Raków Częstochowa pod wodzą Dawida Szwargi przegrał dotychczas tylko jedno spotkanie — w starciu o Superpuchar przeciwko Legii Warszawa po serii rzutów karnych. Częstochowianie wygrali 4 z 5 meczów w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, a w lidze zanotowali zwycięstwo i remis. Mimo to, przed pojedynkiem z Piastem Gliwice nie brakowało głosów, że to podopieczni Aco Vukovicia będą faworytem. Gliwiczanie w ostatniej kolejce zawiedli co prawda z Górnikiem Zabrze, jednak grając na własnym terenie przeciwko Mistrzom Polski, mieli pokazać swoją najlepszą wersję. Dodatkowo Raków szykujący się na rewanż z Arisem Limassol z oczywistych względów musiał oszczędzać swoje siły.
Raków w obecnym sezonie ma bazować na szerokiej kadrze
Trener Szwarga pokusił się więc o aż 7 zmian w stosunku do spotkania przeciwko mistrzom Cypru. Szansę dostali m.in. Łukasz Zwoliński, Sonny Kittel, Srđan Plavšić oraz Adnan Kovačević. Trudno jednak Zwolińskiego czy Kittela szufladkować jako rezerwowych. Obaj są przecież na tyle przydatnymi graczami, że spokojnie mogliby wybiegać w pierwszej jedenastce na te najważniejsze mecze. Mimo teoretycznie mocnego składu gości, od pierwszej minuty to Piast Gliwice był stroną dominującą. Można było odczuć, że scenariusz, w którym Raków daje rywalowi prowadzić grę, a samemu liczy na pojedyncze akcje ofensywne, to powtórka z wtorkowego starcia w europejskich pucharach. Niczym we wspomnianym pojedynku z Arisem Limassol, Częstochowianie skupiali się na destrukcji, ale nie dawali przeciwnikom rozwinąć skrzydeł. Nie owijając w bawełnę, zamiast emocji, można było przysypiać z nudów.
Dwie celne próby Piasta w pierwszej połowie to dwa uderzenie z dystansu Grzegorza Tomasiewicza
W obu paradami popisał się „skubaniec” (jak stwierdził Tomasiewicz) Vladan Kovacević. O ile w zachowawczej taktyce Rakowa można jeszcze doszukiwać się jakiejś logiki, o tyle piłkarze Szwargi mieli przecież walczyć o zwycięstwo. Mówimy o obrońcy tytułu, jednej z czołowych lig Ekstraklasy. Owszem, Piast nie miał wielu klarownych sytuacji, ale Raków wycofał się na swoją połowę i jedynie przyglądał się temu, co gospodarze mają do zaoferowania. Brakowało momentów, w których Częstochowianie potrafiliby utrzymać się przy piłce, poszukać nieszablonowych zagrań. Piast Gliwice grał w piłkę, Raków Częstochowa jedynie się temu przyglądał, nie będąc zainteresowany odważniejszą postawą.
Po zmianie stron trener Szwarga od razu pokusił się o cztery zmiany. Poprawa w postawie jego zespołu nie była niestety znacząca. Gra mistrza Polski kompletnie się nie kleiła. Przy bezbramkowym remisie można było jednak wierzyć, że w końcu uda się wcisnąć jednego, jedynego gola, który przesądzi o rezultacie meczu. Takie podejście zemściło się, gdy Adnan Kovačević faulował Jorge Félixa w polu karnym. Patryk Dziczek pewnie wykorzystał jedenastkę, a Raków stanął pod ścianą. Goście cieszyli się z prowadzenia dokładnie 9 minut, bowiem płaskim strzałem z dystansu do wyrównania doprowadził Vladyslav Kochergin.
Komentujący spotkanie dziennikarze stacji Canal+ po golu dla Rakowa przewidywali, że Piast skupi się już jedynie na obronie jednego punktu. Na szczęście, podopieczni Vukovicia pokazali charakter. Po chwili zawahania ruszyli do ataku i… zdołali strzelić drugiego gola. Szkoleniowiec miał zresztą nosa, bowiem w doliczonym czasie gry wprowadził z ławki rezerwowych Gabriela Kirajczyka. To właśnie dwudziestolatek po stałym fragmencie gry „dobił” mistrza Polski (chociaż formalnie trafienie zostało zapisane jako gol samobójczy).
Piast zasłużył na zwycięstwo. Raków zawiódł. To miała być wygrana niskim nakładem sił, ale plan ewidentnie nie wypalił. Wiadomo, koncentracja dotyczy obecnie walki o Ligę Mistrzów, jednak szeroka kadra miała pozwolić uniknąć takich wpadek. Zmiennicy mieli dziś zrobić różnicę, ale to nie był ten zespół, którym mogliśmy się jeszcze niedawno zachwycać.