Nadzieje były większe, tym bardziej że Iga Światek i Hubert Hurkacz w ostatnich dniach dali nam wiele powodów do optymizmu. Myślę, że oni sami spodziewali się lepszego wyniku niż porażka w 4. rundzie tegorocznego Australian Open, bowiem czuć było, że z meczu na mecz rozkręcają się. Niestety, ich przygoda z pierwszym turniejem Wielkiego Szlema w 2023 roku dobiegła tej nocy końca.
Jako pierwsza na kort wyszła Iga Świątek
Polka przed miesiącem przegrała z Eleną Rybakiną podczas Światowej Ligi Tenisa. Niestety, zamiast oczekiwanego rewanżu, otrzymaliśmy powtórkę z rozgrywki. Zawodniczka z Kazachstanu poradziła sobie w dwóch setach z liderką światowego rankingu WTA. Oddajmy jednak — Rybakina jest zdecydowanie lepszą zawodniczką, niż mogłaby wskazywać jej pozycja w tymże rankingu. Mówimy przecież o zwyciężczyni zeszłorocznego Wimbledonu. Iga musiała zdawać sobie sprawę, że zadanie będzie niezwykle trudne, ale nie zdołała znaleźć recepty na świetny serwis przeciwniczki.
Rybakina przez cały mecz posłała aż 6 asów, notując 80% punkt. przy 1-szym serwisie. To właśnie ten element gry odegrał kluczową rolę dla losów meczu i trzeba uczciwie przyznać — Światek była zdecydowanie gorsza pod tym względem. Nie radziła sobie z trudnymi warunkami narzuconymi przez rywalkę, a sama nie potrafiła utrzymać mocnego podania. Niemalże dokładnie przed rokiem dyskutowaliśmy nad serwisem Polki, wskazując, że jest to element do poprawy. Dziś temat powraca, ale sztab Świątek zapewne zdaje sobie sprawę, że dwie porażki z Rybakiną nie są przypadkiem. Porażki zdarzają się najlepszym, ale w tym wypadku Iga dostała klarowny sygnał nad czym musi popracować.
I. Świątek — E. Rybakina 0:2 (4:6, 4:6)
Hurkacz z kolejnym horrorem, tym razem bez happy-endu
Jeszcze jeden dreszczowiec zapewnił swoim fanom Hubert Hurkacz. Polak znakomicie wszedł w mecz, wygrywając pierwszego seta z Sebastianem Kordą, by przegrać dwa kolejne i w kapitalnym stylu wygrać seta czwartego. To było starcie pełne wahań nastroju — od kapitalnych zagrań Hurkacza przez zdecydowanie zbyt łatwo oddawane punkty, do kolejnych znakomitych piłek.
Niestety, przy nierównej postawie obaj tenisiści starli się ze sobą w piątym, decydującym secie. W nim do samego końca toczyła się zacięta walka, w której lepszy okazał się Amerykanin. Emocji nie brakowało i trzeba oddać Polakowi, że po raz kolejny stoczył pasjonujący bój — ale tym razem zabrakło skutecznego zwieńczenia meczu. O zwycięstwie Kordy zadecydowały detale i absolutnie nie ma powodów, by krytykować Hurkacza za niepowodzenie. Walczył do końca, wygrana była bardzo bliska, ale nie każdy zacięty mecz będzie kończył się na jego korzyść. Taki jest sport.