szybko stracony gol zmusił nas do gry w ataku pozycyjnym. Wyprowadzenie piłki było dramatyczne. Jeśli już coś się ruszyło to ze strony Bartosza Bereszyńskiego. Po drugiej stronie Bednarek nie dość, że nie czuje się dobrze w tym elemencie gry to dodatkowo lepsza prawa noga ograniczała mu zdobywanie terenu z piłką. Wahadłowi byli totalnie osamotnieni, nikt nie dawał wsparcia w bocznych sektorach. Nic dziwnego, że Węgrzy nie mieli problemów, aby poustawiać krycie i skutecznie przesuwać. Pierwszy kontakt z piłką w polu karnym przeciwnika zaliczyliśmy dopiero w 27 minucie.
Kluczowe zmiany
Kluczowym momentem, który wpłynął na losy meczu była potrójna zmiana w 59 minucie. Boisko opuścili Helik, Moder i Szymański, a na placu gry pojawili się Glik, Piątek i Jóźwiak. Minutę później Kamil Jóźwiak dośrodkował w pole karne, piłkę trącił jeszcze Krychowiak, a do siatki wpakował ją Krzysztof Piątek. Na prawym wahadle pojawił się prawonożny zawodnik i po jego zagraniu w pole karne strzeliliśmy bramkę. Piłka nożna to prosta gra. Drugi gol, który padł minutę po pierwszym to już efekt odebranej piłki na połowie przeciwnika. Wspomniane wcześniej zmiany miały też jeden bardzo ważny efekt uboczny. Zieliński został cofnięty głębiej i to była moim zdaniem najlepsza decyzja Sousy w tym meczu. O ulubionej pozycji pomocnika Napoli można prowadzić debatę przez całą przerwę reprezentacyjną, napisać pracę magisterską, czy tworzyć żarty o półlewej mozzarelli, ale w takim meczu, kiedy mamy ogromne kłopoty z dystrybucją piłki do tercji ataku, a w środku nie ma komu grać Zieliński jest kluczowy, aby to zrobić. Grając wyżej przez większość czasu był niewidoczny i przyjmując piłkę z przeciwnikiem na plecach nie miał takiego komfortu.
Bramka na 3-3 padła po tym samym schemacie, co pierwsza – płaskim dośrodkowaniu w pole karne z prawej strony. Z tą różnicą, że nie wykonał go Jóźwiak, a Bereszyński. Obrońca Sampdorii zrobił to, czego brakowało mi przez całe spotkanie. Wykorzystał swoje ciągotki ofensywne i podłączył się do akcji. Dał wsparcie wahadłowemu. Znów prosta rzecz. Reasumując – bramki strzelaliśmy po odbiorze na połowie przeciwnika i dwukrotnie po wrzutkach. Dwie z trzech po zagraniach z bocznego sektoru. Po najprostszym (może poza stałymi fragmentami gry) elemencie w futbolu. Tak też graliśmy za Nawałki oraz za Brzęczka. I nie ma w tym nic złego. Najprostsze rozwiązania są często najlepsze.
Czy to był udany debiut?
Ciężko mi to ocenić, naprawdę. Tak dobrze podczas meczu kadry nie bawiliśmy się w żadnym spotkaniu za kadencji Jerzego Brzęczka, ale czy o to nam chodzi? Tu pewnie każdy poda inną odpowiedź, jednak ja jestem w obozie, że przede wszystkim liczy się wynik. A ten mecz mieliśmy wygrać. Drugie pytanie – czy za Sousy wszystkie mecze będą tak wyglądać? Mam spore wątpliwości. Pewnie będzie ciekawiej niż za Brzęczka, ale jeśli przeanalizujemy sobie spotkanie z Węgrami to zauważymy, że z 7 strzałów celnych padło aż 6 bramek. Byliśmy zadziwiająco skuteczni – podobnie, jak nasi rywale – i ponadto popełnialiśmy proste błędy w obronie.
Po meczu widziałem sporo komentarzy, że za Brzęczka nie podnieślibyśmy się z 0:2. Ja zapytam inaczej: czy za Brzęczka stracilibyśmy 2 bramki z Węgrami? Zespół podczas debiutu Paulo Sousy stracił 3 gole. To już tyle samo razy, ile podczas kadencji Jerzego Brzęczka. Niepokoi mnie to. Miałem wrażenie, że w nowym ustawieniu nasza defensywa wygląda na zagubioną, zwłaszcza przy kontratakach przeciwnika. Mimo, że bez piłki przechodziliśmy na czwórkę z tyłu to nadal nasi piłkarze byli zagubieni. Oczywiście, w tak krótkim czasie Sousa nie miał prawa nagle nauczyć zawodników gry w nowym ustawieniu. Jednak zmiana selekcjonera miała dać efekt natychmiastowy. Bo każda strata punktów teraz sporo nas kosztuje, a czasu i miejsca na eksperymenty nie ma. A Paulo Sousa je robi.
Tak, nie jestem fanem nowego ustawienia. Zbigniew Boniek zmienił selekcjonera na kilka miesięcy przed EURO nie po to, aby budować wszystko od nowa, a po to, aby zwiększyć szanse na dobry rezultat na EURO. A jak najłatwiej to zrobić w tak krótkim czasie? Wnieść kilka modyfikacji, poprawić organizację gry, wykorzystać potencjał poszczególnych jednostek do maksimum i dopracować stałe fragmenty gry. Nie wymyślać koła na nowo. Bo futbol to prosta gra. A już zwłaszcza ten w wydaniu reprezentacyjnym.
Po wypowiedziach i tłumaczeniach swoich decyzji widać, że Sousa to jednak inteligentny gość. I mam nadzieję, że z tego meczu również szybko wyciągnie wnioski.