Środowa wygrana z Rangersami, licząc wszystkie rozgrywki, to 11 wygrana klubu spod Wezuwiusza z rzędu. Forma zespołu powoduje, że coraz częściej mówi się o nim w kontekście najwyższych celów. To zaskakujące, bo przed sezonem wśród kibiców nie brakowało opinii, że ma być to sezon „przejściowy”, a może nawet z góry spisany na straty…
Rewolucyjne mercato
Obawy miały silne fundamenty w postaci rewolucji kadrowej, jaka odbyła się w tym klubie. Odejście Kalidou Koulibaly’ego, Faouziego Ghoulama, Lorenzo Insigne i Driesa Mertensa, czyli piłkarzy, którzy byli kojarzeni z marką SSC Napoli od lat, sugerowały, że nadchodzi nowa era. Oprócz tego z klubu odeszli także, Kevin Malcuit, David Ospina, Fabian Ruiz, Adam Ounas czy Andrea Petagna… Sporo jak na jedno okno transferowe.
Wcześniej we włoskiej prasie krążyły pogłoski o tym, że Aurelio De Laurentiis chce sprzedać klub. Kibice mogli więc podejrzewać, że wyprzedaż jest nieprzypadkowa. Głośno mówiło się też, o odejściu Piotra Zielińskiego do WHU, jednak Polak nie był zainteresowany przeprowadzką. Oczywiście nie obyło się bez transferów przychodzących, ale z pewnością nie było mowy o ściąganiu największych gwiazd światowej piłki.
W pewnym momencie głośnym nazwiskiem łączonym z włoskim klubem był… Cristiano Ronaldo. Transakcja miała jednak wiązać się z kolejną utratą ważnej postaci Napoli. W drugą stronę miał bowiem powędrować Victor Osimhen za bagatela 100 mln euro. O nowych zawodnikach mówiło się stosunkowo niewiele. Nawet jeśli ktoś widział w nich duży potencjał, był raczej świadomy, że taka rewolucja kadrowa potrzebuje czasu, być może sezonu/dwóch, żeby nowe części zatrybiły i na nowo rozruszały sportowo klub spod Wezuwiusza.
Luciano Spalletti — czyli mistrzowska układanka
Trener Napoli momentalnie stanął przed bardzo ciężkim zadaniem. Przed nadchodzącym sezonem dostał całkowicie inny kadrowo zespół, który przypominał rozsypany po podłodze, trudny do ułożenia, zestaw puzzli. Wydaje się, że jeśli ogłosiłby wszem i wobec, że potrzebuje czasu, aby wkomponować nowych graczy w zespół, nikt nie powinien mieć do niego pretensji.
Pod wodzą Spallettiego stało się jednak coś, czego mało kto (może poza garstką niepoprawnych optymistów, wśród najzagorzalszych fanów) się spodziewał. Nowi zawodnicy właściwie z miejsca stali się nowymi gwiazdami zespołu. Min-jae Kim spowodował, że kibicom dużo łatwiej przyszło znosić tęsknotę za Kalidou Koulibaly, a Khvicha Kvaratskhelia natychmiast stał się gwiazdą nie tylko samego klubu, ale i całej Serie A. Gruzin przyszedł z Dinamo Batumi za jedyne 10 milionów euro, a w pierwszych 13 spotkaniach zanotował 7 goli i aż 8 asyst. Komentatorzy z całego świata już zaczynają się uczyć jego trudnego nazwiska, chociaż z pomocą przychodzi im coraz popularniejsze we Włoszech określenie: „Kwaradona”.
Nie obyło się też bez problemów, z urazami zmagał się, chociażby Victor Osimhen, jednak i tutaj dobrze zastępowali go ci, którzy niedawno pojawili się w klubie. Spalletti nie tylko świetnie wkomponował nowych graczy w zespół, ale wniósł obecnych na dużo wyższy poziom. Dość powiedzieć, że Piotr Zieliński, dopiero co zaliczał jeden z najgorszych swoich okresów w klubie z Neapolu, a dziś prezentuję życiową formę. Królem środka pola potrafi być też, niedoceniany dotychczas, Stanislav Lobotka. Z pewnością można powiedzieć, że to jak funkcjonuje zespół Napoli, przerosło wszelkie oczekiwania.
Czy to wszystko pozwala marzyć o wielkich rzeczach?
Wyniki Napoli są rewelacyjne. Klub nie tylko lideruje w Serie A, ale także w Lidze Mistrzów. Zdarzają się im mecze, gdzie ręce same składają się do oklasków, takie jak, chociażby wygrana z Liverpoolem. Napoli należy do tego do tych nielicznych klubów w Europie, które w tym sezonie jeszcze nie przegrały meczu. To powoduje, że sympatycy tego klubu coraz śmielej, zamiast myśleć o sezonie przejściowym, rozmyślają na temat walki o najwyższe cele. Pesymiści oponują jednak, że potencjał jest jak zawsze, a skończy się jak zwykle…
Klub z Neapolu ma bowiem łatkę drużyny, który nie potrafi zwyciężać w najważniejszych meczach. Niektórzy dosadnie mówią wręcz o „genie frajerstwa”. Napoli najbliżej zdobycia Scudetto w ostatnich latach było w sezonie 2017/2018. Wtedy w 34 kolejce zespół udał się na wyjazd do Turynu, gdzie sensacyjnie pokonali Juventus, co do czerwoności rozpaliło wiarę w zdobycie mistrzostwa. Złośliwi powiedzą, że to zwycięstwo było tylko po to, żeby potem w tragicznym stylu przegrać z Fiorentiną już w następnej kolejce i znowu rozczarować swoich fanów.
Napoli kojarzone jest też z fatalnymi wpadkami ze słabszymi drużynami. Dość powiedzieć, że kibice nieśledzący na co dzień ligi włoskiej, kojarzą ten klub głównie z wulgarnym hasłem, Napoli Napoli ci kupon…
Jednak ten sezon jest inny. Napoli gra momentami olśniewająco, a mecze, trudne przepycha w odpowiedni sposób, nie tracąc przy tym punktów. Tak jak w niedzielnym meczu z Romą, gdzie nie grając wybitnego meczu, udało im się zdobyć 3 punkty na trudnym terenie. Cierpliwość, odpowiedzialność w defensywie, konsekwentne szukanie okazji, nawet wtedy, kiedy nie idzie. To nie są rzeczy, do których klub przyzwyczaił przez lata swoich kibiców.
Wykorzystać potencjał
Teraz to wszystko ma. Czy to wystarczy, aby wierzyć w rzeczy wielkie? Klub, którego prawie nikt przed sezonem nie obstawiał jako głównego faworyta do scudetto, ma wszystkie karty po swojej stronie. Chociaż mamy dopiero październik widzimy świetnie zbilansowaną drużynę, która mecze z trudnymi rywalami na wyjeździe ma już za sobą i lideruje w tabeli. Na papierze wygląda to świetnie, jednak bycie kibicem Napoli w przeszłości bywało pełne rozczarowań. W związku z tym nie dziwi ostrożność fanów, gdy mówią o najbliższej przyszłości. Nie dziwi też, coraz więcej oczu zwróconych na ekipę spod Wezuwiusza, bo ich mecze ogląda się po prostu z ogromną przyjemnością.
Autor: Amadeusz K.