W sobotnim pojedynku 25. kolejki PKO BP Ekstraklasy w Radomiu Radomiak podejmował lidera – Jagiellonię Białystok. Wysokie porażki z Cracovią i Pogonią zwiastowały ekipie z Mazowsza fatalną wiosnę. Okazało to się być jedynie falstartem i podopieczni Macieja Kędziorka rozpędzają się. W ostatnich 3 meczach zdobyli 7 punktów, wygrywając ze Stalą oraz w poprzedniej kolejce z Piastem. Jagiellonia natomiast po koncertowym zwycięstwie ze Śląskiem Wrocław powróciła na 1. miejsce w tabeli Ekstraklasy. Już teraz można śmiało nazwać białostoczan jedną z rewelacji tego sezonu. W górnej części tabeli Jaga znalazła się po raz ostatni w sezonie 2019/2020, zajmując 8. miejsce. Teraz pewnym krokiem zmierzają w kierunku europejskich pucharów i realnie liczą się w walce o mistrzostwo Polski. W ekipie pod batutą Adriana Siemieńca imponuje przede wszystkim ofensywa. W 24 meczach strzelili aż 54 gole – to najlepszy wynik w Ekstraklasie od sezonu 2007/2008!
Sędzia liniowy „bohaterem” Radomiaka
Zarówno Radomiak, jak i Jagiellonia w swoich meczach w poprzedniej kolejce zdobywały swoje bramki już w pierwszych minutach meczu. Wiele wskazywało na to, że powtórzy to się w bezpośrednim starciu obu zespołów. Jako pierwsza uderzyła ekipa z Podlasia. Świetną wrzutkę posłał Kristoffer Normann Hansen, a jej odbiorcą był Jesús Imaz. Hiszpan dobrze wykończył akcję i Jagiellonia cieszyła się z objęcia prowadzenia w tak szybkim tempie. Świętowanie przerwał zespół sędziowski, który dopatrzył się spalonego.
To nie podłamało piłkarzy Jagi i mieli zamiar iść za ciosem. W 14. minucie meczu dośrodkowywał powołany po 6 latach do kadry Taras Romanczuk. Do piłki doskoczył w powietrzu Mateusz Skrzypczak. Przy tym strzale interweniował Gabriel Kobylak, ale zrobił to za linią bramkową i tym razem gol dla białostoczan musiał być uznany.
Radomiak nie był w stanie odnaleźć odpowiedzi na bramkę Skrzypczaka, Jagiellonia zaś starała się o drugiego gola. Jedyne, do czego radomianie byli zdolni, to spokojne i bezproduktywne rozgrywanie piłki między sobą. Inicjatywa była jednak po stronie podopiecznych Adriana Siemieńca. W 26. minucie była kolejna okazja na podwojenie prowadzenia. Długie podanie otrzymał Afimico Pululu, a Angolczyk zagrał w tempo do Nené. Portugalczyk niezbyt spektakularnym strzałem ograł Kobylaka, jednak po raz kolejny Radomiaka uratowało złe wyczucie czasu i podniesiona chorągiewka sędziego liniowego. Jedynym sposobem na wytworzenie zagrożenia przez Warchołów były dalekie wrzuty z autu. Było ono jednak na tyle małe, że obrona Jagiellonii nie miała kłopotów z jego udaremnieniem. Mimo to podopieczni Macieja Kędziorka prezentowali się na boisku nieco lepiej niż wcześniej w tym spotkaniu. W 42. minucie postraszyli Jagiellonię po wrzucie z autu Dawida Abramowicza i uderzeniu Leonardo Rochy. Czujnością wykazał się Adrian Diéguez i wyręczył bramkarza.
Drugi gol i pewne zwycięstwo
W drugiej połowie Jagiellonia nie zdjęła nogi z gazu i wciąż nacierała na bramkę Radomiaka. Mimo to jej gra w pierwszym kwadransie drugiej połowy była słaba w porównaniu z tym, co prezentowali sobą w pierwszej części. Mieli spore problemy z zatrudnieniem Kobylaka i oddaniem celnego strzału. W 60. minucie blisko podwyższenia prowadzenia był Pululu, lecz Angolczyk nie przyjął piłki dobrze i nic z tej akcji nie wyszło. Radomiak z kolei swoją grą także nie zachwycał, choć w drugiej połowie to on oddał pierwsze celne uderzenie. Zlatan Alomerović poradził sobie z nim bez większych problemów. Radomiak zaczął łapać rytm i w 70. minucie otarł się o wyrównanie. Zakotłowało się w polu karnym Jagiellonii i jeden fałszywy ruch białostoczan mógł poskutkować stratą gola. Żaden z podopiecznych Macieja Kędziorka nie zdołał wbić jej do bramki, a cała akcja skończyła się żółtą kartką dla Rochy za faul na Alomeroviciu.
Chwilę później niewykorzystana szansa się zemściła. Piłkę piłkarzom Radomiaka odebrał Nené, a do indywidualnej kontry ruszył Kaan Caliskaner. Niemiec przed sobą miał jedynie bramkarza i uderzeniem w pobliżu prawego górnego rogu bramki umieścił w niej piłkę. Po tym golu Radomiak jeszcze podejmował się prób zmiany wyniku, lecz czasu było coraz mniej. Wiele wskazywało na to, że Radomiak rezultatu już nie zdoła zmienić. Jagiellonia również chciała zdobyć kolejną bramkę i prawie udało jej się to w 87. minucie. Imaz pokonał Kobylaka, lecz po dogłębniejszej analizie gol nie mógł zostać uznany – Hiszpan dotknął piłkę ręką.
Gdyby wszystkie bramki były uznane, to Jagiellonia pokonałaby Radomiaka aż 0:5! Zespół z Mazowsza oddał więcej strzałów na bramkę Alomerovicia, ale nie przekładało to się na jakość akcji. Tej jakości można było dopatrzeć się w akcjach Jagiellonii, która swoją większą skutecznością w ofensywie wygrała ten mecz. To, co szwankowało w zespole Adriana Siemieńca, to timing. 2 gole zostały bowiem nieuznane właśnie przez spalone. Były to jednak minimalne przewinienia. Białostoczanie, mimo umocnienia się na pozycji lidera, mają prawo czuć niedosyt.