Najlepsze finały Wielkiego Szlema ostatnich lat 

Tydzień temu zakończyliśmy Wimbledon. Do kolejnego tegorocznego turnieju wielkoszlemowego jeszcze trochę czasu, więc może to dobry moment, aby przedstawić kilka najciekawszych finałów z ostatnich kilku lat. Sam mecz o tytuł zawsze jest wydarzeniem doniosłym, ale niektóre z nich zdecydowanie można sklasyfikować wyżej od innych. Wezmę tutaj pod lupę okres od początku 2021 roku. Spośród wszystkich dziewiętnastu rozegranych dotychczas finałów wybiorę i po krótce opiszę te, które moim zdaniem wydały się najbardziej interesujące. 

Jednym z faworytów w tym zestawieniu jest naturalnie decydujący pojedynek Rolanda Garrosa pomiędzy Jannikiem Sinnerem a Carlosem Alcarazem. Starcie historyczne, które na pewno zapisze się w historii tenisa jako jedno z najlepszych wszechczasów. 

REKLAMA

Hiszpan bronił w nim trzech piłek mistrzowskich i ostatecznie zwyciężył po ponad pięciu godzinach walki. Poziom tego meczu był naprawdę kosmiczny, a obaj zawodnicy zostawili na korcie wszystko co mieli. Walka na śmierć i życie i rozstrzygnięcie dopiero po tie-breaku piątego seta, czego chcieć więcej od finału imprezy wielkoszlemowej.  

Więcej o tym spotkaniu można przeczytać w tym artykule. Analizowałem w nim również rekordy, które zostały pobite przez Alcaraza i Sinnera w tamtym meczu i wiele więcej. 

Teraz jednak przejdźmy już do innych wyjątkowych finałów Wielkiego Szlema, rozegranych w ostatnich kilku latach. Tym razem już chronologicznie. 

Wielki powrót Novaka Djokovica – trudny początek 

W czerwcu 2021 roku podczas Rolanda Garrosa miał miejsce niezwykły pojedynek pomiędzy Stefanosem Tsitsipasem a 18-krotnym (na tamten moment) triumfatorem turniejów Wielkiego Szlema. 

Faworytem tego starcia był oczywiście Serb, ale Grek po obronie piłki setowej zapisał na swoje konto pierwszą partię i w pełni zdominował drugą. Prowadził już 2:0 w setach i wydawało się, że wszystko jest już rozstrzygnięte. 

Tsitsipas znajdował odpowiedź praktycznie na każde zagranie rywala. Kapitalnie odgrywał skróty, doprowadzając nawet do sytuacji, w której to Novak padł na ziemię podczas rozpaczliwej próby złapania piłki. Grek wyśmienicie odpowiadał na każde krótkie zagranie przeciwnika. Grał wzdłuż siatki, a następnie, gdy Djokovic był już wyrzucony z kortu i zostawało mnóstwo miejsca, wykańczał akcję winnerem. 

W tie-breaku pierwszego seta przy wyniku 6:5 dla Nole, Stefanos fantastycznym intuicyjnym forhendem zagrał w sam narożnik, czego tamten nie miał szans dosięgnąć. Tym sposobem zniwelował jedyną szansę swojego serbskiego przeciwnika na objęcie prowadzenia 1:0. 

Grek zwyciężył w tej odsłonie 7:6(6) i był już o krok bliżej od pierwszego wygranego turnieju wielkoszlemowego w karierze. 

REKLAMA

W drugiej partii sprawy miały się bardzo podobnie. Z tą tylko różnicą, że Tsitsipas dominował nad Serbem jeszcze wyraźniej. Był zabójczo skuteczny w swoich gemach serwisowych, tracąc w nich zaledwie pięć punktów. Solidnie grał z linii końcowej, jak i przy siatce. Dwukrotnie przełamywał Djokovica i wygrał tego seta wynikiem 6:2. 

Jednak z takim tenisistą jak Nole, nigdy nie można być pewnym zwycięstwa. Sensacja wisiała w powietrzu i wydawało się, że Djokovica bardzo to zmotywowało. 

Novak jak nowo narodzony 

Na samym początku trzeciej odsłony Grekowi naprawdę dobrze szło, ale potem już zaczęły się dla niego schody. Serb zaczął wchodzić na swój optymalny poziom i po pięćdziesięciu minutach odrobił część strat. 

