Miniona kolejka włoskiej ekstraklasy przyniosła nam mnóstwo niespodzianek. Cztery z sześciu najlepszych drużyn poprzedniego sezonu Serie A odniosły bowiem porażki. Kibice nie mogli narzekać na nudę, chociaż niektóre mecze nie porwały z foteli. Przedstawiamy pięć wniosków podsumowujących to, co działo się we Włoszech w zeszły weekend.
Juventus musi wybrać – pieniądze lub dobra gra
O ile pewne wpadki czy niedociągnięcia da się jakoś zatuszować, o tyle gra Juve od początku sezonu może załamać każdego sympatyka Bianconerich. Drużyna z Turynu jest tragiczna, regularnie gubi punkty, a po dwóch kolejkach Ligi Mistrzów ma na swoim koncie… okrągłe zero punktów. Porażkę z PSG można było wpisać w koszta, ale to co stało się w meczu z Benfiką, nie jest już wytłumaczalne. Co gorsza, nie tylko Champions League może budzić pewne wątpliwości w kwestii tego, jak radzi sobie Juventus.
W lidze wcale nie jest lepiej. Tylko dwa wygrane mecze z siedmiu. Porażka z Monzą to swoisty gwóźdź do trumny, która coraz mocniej domyka się na oczach milionów kibiców biało-czarnych. Juve regularnie remisowało i traciło punkty, ale nawet zwycięstwa z Sassuolo czy Spezią, mimo wysokich rezultatów, nie poprawiło sytuacji drużyny. Styl jest nie do zaakceptowania, a Massimiliano Allegri – przez swój wysoki i długi kontrakt – wydaje się być „przyspawany” do ławki trenerskiej byłego dominatora włoskiej piłki. Kryzys ekonomiczny i sportowy było widać od dawna, ale teraz cała drużyna znalazła się w martwym punkcie. Jeśli szkoleniowiec dłużej utrzyma swoje stanowisko, nie mając przy tym żadnego pomysłu na grę, to ekipa zatracać będzie się w marazmie. Zerwanie kontraktu byłoby bardzo kosztowne i zapewne dlatego jest to ostatnia opcja ratunkowa działaczy z Turynu.
Udinese dalej zachwyca
W przedsezonowej zapowiedzi, pisałem, że jeśli Udine chce włączyć się do walki o siódmą pozycję w Serie A, musi zacząć punktować z tymi lepszymi. „Zebry” w zeszłej kampanii regularnie przegrywały z każdym mocniejszym rywalem. W tym sezonie wszystko zmieniło się o 180 stopni, a ekipa z północy Włoch zachwyca stylem, sposobem, jak i dojrzałością we własnej grze. Szczególnie że w dwóch pierwszych kolejkach „ledwie” zremisowali z Salernitaną oraz przegrali z Milanem. Podkreślić należy jednak, że już w meczu z mistrzami Włoch widać było, że Udine może nie być „chłopcem do bicia”.
I tak się doprawdy stało. Roma, Inter, wcześniej Fiorentina. Trzy drużyny z siedmiu najlepszych drużyn poprzedniego sezonu zostały już odprawione z kwitkiem. Mecz z Interem zaczął się dla nich fatalnie, a mimo tego odwrócili jego losy, całkowicie dominując swoich rywali w drugiej połowie. Pokaz sił i pewności siebie, gdyż Nerazzurri nie zasłużyli na choćby symboliczny punkt. Oglądając ten mecz, odniosłem wrażenie, że „Zebry” kompletnie nie zwracają uwagi na klasę rywala. Zero strachu, twarde realizowanie założeń, groźne kontrataki i świetna organizacja gry obronnej. Nawet jeśli bramka na remis była nieco przypadkowa, a ekipa trenera Andreo Sottilego nie oddała w pierwszej połowie celnego strzału, to na ten komplet punktów zwyczajnie zasłużyła. Czapki z głów za postęp, jaki Udine wykonało w niecałe pół roku. Nie powinniśmy jeszcze przesadzać z zachwytami, ale na razie wygląda to co najmniej obiecująco.
