Legia Warszawa przystępowała do ćwierćfinału Ligi Konferencji jako underdog. Chelsea to murowany faworyt do sięgnięcia po to trofeum, ale gospodarze mieli na ten mecz plan. Od pierwszej minuty widać było, że eLka będzie się nisko bronić i szanować piłkę. Gra ekipy z Londynu w ostatnich tygodniach nie jest idealna i polska drużyna chciała to wykorzystać.
Zero do zera to dobry wynik
Pierwsza połowa to niemal nieustanna dominacja The Blues. Legia broniła się umiejętnie, ale długimi fragmentami gry widać było, że grają zbyt zachowawczo. Przyjezdni mieli bardzo mało miejsca na ewentualne ofensywne próby, bo legioniści trzymali zwarte szyki defensywy, często broniąc w jedenastu. W samej pierwszej połowie prawie trzysta podań więcej wymienili goście. To dużo mówi o tym meczu.
Mimo wszystko pierwsza połowa ułożyła się po myśli polskiej ekipy. Faworyci nie zdołali wykreować sobie wielu dogodnych sytuacji, a nie licząc strzału z główki w ostatniej minucie połowy oraz mocnego uderzenia z poza pola karnego wybronionego przez Kacpra Tobiasza, golkiper Legii nie musiał się tego dnia za bardzo stresować. Oczywiście, Chelsea groźna jest zawsze gdy posiada piłkę, ale tego dnia brakowało jej kreatywności.
Każdy zamek kiedyś upada
Niestety, twierdza Warszawa nie potrafiła wytrzymać całego meczu. Już na początku drugiej połowy w 49. minucie Tyrique George wykorzystał złe wybicie strzału Tobiasza i z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Od tego momentu było jasne, że Wojskowi muszą się nieco otworzyć, aby gonić wynik. To była woda na młyn dla przyjezdnych, bo Chelsea automatycznie zyskała nieco więcej miejsca. Początek końca Legii Warszawa w tym meczu.
Szybko gola na 2:0 zdobył Noni Madueke. The Blues kontrolowali przebieg, stając się przy tym coraz groźniejszymi. Legia próbowała jakichś ofensywnych eskapad, ale widać tam było brak piłkarskiej jakości. W 61. minucie mógł zaskoczyć Kun, ale zamiast podać do stojących na piątym metrze partnerów, postanowił z ostrego kąta władować piłkę w trybuny.
W 70. minucie meczu zadziało się bardzo dużo. Najpierw po faulu Kuna sędzia podyktował rzut karny. Jedenastkę fenomenalnie wybronił Tobiasz, ale Chelsea zależało na trzecim golu. Minutę później Madueke zdobył swoją drugą bramkę tego wieczoru, trafiając do pustej z najbliższej odległości. Legia leżała na deskach i nic nie wskazywało na to, że będzie miała okazję się podnieść.
Wszyscy się tego spodziewaliśmy
Oczywiście, Legia Warszawa nie pokazała się tym razem z dobrej strony. Goście całkowicie stłamsili warszawiaków, a my przez pełne dziewięćdziesiąt minut oglądaliśmy pokaz londyńskiego futbolu. Mimo wszystko każdy kibic polskiej Ekstraklasy wiedział, jak ten mecz najprawdopodobniej się potoczy. Dostaliśmy bolesną lekcję, ale żeby w ogóle móc ją dostać trzeba się było do ćwierćfinału LK dostać.
Na rewanż legioniści pojadą odarci ze złudzeń. Wiadomo, że awans do półfinału to aktualnie czysta kurtuazja. Polski klub musiałby liczyć na cud, ale każdy pozytywny wynik w rewanżu niesie za sobą niezliczone benefity. Dodatkowe pieniądze, punkty do rankingu (klubowego jak i ligowego) oraz ekspozycję w świecie piłki europejskiej. Warszawiacy nie mają się czego wstydzić, bo taka porażka była „wliczona w koszty”.