Czwartego seta rozpoczął od podwójnego breaka, następnie utrzymał swoje podanie i zrobiło się 4:0. Tym razem to właśnie Djokovic był niewiarygodnie solidny w gemach serwisowych. Przegrał w nich tylko trzy punkty, a jego skuteczność w akcjach po pierwszym podaniu wynosiła 86%. Nie musiał bronić żadnego break-pointa i książkowym bekhendem po linii zamknął tę odsłonę – 6:2. 

W piątej partii gołym okiem było widać, że Nole przewyższał Stefanosa pod względem kondycyjnym. Serb biegał do wszystkich możliwych piłek, tak jakby był to początek spotkania. Pod koniec Grek nie był już w stanie odgrywać drop-shotów rywala i czasami w ogóle nie umiał ich przeczytać. 

O wszystkim zadecydowało jedno przełamanie z trzeciego gema. Djokovic jak profesor trzymał własne podanie, nie dopuszczając Tsitsipasa do ani jednej szansy na odrobienie strat. Całe spotkanie zostało zakończone przez Novaka crossowym smeczem w okolice linii serwisowej.  

Ponad cztery godziny gry i wielki powrót Serba z wyniku 0:2 w setach. To zwycięstwo zapewniło mu 19. tytuł Wielkiego Szlema i pozwoliło zbliżyć się już tylko na jeden krok do Rafaela Nadala i Rogera Federera w tej statystyce (wtedy Hiszpan i Szwajcar mieli po 20 takich triumfów). 

Cud w Melbourne – dlaczego to tak wyjątkowy triumf? 

Nie mogło tutaj oczywiście zabraknąć legendarnego pojedynku z Australian Open 2022 pomiędzy Danilem Medvedevem a Rafą Nadalem. Historyczne spotkanie, w którym hiszpański wojownik po raz kolejny udowodnił, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. 

Pokazał, że jest w stanie wyjść z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji i odwrócić losy meczu. Przed australijskim finałem nie był faworytem. Przez kilka poprzednich miesięcy w ogóle nie rywalizował na światowych kortach z powodu kontuzji stopy. 

W sierpniu 2021 roku Nadal zagrał jeszcze w turnieju ATP 500 w Waszyngtonie, gdzie pokonał Jacka Socka, ale już w drugim spotkaniu poległ w meczu z Lloydem Harrisem. Po tej niespodziewanej porażce na swoich mediach społecznościowych zamieścił filmik, w którym ogłosił zakończenie sezonu: “Niestety nie będę mógł kontynuować gry w 2021 roku. Za bardzo cierpiałem w tym sezonie z powodu bólu stopy. Ale jestem pewny, że uda mi się w pełni wyleczyć tę kontuzję i będę w stanie wrócić na dobre tory. Znam ten uraz, to ten sam problem od 2005 roku […] Dziękuję za wsparcie, do zobaczenia wkrótce”. 

Od tego momentu Hiszpan przeszedł operację i wrócił na kort dopiero na początku stycznia w Australii. A tam od razu zgarnął tytuł ATP 250 w Melbourne, pokonując w finale Maxime’a Cressy’ego. Było to bardzo dobre przygotowanie przed właściwą imprezą – Australian Open. 

Cud w Melbourne – nieudany start 

W pewnym momencie finałowego boju z Medvedevem, Nadal miał tylko 4% szans na zwycięstwo (według komputerowego systemu). To co Hiszpan zrobił tamtego styczniowego wieczoru w stolicy stanu Wiktoria po prostu nie mieści się w głowie. 

Jednak pierwszy set był całkowitą dominacją Rosjanina. Rafa zaś podejmował wiele złych taktycznie decyzji i nie mógł utrzymać swojego serwisu. Dwukrotnie został przełamany do zera, a sam nie potrafił wygenerować ani jednego break-pointa. Przegrał pierwszego seta po czterdziestu dwóch minutach wynikiem 2:6. 

W drugiej partii Hiszpan zaczął grać znacznie lepiej. Wykańczał długie wymiany czasami naprawdę wymyślnymi uderzeniami i spychał Danila do defensywy. Zawodnik z Manacor miał nawet piłkę setową przy 5:3, ale po wymuszonym długością zagrania bekhendowym błędzie szansa ta zniknęła. 

Doszło do tie-breaka, a tam Medvedev pokazał się z bardzo dobrej strony. Można powiedzieć, że wszystkie wysiłki Rafy w tym secie poszły na marne, ponieważ ostatecznie przegrał i tę część spotkania. Przy 6:5 (w tie-breaku) Danil zagrał pięknego bekhendowego passing-shota po linii i tak zakończył się set drugi. Po tym uderzeniu Rosjanin wzniósł ręce w górę prosząc kibiców znajdujących się na Rod Laver Arenie o jeszcze większe wsparcie. 

Trzecia partia zaczęła się od długiego gema przy serwisie Medvedeva. Obronił on piłkę na przełamanie i otworzył wynik. Decydującym momentem natomiast i punktem zwrotnym całego tego finału była wymiana w szóstym gemie przy wyniku 0:30 od strony Nadala. 

Danil najpierw wybronił smecza, lobując rywala, a chwilę później zwieńczył tę wymianę bekhendem z wyskoku i na tablicy wyników pojawił się historyczny wynik 2:6, 6:7(5), 2:3 (0:40). Od tego momentu wszystko się zmieniło. 

Cud w Melbourne – odrodzenie Nadala 

Hiszpan zaczął odrabiać straty. Nie było widać po nim zmęczenia i po prostu szedł po swoje. Po niewiarygodnym bekhendowym passing-shocie przełamał rywala na 5:4 i za chwilę serwował już na wygraną w trzeciej partii. 

Wygrał tego gema do zera i forhendowym winnerem zamknął seta. Zacisnął pięści i pełnym nadziei głosem zwrócił się w stronę kibiców, krzycząc głośne “Vamos”. Wiedział, że wraca do gry. 

Czwarta odsłona tego legendarnego finału zawierała wiele spektakularnych akcji. Były loby, woleje, ale równeż ciekawe wymiany z głębi kortu. Panowie łatwo odebrali sobie podania w trzecim i czwartym gemie, a w kolejnym po długiej i wyczerpującej walce Nadal wyszarpał jeszcze jedno przełamanie. 

Był to siódmy break-point, w którym to Rafa był zepchnięty do głębokiej defensywy w swoim bekhendowym narożniku. Jednak wtedy zdecydował się na zagranie drop-shota. Danil dał radę do niego dobiec, ale nadział się na wyśmienitą kontrę Hiszpana. Został minięty, a to oznaczało utratę serwisu. 

W dziewiątym gemie Nadal miał już piłkę setową, ale Rosjanin wybronił ją mocnym bekhendowym crossem z wyskoku. Wymusił błąd rywala i doprowadził do równowagi. Chwilę później wygrał tego gema i teraz już wszystko zależało od Rafy, miał podawać na doprowadzenie do piątego seta. 

Identycznie jak w poprzedniej partii, Hiszpan spisał się na medal. Rozegrał bezbłędnego gema, wygrywając do zera i wygrywającym serwisem wyrównał stan pojedynku na 2:2. 

Po czterech godzinach i dwunastu minutach widzów na Rod Laver Arenie czekał punkt kulminacyjny całego spotkania. Rozstrzygnięcie, które jak się później okaże, przejdzie do historii. 

Decydujący set i triumf Nadala 

Już w gemie otwarcia zawodnik z Manacor miał szansę na przełamanie Medvedeva, ale tamten wyszedł z opresji akcją serwis +1. W tym wypadku był to forhendowy winner. 

Po trzech łatwo wygranych podaniach, w gemie numer pięć przyszedł czas na kolejne break-pointy dla Nadala. Nie ywkorzystał pierwszego z nich, w drugim natomiast popisał się jednym z najlepszych zagrań meczu. 

W pełnym biegu strzelił forhendem w linię, nie pozostawiając przeciwnikowi żadnych szans na reakcję. Zagrać taką piłkę to jedno, ale moment, w którym zostało to wykonane jeszcze bardziej zwiększa wartość tej piłki. 

Wtedy komentator relacjonujący to finałowe spotkanie podsumował to słowami “that is the best shot he has ever hit”. Co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że to była najlepsza piłka, jaką Rafa kiedykolwiek zagrał. I być może tak było, ponieważ sytuacja, w której tego dokonał, była naprawdę trudna. Zagrać winnera w pełnym biegu to naprawdę wielka sztuka. A zagrać go w decydującym secie finału Wielkiego Szlema to jeszcze większe wyzwanie. 

Po kilkudziesięciu minutach Rafa mógł już podawać na zwycięstwo w całym pojedynku. Wtedy jednak został przełamany do trzydziestu. Wygrał dwa pierwsze punkty, ale później pojawiło się kilka błędów, które doprowadziły do przegranej w tym gemie. 

U Medvedeva widać było wiarę w końcowy triumf, pomimo niekorzystnego wyniku walczył i robił co tylko mógł, by odrobić stratę. Udało mu się to i wyrównał na 5:5. 

