Ostatnia przerwa reprezentacyjna w tym roku za nami, więc Premier League wchodzi w najbardziej intensywny okres gry. Jesteśmy po 12. kolejce, którą podsumowujemy w standardowy sposób. Potencjał ofensywny Arsenalu, połączenie dwóch kreatorów Tottenhamu, debiut Rubena Amorima, błędy Southampton oraz duet rozgrywających West Hamu. Oto tematy, które szerzej omówimy po minionym weekendzie z Premier League.
Mikel Arteta ma pomysł na ofensywną grę Arsenalu
Największe zastrzeżenia odnośnie do Arsenalu za ten sezon kieruje się w stronę ofensywy. Pomiędzy październikową, a listopadową przerwą na kadrę zespół Mikela Artety – wyłączając starcie z Preston w Pucharze Ligi – nie trafił do siatki w połowie spotkań. W 6 meczach łącznie strzelił 4 gole. Gdy więc w sobotę na Emirates Stadium przyjechał jeden z najlepiej broniących zespołów w tym sezonie Premier League można było mieć obawy. Kanonierzy wygrali jednak z Nottingham (3:0) pewnie i przekonująco. Strzelili trzy gole, z łatwością znajdowali luki w na ogół szczelnych zasiekach Forest, wchodzili w pole karne i tworzyli sytuacje.
📂 Arsenal Highlights
— Arsenal (@Arsenal) November 24, 2024
└📂 World-Class Goals
└💿 Saka.mp4 pic.twitter.com/Z750MPn65Q
Arsenal grał z bardzo dużą płynnością w ataku, co zapewniała swoboda w poruszaniu się dla ofensywnych graczy. Można odnieść wrażenie, że Arteta chciał wprowadzić to od początku sezonu (grali tak np. przeciwko Leicester), ale kontuzje opóźniały cały proces. Ważnymi postaciami są boczni obrońcy, którzy muszą być bardzo uniwersalni. W tej roli Arteta widzi Timbera i Calafioriego, a oni bardzo rzadko byli dostępni w tym samym czasie. Kluczowy jest oczywiście także Martin Odegaard, z którym umiejętność utrzymania się przy piłce całego zespołu – a co za tym idzie: kontrolowania meczu – jest nieporównywalnie wyższa. Arsenal wysłał konkurencji wiadomość, aby nie skreślać ich przedwcześnie z wyścigu o tytuł.
Ange Postecoglou znalazł sposób jak zmieścić w składzie Maddisona i Kulusevskiego nie zaburzając balansu
Manchester City poniósł piątą porażkę z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Rywale nieustannie wykorzystują te same mankamenty, o których pisaliśmy już we wcześniejszych podsumowaniach, więc teraz skupimy się na Tottenhamie. Kluczową decyzją, która zadecydowała o zwycięstwie Kogutów (4:0) i przebiegu gry był powrót do jedenastki Jamesa Maddisona, który wcześniej musiał uznać wyższość Dejana Kulusevskiego. Przeciwko Man City Ange Postecoglou przesunął jednak Szweda na prawe skrzydło, więc obaj zawodnicy zmieścili się w wyjściowej jedenastce. I obaj byli głównymi architektami tego zwycięstwa.
It's just what we do.
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) November 23, 2024
Highlights: Man City 0-4 Spurs 🍿 pic.twitter.com/DOmQtJYX9e
James Maddison nie grał jak typowa „10-tka”, ponieważ bardzo często cofał się do rozegrania, aby pomóc zespołowi utrzymać piłkę i wyjść spod pressingu Manchesteru City. Anglik robił to znakomicie, a wisienką na torcie były dwa gole, które pokazują, że miał też duży wpływ na ofensywę. Kulusevski grając w środku nie wspomaga w tak aktywny sposób rozegrania, a szuka sobie miejsca między liniami. W sobotni wieczór jako prawoskrzydłowy miał swobodę w poruszaniu się, więc również szukał wolnych stref i w swoim stylu napędzał ataki rajdami z piłką. Przy Bissoumie i Sarze w środku Tottenham był dobrze zbalansowany, więc Ange Postecoglou znalazł rozwiązanie na zmieszczenie w składzie dwóch najbardziej kreatywnych piłkarzy zachowując równowagę pomiędzy ofensywą, a defensywą. W następnych tygodniach prawdopodobnie przekonamy się czy taki wariant zadziała również z przeciwnikami preferującymi bardziej defensywny styl gry.
