Uskrzydlona Arka Gdynia i połamane skrzydła Motoru [WNIOSKI]

Arka Gdynia wygrała z Motorem Lublin 1:0 w 18. kolejce PKO BP Ekstraklasy. Wynik jednak nie do końca trafnie oddaje przebieg tego rozgrywanego nad Morzem Bałtyckim spotkania. Formy obu drużyn i najważniejszych boiskowych wydarzeń dotyczą nasze pomeczowe wnioski, w których udowadniamy, dlaczego Arce to zwycięstwo po prostu się należało.

1. Uskrzydlona Arka…

Od samego początku to Arka była lepszą drużyną. Działo się tak głównie ze względu na niestrudzoną pracę zawodników grających przy liniach bocznych boiska. Nazaryi Rusyn świetnie pracował w pressingu, dzięki czemu zmusił przeciwników do wielu niecelnych podań i wybić na aut. Ustawiony bardziej z tyłu i jeszcze dalej od środka placu gry Marc Navarro także prezentował wysoki poziom. Podejmował same racjonalne decyzje w obroniem, a do tego świetnie podłączał się do ofensywy i raz wyprowadził Espiau na stuprocentową sytuację bramkową. Na lewym skrzydle wyglądało to co najmniej równie dobrze. Tornike Gaprindashvili kilkukrotnie przerywał rozwijające się akcje przyjezdnych. Dokładał do tego dobry drybling i precyzję dośrodkowań, będąc jednym z najlepszych graczy gdynian. Ustawiony koło niego Sebastian Kerk także nie odstawał. Zabłysnął on przede wszystkim jednym uderzeniem, które przecisnęło się pod interweniującym Ivanem Brkiciem i zostało wybite tuż sprzed linii bramkowej.

REKLAMA

2. …i połamane skrzydła Motoru

Z kolei Motor na bokach prezentował się nieporównywalnie gorzej. Wiele ataków, czy to prawą, czy lewą stroną, kończyło się złym przyjęciem, złym podaniem bądź złą wrzutką. Mimo wszystko ekipa z Lublina raz za razem starała się wyprowadzać akcje właśnie z udziałem bocznych sektorów. W przeważającej większości przypadków kończyło się to jednak tylko kolejnym kiksem i zmarnowaniem szansy. Wydaje się, że właśnie gra na skrzydłach była największą różnicą między oboma zespołami. Arce pozostało więc tylko (albo aż – to w końcu nie takie łatwe zadanie) wreszcie skorzystać z którejś z nadarzających się okazji i potwierdzić wyższość nad rywalami tak, by zostało to uwiecznione na tablicy z wynikiem spotkania.

W końcu udało się to w 45. minucie, właśnie po dośrodkowaniu z tak dobrze funkcjonującego prawego skrzydła. Radość Żółto-Niebieskich nie trwała jednak długo, gdyż do akcji wkroczył VAR, co doprowadziło do anulowania gola. Powodem tej decyzji było nieprzepisowe przepchnięcie bramkarza Motoru w walce o pozycję. Nie udało się zatem wyjść na prowadzenie, ale to był kolejny, tym razem już najpoważniejszy, sygnał ostrzegawczy dla gości z województwa lubuskiego.

3. Ryzykowny plan Dawida Szwargi

W tym starciu bardzo ważna była rola środkowego pomocnika Arkowców, Kamila Jakubczyka. 21-latek jest jednym z najlepszych dryblerów w klubie z Pomorza i nie ma w sobie strachu czy oporu przed indywidualnymi rajdami czy innymi ryzykownymi decyzjami. Szwarga, zamiast korzystać z tych jego predyspozycji w ofensywie, ustawił go jednak tak, by podczas rozegrania z własnej połowy grał on tuż przy obrońcach. Zdarzało się nawet, że ustawiał się on na równi z nimi. Wszystko po to, by pomóc w przeniesieniu ciężaru gry bliżej środka pola, a nawet bramki Motoru.

Wiązało się to z dość sporym potencjalnym niebezpieczeństwem, ale miało także swoje istotne zalety. Jakubczyk wielokrotnie po prostu brał piłkę i omijał kolejnych rywali, zdobywając wraz z nią kolejne metry boiska. Brzmi to jak gotowy przepis na kłopoty, lecz wychowanek Pogoni Szczecin sprawdzał się w tej roli bardzo dobrze. Nie notował strat, które tak blisko własnej „szesnastki” mogłyby skończyć się tragicznie. Wielokrotnie faktycznie przyspieszał natarcia Arkowców i zdejmował ciężar rozgrywania ze stoperów. Na dodatek zmuszał gości do przewinień, w tym faulu Bartosza Wolskiego, za który został on ukarany żółtą kartką. Ten mecz jest więc dobrym dowodem na to, że trener Arki może ufać swojemu podopiecznemu nawet przy tak trudnych misjach. Jeśli nad czymś ze swoim piłkarzem powinien popracować, to przede wszystkim jest to aspekt mentalny. Ostentacyjne gesty i prowokacje pomocnika były bowiem kompletnie zbędne, a kiedyś mogą skończyć się dla niego naprawdę nieprzyjemnie.

4. Arka wreszcie mogła odetchnąć z ulgą

Minuty mijały, a na Stadionie Miejskim w Gdyni wciąż panował bezbramkowy remis. Było to wręcz nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę trwającą przez cały mecz dominację Arki. Oczywiście, można było mówić o dwóch sytuacjach, w których decyzje sędziów były pomyślne dla Motoru. Można było tłumaczyć się pechowymi sytuacjami, w których zabrakło odrobiny precyzji i tylko detali brakowało do upragnionego wyjścia na prowadzenie. Można było też zwracać uwagę na świetną dyspozycję golkipera przyjezdnych, który nie raz ratował ich z opresji. Wytłumaczenia te nie są jednak wystarczające, by odpowiedzieć, jak można grać tak dobrze w ataku, dochodzić do tylu sytuacji i oddawać tyle strzałów celnych, a i tak nie strzelać goli. Z tego powodu w 84. minucie meczu ogromny kamień spadł z serca każdego z sympatyków i graczy Arki. Właśnie wtedy wreszcie zdobyła ona bramkę, która de facto należała się jej niemalże od początku meczu.

Na boiskową sprawiedliwość i logikę trzeba więc było długo czekać, ale ostatecznie wynagrodziła ona trudy Żółto-Niebieskich. Zwycięstwo 1:0 wydaje się skromne, ale z samej gry – poza aspektem finalizacji – piłkarze z Gdyni mogą być naprawdę dumni. Dzięki niemu Arka spędzi zimową przerwę od rozgrywek ponad strefą spadkową. A dodatkowym powodem do odrobiny sportowej satysfakcji może być dla nich zepchnięcie do niej, przynajmniej na moment, Legii Warszawa. Takie rzeczy nie dzieją się bowiem często, a tym razem wydarzyły się poniekąd właśnie za sprawą triumfu Arkowców.

Arka Gdynia 1:0 Motor Lublin (Luis Perea Hernandez 84′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,511FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