Blisko dwa tygodnie temu rozlosowano pary 1/8 Ligi Konferencji. Lechici wspólnie oglądali owo losowanie i nie kryli zadowolenia po tym, gdy ich oczom ujrzała nazwa „Djugarden”. Dla wielu polskich kibiców jest to dość anonimowy klub i na pozór dużo słabszy — a co za tym idzie łatwiejszy do przeskoczenia — niż FK Bodo/Glimt, które Lech odprawił do domu w poprzedniej rundzie. Tak się składa, że oczy piłkarzy i sztabu Kolejorza przy rozlosowaniu powędrowały również w stronę Jespera Karlstroma. Szwed trafił do Poznania właśnie stamtąd. Nie jest to jednak pierwszy taki przypadek.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy Lech Poznań robił interesy z Djugarden
Jesper Karlstrom uznawany jest za ostoję drużyny i jedną z person, od których zaczyna się ustalanie składu przez Johna van den Broma a wcześniej Macieja Skorżę. Zdecydowanie w Polsce przeżywa dotychczas najlepszy okres w swojej karierze. Nie bez powodu kibice Lecha wołają na niego „szef” i jest jednym z ich ulubieńców. Szwed zbiera również sympatię za sprawą swojej otwartości i szczerości. Piłkarz choruje na cukrzyce i angażuje się w akcje charytatywne związane z tą chorobą w Poznaniu.
Jest ponadprzeciętnie poukładanym defensywnym pomocnikiem, który zdecydowanie wyróżnia się na tle naszej ligi. Miał kluczowy udział w zdobyciu mistrzostwa Polski, a dzięki swojej dobrej grze wrócił również do występów w reprezentacji narodowej. Często na boisku wykonuje tzw. brudną robotę, ale zawsze robi to solidnie i paradoksalnie spokojnie.
Karlstrom zbliża się do setki występów w niebiesko-białych barwach. Warto zaznaczyć, że jest też wysoko w hierarchii drużyny i zdarza mu się zakładać opaskę kapitana np. przy okazji absencji Mikaela Ishaka. Tego wszystkiego dokonał na przestrzeni niespełna trzech sezonów spędzonych w Poznaniu, podczas których wyrobił sobie niezłą renomę.
Lech dobrze trafił z tym transferem, ale to nie pierwsza taka sytuacja. Po losowaniu natrafiliśmy na głosy typu: co to za klub? Tak się składa, że w 2012 roku lechici pozyskali również z Djugarden pewnego Gambijczyka w postaci Kebba Ceesaya. Rok później — Kaspera Hamalainena — za prawie o połowę mniejszą kwotę niż w przypadku Karlstroma. Wróciła pamięć? Zarówno Ceesay jak i „Hama” należeli do mistrzowskiej drużyny Macieja Skorży z sezonu 2014/15.
Kasper Hamalainen dzisiaj w Poznaniu nazywany jest „Judaszem”, któremu w przeciwieństwie do biblijnej postaci grzechu nie wybaczono
Jak dobrze wiemy — Kasper Hamalainen nie jest już dzisiaj dobrze wspominany w stolicy Wielkopolski. Mimo że rozegrał aż 131 spotkań dla Lecha, w których zdobył 36 bramek i 25 asyst w ciągu 4. sezonów. Co więcej, ugrał tam mistrzostwo Polski i superpuchar.
Zdecydowanie bardziej ofensywny piłkarz niż ww. Karlstrom, bo tym razem mowa o typowej „10”, mogącej od biedy zagrać na skrzydle lub jako podwieszony napastnik ala Thomas Muller za swoich najlepszych lat (chociaż to bardzo relatywne porównanie).
Gdyby nie wydarzenia z zimy 2016 roku ten prawdopodobnie byłby równie… ba! W mojej opinii nawet jeszcze bardziej lubiany niż obecnie jest wśród kibiców Lecha Karlstrom. Wówczas skończył się Hamalainenowi kontrakt, a on sam podjął decyzję, że go nie przedłuży. Mówiono o powrocie do kraju. Pobudką miała być tęsknota, a nie pieniądze.
Polskie media zaczęły donosić wówczas sensacyjne wieści, że ten podpisze jednak kontrakt z Legią, która zgłosiła się do jego agenta. Pamiętam jak dzisiaj moje zaskoczenie, kiedy przeczytałem rano w gazecie ostatnie strony „FAKTU” (dedykowane wydarzeniom sportowym). Kasper wybrał podobno bardzo dobre pieniądze. Jeśli mnie pamięć nie myli, to Lech mógł wyrównać tę ofertę, gdyby w ogóle wiedział o jego możliwości pozostania w Polsce. Hamalainen szybko się zdecydował, a wokół niego krążyła narracja o wieku i ofercie nie do odrzucenia.
Wykluczając dobijające bramki przeciwko Lechowi (w tym ta ze spalonego — era przed VARem) i kilka epizodów, jego prime career się skończył na tym transferze. Chociaż trafił wówczas do Legii, która kolokwialnie mówiąc „rozjeżdżała” polskie podwórko, więc był to jego najbardziej owocny okres w karierze pod względem trofeów (aż 5!), ale pod względem piłkarskim on sam nie był już tak dobry, jak w Lechu (gdzie był gwiazdą). W Legii, która miała wówczas jedną z najlepszych (jak nie najlepszą) polskich kadr w minionej dekadzie, był jednym z wielu. Jego udział malał. W 2019 roku wyjechał do Czech – FK Jablonec, a następnie w 2021 roku wrócił do fińskiego klubu, którego jest wychowankiem.
Kasper Hamalainen dzisiaj ma 36 lat i status jednego z najbardziej znienawidzonych piłkarzy przez kibiców Lecha Poznań. Jego przygoda w Legii odbija mu się też w pewien sposób do dzisiaj. Wówczas poznał Adama Hlouska, z którym był w jednej drużynie. Problem w tym, że ten ma obecnie wiele długów i… nie wiadomo do końca gdzie się znajduje. Hamalainen podobno pożyczył mu najwięcej wśród kolegów legionistów — mowa o ponad milionie złotych wg TVP Sport.