Przed Rubenem Amorimem sporo pracy, aby poukładać Man United w grze bez piłki
Manchester United tylko zremisował z Ipswich (1:1) w debiucie Rubena Amorima, a przebieg gry sugeruje, że mogło być nawet gorzej. Po jednym spotkaniu wyciąganie daleko idących wniosków mija się z celem, w swoich wypowiedziach nowy trener również sugeruje, że piłkarze nie są przyzwyczajeni do filozofii, której on wymaga, natomiast pierwszy mecz dał do zrozumienia Portugalczykowi, że przed nim sporo pracy, aby poukładać zespół w defensywie. Przez większość czasu gra toczyła się na połowie bronionej przez Czerwone Diabły, co wynikało z problemów w wychodzeniu spod pressingu, a także pasywności bez piłki.
FULL TIME
— The Tactixology (@tactixology) November 24, 2024
Ipswich – United 1:1
A bad game by United, with some positive glimpses here and here:
🟢 deep build up with short passing intent
🟢 a few nice progression sequences of short passes, switches & runs
🟢 better timing of direct passes / runs
🟢 more intent to keep…
Manchester United najczęściej bronił w średnim bloku, ale nie wywierał dużej presji na rywali w rozegraniu piłki. Zespół miał problem – zwłaszcza w pierwszej połowie z upilnowaniem Omariego Hutchinsona, który nieustannie znajdował sobie miejsce między liniami. Jonny Evans, grający po lewej stronie 3-osobowego bloku obronnego nie wychodził za rywalem, a Casemiro nie kontrolował go za swoimi plecami. W środku często robiły się dziury, a Brazylijczyk oraz Eriksen nie byli w stanie ich załatać. Mecz z Ipswich pokazał również, że zawodnikom prawdopodobnie zajmie trochę czasu zanim nauczą się gry w systemie z trójką środkowych obrońców i wahadłowymi.
Southampton ma potencjał, ale nie utrzyma się w Premier League rozdając rywalom prezenty
Liverpool wykorzystał potknięcie Manchesteru City i odskoczył wiceliderowi już na 8 punktów w ligowej tabeli. The Reds pokonali Southampton (3:2), ale nie bez problemów. Występ Świętych jest trudny do jednoznacznej oceny. Można zachodzić w głowę, jak to możliwe, że zespół na poziomie Premier League podarował trzy gole rywalom, natomiast z drugiej strony, jeśli straciłeś trzy bramki z Liverpoolem po indywidualnych błędach, a mimo to do ostatnich minut walczyłeś o punkt to musiałeś rozegrać naprawdę dobry mecz.
All the action from our comeback win on the south coast 🎬 #SOULIV pic.twitter.com/mt622HBAsX
— Liverpool FC (@LFC) November 24, 2024
Niedzielne spotkanie z Liverpoolem odzwierciedlało cały sezon Southampton w pigułce. Zespół Russela Martina ma dobre momenty, gra atrakcyjnie, natomiast gubi punkty na własne życzenie. Po 12. kolejce Premier League Święci już 8 razy stracili bramkę po indywidualnym błędzie. Zespoły zajmujące drugą lokatę w tej niechlubnej klasyfikacji (Brighton oraz Ipswich ex aequo) mają po 5 takich zagrań. Oczywiście, Russel Martin zajmuje jasne stanowisko, że to ryzyko jest wkalkulowane w sposób gry zespołu, natomiast tabela Premier League wydaje jasny werdykt czy jest to opłacalne.