Monza nie chce składać broni
Ciężko wyobrazić sobie gorszy początek sezonu od tego, jaki zaliczył beniaminek z Monzy. Pięć meczów, pięć porażek, brak jakichkolwiek schematów czy perspektyw. Oczywiście, przez liczbę nowych twarzy można było zakładać w ciemno, że proces aklimatyzacji nowych piłkarzy może chwilę potrwać. Mimo wszystko nie szło to w dobrą stronę, a kolejne porażki nie ułatwiały życia. Po remisie i pierwszym punkcie w Serie A w historii (notabene z Lecce, innym beniaminkiem) w 6. kolejce, powoli zaczęło wychodzić słońce. Miało być już tylko lepiej, ale na drodze do upragnionej pierwszej wygranej miał stanąć Juventus, którego pokonanie graniczyło z cudem. To znaczy, miało graniczyć, prawda?
Bo beniaminek od początku meczu nie wystraszył się znacznie mocniejszego rywala. Bez skrupułów wypunktował przeciwnika, starając się zaznaczyć swoją dobrą grę już od pierwszych minut. Bezsensowna czerwona kartka dla Angela Di Marii jedynie ułatwiła im zadanie, a gol znanego nam z polskich boisk Christiana Gytkjaera pozwolił Monzy cieszyć się z wyczekiwanego pierwszego zwycięstwa w Serie A w historii. Gospodarze w pełni zasłużyli na zwycięstwo. Aktualnie tracą do bezpiecznej 17. pozycji zaledwie jeden punkt. O utrzymanie może być w tym roku bardzo ciężko, ale widzieliśmy ledwie siedem meczów ligowych. Stać może się jeszcze wszystko!
Sampdoria prosi się o spadek
Kończ waść, wstydu oszczędź – chciałby rzec sympatyk Sampdorii. Remisy z Juventusem i Lazio na papierze brzmią bardzo dobrze. Nieco gorzej prezentuje się jednak reszta wyników. Porażki z Hellasem, Spezią czy Salernitaną nie wróżą dla drużyny trenera Marco Giampaolo niczego dobrego. Sampdoria gra katastrofalnie, przegrywając kolejne spotkania. W teorii zdominowali Spezię? Bolesna porażka. Więcej sytuacji bramkowych od ekipy z Salerno? Szybkie 0:4 i można wracać do Genoi. To nie tak powinno wyglądać. Blucerchiati pogrążają się w coraz większym kryzysie.
Co gorsza, brak chyba recepty, która magicznie miałaby odmienić stan w jakim znalazła się ekipa z północno-zachodniej Italii. O ile porażkę z Milanem można było wpisać w koszta, o tyle zawodnicy Sampdorii bramkę na 1:2 stracili… grając w przewadze. Już w zeszłym sezonie w pewnym momencie można było drżeć o byt obu drużyn z miasta leżącego nad Morzem Liguryjskim. Genoa spadła, a Sampdoria – w teorii – bezpiecznie utrzymała się we włoskiej elicie. Teraz wiele wskazuje na to, że o pozostanie w Serie A będzie jeszcze trudniej…
Napoli mocnym kandydatem do pierwszej trójki
Przed sezonem, gdy myślałem o ewentualnej pierwszej czwórce na koniec rozgrywek, wybór wydawał się oczywisty. Milan, Roma, Inter oraz ktoś z dwójki Juventus/Napoli. Teraz, po ledwie siedmiu kolejkach, sytuacja wydaję się być zgoła odmienna. Azzuri grają bardzo równo, punktując nawet, gdy w teorii nic im się nie klei. Milan był od nich lepszy, ale to Napoli świętowało zwycięstwo na stadionie mistrza Włoch.
Oczywiście terminarz ekipy spod Wezuwiusza nie był bardzo wymagający, ale do świetnej dyspozycji w lidze, należy dołożyć dwa zwycięstwa w Lidze Mistrzów, w tym rozbicie 4:1… Liverpoolu! Transfery wydają się być trafione w dziesiątkę, drużyna posiada głębię składu, w ważnych spotkaniach liderzy (jak Piotr Zieliński) potrafią wziąć grę na swoje barki. Jeśli tylko znajdą pewniejszego egzekutora rzutów karnych, to niemal wszystkie najważniejsze aspekty będą działać dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze.