Na tę wygraną Wisła Kraków czekała 6 lat! Demolka przy Reymonta!

6 maja 2012 roku. Ówczesny mistrz Polski, Wisła Kraków podejmowała u siebie wicemistrza kraju, czyli Śląska Wrocław. Wprawdzie zespół z Małopolski wypisał się z wyścigu o zwycięstwo w T-Mobile Ekstraklasie, lecz szanse na to mieli wciąż przyjezdni z Wrocławia. I to właśnie na Dolny Śląsk pojechało trofeum za sezon 2011/12. Dziś obie ekipy znów się ze sobą zmierzyły, lecz w innym celu. Kiedyś rywalizowały o najwyższe miejsca w Ekstraklasie, a dziś walczą o powrót do niej. Ekipa z Krakowa po 5 meczach była bezbłędna – nie straciła choćby punktu i była liderem. Wrocławianie z kolei mieli słabszy start, lecz się rozkręcają i po 6 rozegranych spotkaniach zajmowali 4. miejsce. Historia z kolei przemawia na korzyść Śląska, który nie przegrał z Wisłą ani razu od 2019 roku.

Ángel Rodado, proszę Państwa!

Wisła zaczęła intensywnie, bo od okazji bramkowej już w 2. minucie. Maciej Kuziemka poprowadził piłkę, przełożył ją na lewą nogę i trafił, ale w słupek. Jakub Krzyżanowski próbował po nim poprawić, lecz na posterunku stał Michał Szromnik. Potem to Śląsk starał się zaatakować, głównie poprzez indywidualne akcje. Dryblingu próbował i Jehor Szarabura, i Miłosz Kozak – lecz to na nic. Potem wrocławianie przeszli na połowę przeciwnika. I co z tego, skoro ten przeciwnik objął prowadzenie. W 12. minucie Krzyżanowski utrzymał piłkę na boisku i wygrał pojedynek z Tommaso Guercio. 19-latek zagrał do Ángela Rodado, a Hiszpan przepięknym wolejem otworzył wynik meczu. Dla Rodado to już 8. trafienie w tym sezonie 1. Ligi.

REKLAMA

Ta statystyka zmieniła się 4 minuty później. Kacper Duda świetnie przeciął podanie Serafina Szoty. Odnalazł podaniem Rodado, a snajper Białej Gwiazdy zrobił to, co umie najlepiej. Zwodem minął Szromnika, a następnie, z niezwykle ostrego kąta zmieścił piłkę w siatce. Jakby to powiedzieli hiszpańscy komentatorzy: ¡Golazooo!

We wrocławskim obozie konsternacja. Wystarczył nieco ponad kwadrans, żeby Śląsk miał podwójnie utrudnione zadanie. Mało tego, Wisła zepchnęła go do obrony, czekając tylko na ich pomyłkę. Dopiero po około 10 minutach od straty gola WKS zaczął grać nieco śmielej, na tyle, jak bardzo im rywale na to pozwalali. Marc Llinares nawet zawyżył statystyki celnych strzałów, ale taki strzał to bramkarz by obronił nawet bez rąk. Śląsk powoli się rozkręcał. W 30. minucie Kacper Broda został ponownie przetestowany, tym razem przez Mariusza Malca – golkiper zdał ten test.

Wisła miała groźniejsze akcje. W 34. minucie Frederico Duarte napędził strachu wrocławianom, lecz trafił tylko w boczną siatkę. Mówi się, że 2:0 to niebezpieczny wynik. Może i tak, ale na razie nie dotyczyło to tego spotkania. Wisła grała z dużą dozą pewności siebie i kontrolowała jego przebieg. Nawet jeśli Śląsk miał okazję, to nic z tego nie wychodziło. Do przerwy Wisła prowadziła dwubramkowo.

Deklasacja!

Początek drugiej połowy przyniósł korzyści. I nie, nie wrocławianom, choć Ante Simundza miał pewnie swoim podopiecznym wiele do powiedzenia. Słoweniec przeprowadził też dwie zmiany, ale to na nic. W 47. minucie Julius Ertlthater wrzucił piłkę ze stałego fragmentu gry, na głowę Wiktora Biedrzyckiego. 28-latek, kompletnie niepilnowany, wbił ją do siatki, zamykając już chyba ten mecz. Podopieczni Mariusza Jopa wydawali się być dla wrocławian już poza zasięgiem.

Śląsk próbował jeszcze ratować honor po straconych 3 bramkach. Brakowało im jednak trochę pomysłowości i polotu. Popełniali również sporo prostych błędów, zwłaszcza w obronie. Wisła z kole robiła swoje. 3:0 już wydawało się satysfakcjonującym wynikiem. Ale jeśli pojawia się okazja na 4:0, to dlaczego nie skorzystać? Marc Carbó wygrał starcie z Jakubem Jezierskim. Piłkę następnie otrzymał Julian Lelieveld, który posłał dalekie podanie do Rodado. A Rodado, będący sam na sam z bramkarzem, jedynie wypełnił swoją powinność. Kraków przez lata był miastem królów, i obecnie też jest, przynajmniej w tej wiślackiej części miasta. Hiszpan na boisku rządzi i dzieli – hat-trick!

Wisła wciąż nieomylna w 1. Lidze

Jeśli ktoś po golu Biedrzyckiego jeszcze się łudził, że Śląsk może wróci do gry, to Rodado skutecznie wybił im z głowy tę myśl. Wrocławianie leżeli na deskach i jedyne, co mógł jeszcze zrobić, to zmniejszyć rozmiary klęski. Na to jednak się nie zapowiadało. To nie był mecz na miarę dwóch poważnych kandydatów do awansu do Ekstraklasy. Gdyby tak było, to Śląsk postawiłby przynajmniej minimalny opór. A w rzeczywistości była tu dziś ogromna różnica klas. Wisła prowadziła, i to znacznie, lecz nawet nie myślała o tym, by oddać inicjatywę przyjezdnym. Jeśli jakieś telewizory we Wrocławiu jeszcze pokazywały to starcie, to pewnie w 84. minucie albo zostały wyłączone, albo zmieniono kanał. Krzyżanowski wrzucił piłkę w pole karne. Czekał tam Ardit Nikaj i Albańczyk jeszcze kopnął sobie leżącego. Lub jak kto woli, piłkę prosto do bramki Szromnika.

W październiku 2021 Wisła przegrała u siebie 0:5 ze Śląskiem. Trzy bramki strzelił wówczas Erik Expósito, a dla Białej Gwiazdy był to jak dotąd ostatni sezon w PKO BP Ekstraklasie. Dziś role się odwróciły. To Wisła wygrała 5:0, i również hiszpański snajper zanotowal hat-tricka. Wygrał dziś zespół lepszy. Dużo lepszy. Krakowianie byli dzisiaj piekielnie skuteczni i bezlitośnie punktowali słabość Śląska w defensywie. A Angel Rodado? Po raz kolejny potwierdził, że dla Wisły jest wart wszystkich pieniędzy. Ekipa z Małopolski po 6 meczach wciąż ma komplet punktów i na razie wydaje się być nie faworytem, a pewniakiem do awansu do Ekstraklasy.

Wisła Kraków – Śląsk Wrocław 5:0 (Rodado 12′, 16′, 62′, Biedrzycki 47′, Nikaj 84′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    112,048FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