Paqueta i Soler sprawili, że West Ham wygląda(ł) jak zespół Lopeteguiego
Wejście Julena Lopeteguiego do West Hamu nie można uznać za udane. Hiszpan ma spore problemy z poukładaniem gry w defensywie, a zarazem nie mógł znaleźć złotego środka, dzięki któremu mógłby realizować swoją filozofię opartą na posiadaniu piłki. Wprawdzie przeciwko Newcastle mieli niższe posiadanie piłki, a zwycięstwo (2:0) nie było przekonujące to można znaleźć podstawy, na bazie których stwierdzimy, że Lopetegui wreszcie doszukał się formuły, dzięki której jego West Ham ruszy z miejsca. W fazie posiadania piłki na pivocie zagrali Lucas Paqueta oraz Carlos Soler.
Lucas Paqueta against Newcastle:
— Hammers Hub (@HammersHubWHUFC) November 25, 2024
⦿ Most touches
⦿ Most passes
⦿ Most final third entries
⦿ Most duels won
⦿ Most tackles won
⦿ Most fouls won
Lucas Paqueta is back 😤 pic.twitter.com/kPKIKo0rga
To właśnie ta dwójka wykonała w meczu z Newcastle najwięcej podań spośród graczy West Hamu. Obaj – choć bardziej wyróżniał się Paqueta – aktywnie pokazywali się do gry na całej szerokości boiska i brali odpowiedzialność za piłkę pod pressingiem Newcastle. O ile w pierwszej połowie Młoty częściej korzystały z opcji awaryjnej w postaci dalekiego podania na przesuwającego się wyżej trzeciego pomocnika – Tomasa Soucka, tak w drugiej części przejęli kontrolę i zamknęli mecz skutecznym utrzymywaniem się przy piłce i omijaniem pressingu krótkimi podaniami. Spotkanie z Newcastle ułożyło się dla West Hamu bardzo dobrze dzięki szybko zdobytej bramce (która padła wbrew przebiegowi meczu) i stawiamy tezę, że w następnych starciach, w innych warunkach już tak dobrze może nie być, natomiast postawienie na Paquetę i Solera w centrum rozegrania to bez wątpienia krok we właściwym kierunku.
Co jeszcze działo się w 12. kolejce Premier League?
- Chelsea wygrała z Leicester (2:1), a Enzo Maresca po raz pierwszy zmienił ustawienie w fazie posiadania piłki. Została trójka obrońców, gracze zapewniający szerokość i napastnik, ale w środku pola kwadrat zamienił się w diament. Lisy po tej porażce natomiast zwolniły Steve’a Coopera, trenera zatrudnionego latem po odejściu właśnie Enzo Mareski.
- Peletonu goniącego Liverpool ciągle trzyma się Brighton. Zespół Fabiana Hurzelera wygrał na wyjeździe z Bournemouth (2:1), mimo że przez ostatnie 30 minut podstawowego czasu gry grali w dziesiątkę.
- Czerwoną kartkę otrzymało także Brentford (w 41. minucie) i paradoksalnie zdobyli pierwszy punkt na wyjeździe w tym sezonie. Everton zachował drugie z rzędu czyste konto, natomiast marne to pocieszenie skoro był to ich czwarty mecz bez zwycięstwa.
- Cztery spotkania bez wygranej w Premier League ma także Aston Villa (we wszystkich rozgrywkach już sześć). Zespół Unaia Emery’ego na własnym stadionie podzielił się punktami z Crystal Palace (2:2).
- Serię czterech meczów bez porażki ma natomiast Wolves, które po wygranej z Fulham (3:1) opuściło strefę spadkową. Kolejny raz bohaterem Wilków został Matheus Cunha, który miał bezpośredni udział przy wszystkich golach zespołu (2 gole, asysta).
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej