Wiele meczów w ten weekend nie odbyło się ze względu na bardzo intensywne opady na południu Polski. Ryzyka niemożności gry nie było jednak w przypadku starcia Stali Stalowa Wola z Wisłą Płock. Na murawę stadionu beniaminka Betclic 1 Ligi także spadł bowiem deszcz, ale nie był tak nawalny, jak na Śląsku czy w Małopolsce. Boisko było więc w dobrym stanie, czego niestety nie można powiedzieć o występującej na niej na co dzień drużynie. Stal Stalowa Wola po 8 ligowych spotkaniach miała bowiem na swoim koncie zaledwie jeden punkt, zamykając tabelę rozgrywek. Nic nie wskazywało na to, by po meczu z Nafciarzami bilans ekipy z Podkarpacia miał być lepszy. Goście bowiem od początku pewnie zmierzali po zwycięstwo.
Przebieg meczu bez zaskoczenia
Po pierwszym gwizdku sędziego Wisła Płock wzięła piłkę w swoje posiadanie i nie zamierzała ani na moment oddawać jej przeciwnikom. Nie chodziło jednak o samo rozgrywanie i kontrolę obrazu gry, lecz po prostu o szybkie wyjście na prowadzenie. Mogło udać się to już w pierwszym kwadransie, gdy Iban Salvador oddał strzał w świetnej sytuacji z bliska. Reprezentant Gwinei Równikowej był jednak nieskuteczny i uderzył niecelnie.
Co ciekawe, chwilę później lepszą skutecznością od snajpera popisał się… obrońca zespołu Mariusza Misiury. Mowa o Przemysławie Misiaku, który w obliczu niewielkiego zagrożenia ze strony Stali sam zapuścił się w pole karne rywali. Odwaga się opłaciła, bo 21-latek cieszył się z pierwszej bramki zdobytej w barwach Wisły Płock. Udało mu się to dzięki sfinalizowaniu akcji i dośrodkowania na dalszy słupek Jorge Jimeneza. Warto jednak zwrócić także uwagę na fatalne zachowanie bramkarza gospodarzy, Mikołaja Smyłka, który nie zrobił absolutnie nic, by powstrzymać strzelca gola.
Po bramce spadła intensywność
W związku z wyjściem na prowadzenie przez Wisłę, ta nie musiała już tak starać się o kolejne akcje i okazje strzeleckie. Z kolei Stal nie była zdolna grać z płocczanami jak równy z równym, a więc nie zapowiadało się na wyrównanie. Mecz stał się senny, co bynajmniej nie przeszkodziło Wiśle w podwyższeniu prowadzenia. Szansa, po której padł drugi gol, wyglądała dość podobnie do poprzedniej. I tym razem to z lewej strony boiska posłane zostało podanie na dalszy słupek, tym razem jednak dopadł do niego Iván Salvador, który uderzył tzw. „szczupakiem”. Kolejnym elementem wspólnym obu trafień była postawa bramkarza, do którego znów można było mieć pretensję o nieudaną interwencję. Zresztą nie tylko do niego – cała obrona Stalówki była tak bierna, że sama prosiła się o stratę bramki.
Stal nie powalczyła o remis nawet w przewadze liczebnej
W drugiej połowie mecz stał się nieco bardziej wyrównany, szczególnie od momentu, gdy po interwencji VAR-u czerwoną kartką ukarany został Andrias Edmundsson. Defensor Nafciarzy zatrzymał wbiegającego w pole karne rywala, a sędzia po obejrzeniu powtórki stwierdził, że zatrzymał stuprocentową okazję. Z tego powodu wykluczył Farera z zawodów, jednak jest to decyzja dość kontrowersyjna. Nawet, gdyby akcja Stali nie została bowiem zatrzymana, szanse na zdobycie gola wcale nie były aż takie duże. Kolejni obrońcy Wisły mieliby bowiem możliwość zatrzymać napastnika, który nie znajdował się na wprost bramki, lecz był do niej ustawiony pod sporym kątem.
Nie ma jednak co roztrząsać sytuacji, która wcale nie przyczyniła się do większych tarapatów graczy z Płocka. Nie było nawet blisko tego, by czerwona kartka była początkiem kłopotów Wisły. W końcówce meczu piłkarzom Stali udało się co prawda strzelić jedną bramkę, ale to bardziej kwestia totalnego rozluźnienia Wisły, niż pogoni za wynikiem gospodarzy. Większym problemem Mariusza Misiury jest konieczność znalezienia zastępstwa za Edmundssona na kolejny mecz przeciwko Stali Rzeszów.
W końcówce meczu Krystian Pomorski ustalił jeszcze ostateczny wynik starcia na 3:1 dla gości. Po wygranej Wisła Płock przynajmniej chwilowo awansowała na 2. miejsce w ligowej tabeli. Stal Stalowa Wola jest w zupełnie innej sytuacji, dalej zamykając stawkę i wciąż czekając na zwycięstwo w rozgrywkach. Wydaje się, że żeby ekipa z Podkarpacia chociaż powalczyła o utrzymanie na drugim poziomie rozgrywkowym w Polsce, potrzebna będzie prawdziwa rewolucja.