Dominik Szoboszlai oraz Amadou Kaidara byli ostatnio poddawani intensywnej obserwacji ze strony Newcastle. Według informacji Philippa Hinze ze „SkySportDE”, angielski klub jest zainteresowany pozyskaniem obu, jednak w tym momencie bliżej mu do transferu 22-letniego Węgra. Problemem może być jednak polityka transferowa RB Lipsk.
Według doniesień medialnych, w kontrakcie Szoboszlaia z Lipskiem wpisana została kwota odstępnego rzędu 70 milionów euro. To niemalże dwukrotność obecnej wartości rynkowej pomocnika. Mimo, że RB nie notuje szczególnie udanego sezonu, Węgier i tak uzbierał 7 trafień i 13 asyst we wszystkich rozgrywkach, co jest uważane za solidny wynik. Czy jednak na tyle dobry, by wyrównywać dotychczasowy rekord transferowy Newcastle? Przypomnijmy, że ten wynosi obecnie 70 milionów euro i należy do Alexandra Isaka.
Szoboszlai to nadal zagadka i trudno przewidzieć jak wysoko sięga sufit jego potencjału
O ile jednak zainteresowanie ze strony „Srok” może być jak najbardziej prawdziwe, o tyle nie wiadomo jak do potencjalnej oferty odniesie się RB Lipsk. W klubie postanowiono, że nie będą dokonywane więcej niż 2 „hitowe” sprzedaże na sezon. RB chce uniknąć wyprzedaży składu, a wiemy już, że drużynę opuszczą Konrad Laimer oraz najprawdopodobniej Christopher Nkunku. Dodatkowo, cały czas kuszony jest Josko Gvardiol. Już w tym momencie padają zapewnienia, że więcej niż 2 graczy pierwszej jedenastki nie opuści zespołu. Czy to znacząco ogranicza szanse na transfer Węgra? Jeśli Newcastle nie będzie gotowe na przelanie klauzuli odstępnego, a zamiast tego spróbuje negocjować korzystniejsze dla siebie warunki, Lipsk najprawdopodobniej odmówi.
Nie możemy jednak skreślać scenariusza, w którym angielski zespół po prostu zdecyduje się na wpłacenie kwoty odstępnego. Naszym zdaniem jest ona obecnie wyższa niż realna wartość gracza, jednak zespoły Premier League coraz rzadziej przejmują się takimi kwestiami. Szoboszlai był swego czasu łączony z Arsenalem, na początku marca media sugerowały jego potencjalny transfer do Chelsea. Kto wie, może rzeczywiście już niedługo zobaczymy go na angielskich boiskach?