W jedenastym gemie znowu doszło do przełamania. Tym razem to jednak Nadal wykorzystał swoją okazję i po trzecim break-poincie wysunął się na prowadzenie. Był już tylko o krok od zwycięstwa w meczu, w którym już przecież był na deskach. 

Przy 6:5 Hiszpan rozegrał gema idealnego, tak samo jak w trzecim i czwartym secie wygrał ostatniego gema do zera. Po asie serwisowym doprowadził do trzech piłek mistrzowskich. A chwilę później świetnym wolejem wykorzystał już pierwszą z nich. 

Został mistrzem Australian Open po raz pierwszy od trzynastu lat (2009 rok i finał z Federerem). Zgarnął dwudziesty pierwszy wielkoszlemowy tytuł i wyszedł na prowadzenie w klasyfikacji wszechczasów. 

Nie próbował powstrzymywać radości, poszedł do rodziny i całego swojego teamu by razem z nimi świętować tę chwilę. Wielki Rafael Nadal wygrał przegrany mecz i po raz kolejny udowodnił światu, że nigdy, przenigdy nie wolno go skreślać. 

A rzucone przez komentatora“It’s the miracle in Melbourne” jest chyba najlepszym podsumowaniem tego niewiarygodnego i legendarnego starcia. 

Finał Wimbledonu 2023 – młodość kontra doświadczenie 

Lipiec 2023 roku i finał najstarszego turnieju tenisowego na świecie: Wimbledonu. Pojedynek wielkiego Novaka Djokovica z młodym Carlosem Alcarazem. Serb był niepokonany w londyńskim szlemie dokładnie od 2195 dni, a na korcie centralnym przez ponad 10 lat (dokładnie 3661 dni). Wtedy to pokonał go Andy Murray, zgarniając swój pierwszy tytuł na wimbledońskich kortach. 

Pierwszy set tego spotkania przebiegł pod dyktando serbskiego mistrza, który stracił zaledwie jednego gema. Był lepszy od Hiszpana w praktycznie każdym aspekcie, od serwisu, przez akcje wolejowe, aż po skuteczność i dobór zagrań. 

Djokovic bardzo pewnie wygrał gema przy wyniku 5:1. Zepchnął rywala do defensywy i wykończył akcję smeczem. Po trzydziestu czterech minutach był o krok bliżej od ósmego triumfu w Wimbledonie i zrównania się z rekordzistą wszechczasów w tym względzie: Rogerem Federerem. 

Druga odsłona tego meczu była punktem zwrotnym dla Carlitosa. Panowie szli bardzo równo, każdy zdobył po jednym przełamaniu, a później nie dawali sobie nawet szans na odebranie podania. 

Po tych dwóch breakach była tylko jedna okazja do przełamania. Miał ją Alcaraz w gemie numer cztery, ale wtedy po bardzo długiej wymianie strzelił bekhendem za linię końcową. 

Po czasie doszło do tie-breaka, który miał zadecydować czy Djokovic wysunie się na dwusetowe prowadzenie, czy może jednak hiszpański pretendent wyrówna stan pojedynku. 

Novak bardzo szybko wyszedł na 3:0, ale po dwóch kapitalnych serwisach (w tym jednym asie) i błędzie Serba przy próbie zagrania drop-shota Alcaraz odrobił straty. 

W dalszej fazie tego decydującego gema, obaj zawodnicy bardzo skutecznie wygrywali punkty przy swoich podaniach. Djokovic miał jedną piłkę setową, ale nie wykorzystał jej, uderzając bekhendem prosto w siatkę. A po kolejnym bliźniaczym wręcz błędzie doświadczonego Serba, Hiszpan sam zyskał set-balla. 

Djokovic zaserwował w sam róg kara serwisowego i wtedy Carlitos na pełnym rozciągnięciu zagrał spektakularnego passing-shota. Novak mógł tylko patrzeć, jak piłka wpada w kort za jego plecami. Hiszpan przyłożył palec do ucha, chcąc usłyszeć jeszcze większy doping ze strony kibiców. Wygrał drugiego seta i zrobiło się 1:1. 

Prawie półgodzinny gem 

Trzecia odsłona tego pojedynku zdecydowanie należała do Alcaraza, który w ważnych momentach grał zdecydowanie odważniej i skutecznej. Przy 3:1 panowie rozegrali gema, który trwał aż 27 minut. Było tam trzynaście równowag i siedem break-pointów dla Hiszpana. 

Ostatecznie po forhendzie Novaka uderzonym w taśmę, to Carlos mógł cieszyć się z wygranej w tym maratońskim gemie. Odebrał podanie Serbowi w sumie jeszcze dwa razy, a sam musiał bronić tylko dwóch punktów na przełamanie. 

Set zakończył się identycznym wynikiem jak pierwszy, z tą tylko różnicą, że tym razem na korzyść Alcaraza. Trwał on równo godzinę, czyli prawie dwukrotnie dłużej niż partia otwarcia. A swój udział w tym ma oczywiście wspomniany półgodzinny gem. 

Carlitos podobnie jak w secie drugim zakończył wszystko pięknym minięciem wzdłuż linii i był już tylko o krok od końcowego triumfu. 

Historyczna wygrana Alcaraza 

W czwartej partii obaj zawodnicy utrzymywali własne serwisy, ale tylko do wyniku 2:2. W piątym gemie Djokovic wykreował sobie szansę na odebranie podania młodszemu rywalowi. Podczas jednej z nich, po forhendowym strzale Hiszpana został wywołany aut. Gem mógłby się już zakończyć, ale wtedy Carlitos poprosił o challenge. Jak się okazało: trafił piłką w ostatnie milimetry linii końcowej i panowie musieli powtórzyć punkt. 

A tego fantastycznym drop-shotem zapisał na swoje konto Alcaraz. Tym samym doprowadził do równowagi. Jednak od tego czasu popełnił dwa błędy, co dało Djokovicowi upragnionego gema. Serb wysunął się na prowadzenie i nie wypuścił go aż do końca. Wygrał czwartą odsłonę, przełamując rywala jeszcze raz w ostatnim gemie. Zrobiło się 2:2. 

Piąty set rozpoczął się od utrzymania serwisów przez obydwu, ale nie było to proste zadanie. Novak obronił break-pointa serwisem, a w kolejnym gemie Carlos cudem przeżył natarcie Serba. Djokovic miał wszystko w swoich rękach, by zdobyć przełamanie. Rozrzucał Hiszpana po korcie, aż tamten był zmuszony wystawić piłkę na smecza. 

Belgradczyk jednak uderzył w siatkę, nie mogąc uwierzyć w to jaką sytuację właśnie zmarnował. Carlos natomiast świętował wygrany punkt, podnosząc rękę triumfalnie w górę. 

Ostatecznie wygrał tego gema, utrzymał podanie, a w kolejnym przełamał Novaka. Był zabójczo skuteczny już do końca tego pojedynku. Nie oddawał nic za darmo i był do bólu solidny. Wymuszając błąd rywala zakończył spotkanie i triumfalnie padł na kort. Został mistrzem Wimbledonu, pokonał wielkiego Novaka Djokovica na korcie, na którym ten praktycznie nie przegrywa. Dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe i zwyciężył. 

Tym samym spełnił swoje dziecięce marzenie i pokazał, że Carlos Alcaraz to ktoś z kim trzeba będzie liczyć się przez wiele następnych lat. 

Podsumowanie 

Także jak widzimy, w tenisie cały czas się coś dzieje. Finały, które przedstawiłem to tylko część najbardziej współczesnej historii tego sportu. W przeszłości było ich oczywiście o wiele więcej. 

Jednak uważam, że biorąc pod uwagę jedynie kilka ostatnich lat, również można odnaleźć sporo meczów, które dały mnóstwo emocji, ale również tenisowej jakości. Spośród dziewiętnastu ostatnich finałów Wielkiego Szlema wymieniłem te, które moim zdaniem wydały się najciekawsze, aczkolwiek było jeszcze kilka pojedynków zasługujących na uwagę. A przykładem może być tutaj na przykład mecz: Alcaraz – Ruud (US Open 2022) albo Zverev – Alcaraz (RG 2024). 

Tenis nigdy się nie zatrzymuje, turnieje odbywają się w prawie każdym tygodniu, ale starcia wielkoszlemowe mają jednak swój oryginalny klimat. Gra do trzech wygranych setów to kompletnie inny rodzaj emocji niż standardowy format “best of 3”. Zawodnicy też przeżywają to inaczej, co ma odzwierciedlenie w wyniku. Nie da się utrzymać koncentracji i grać na jednym, równym poziomie przez trzy czy cztery godziny.  

Buduje to dramaturgię oraz zapewnia niesamowite zwroty akcji. I za to właśnie kochamy wielkoszlemowe pojedynki, szczególnie finały. Każdy chce dać z siebie wszystko, a właśnie to w sporcie liczy się najbardziej, prawda? 

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    110,907FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