W pierwszym niedzielnym meczu PKO BP Ekstraklasy Motor Lublin przegrał z Koroną Kielce 0:1 na jej obiekcie. Można mówić o pewnym zaskoczeniu, ale sam przebieg meczu pokazał, że to kielczanie byli lepszą drużyną, a jej zwycięstwo nie jest dziełem przypadku. Jak do niego doszło i kto miał w nim największy udział? Odpowiedzi w naszych pomeczowych wnioskach!
1. Korona powinna schodzić na przerwę z prowadzeniem
To drużyna z dolnej części tabeli Ekstraklasy od początku ruszyła do ataku. Mogło, a nawet powinno mieć to wpływ na wynik spotkania, bowiem dośrodkowania gospodarzy sprawiały sporo problemu obrońcom Motoru. Najgroźniej było jednak w samej końcówce pierwszej połowy, kiedy to Martin Remacle oddał strzał sprzed pola karnego. Wyglądał on dość niepozornie, ale były to tylko pozory. Piłka trafiła w słupek, a jej toru lotu zupełnie nie kontrolował strzegący bramki gości Kacper Rosa. Zabrakło więc tylko milimetrów do prowadzenia i pięknej bramki. Złocisto-krwiści i tak mogli jednak schodzić do szatni zadowoleni z dotychczasowego przebiegu starcia. Wszelkie atuty Motoru były zneutralizowane, a gol dla Korony wydawał się kwestią czasu.
2. Najlepszy na boisku był Mariusz Fornalczyk
Ofensywa zespołu z województwa świętokrzyskiego w bardzo dużym stopniu zależała od Mariusza Fornalczyka. 22-latek potrafił zrobić coś z niczego, gdy dzięki jego dryblingowi i wizji gry akcje Koroniarzy nabierały tempa. Umiał połączyć odrobinę szaleństwa, którą wykorzystywał w rajdach i pojedynkach indywidualnych z rozsądkiem. To dzięki tej rozwadze unikał niepotrzebnych strat, często rezygnując z indywidualnych popisów na rzecz racjonalnego wycofania czy dłuższego utrzymania się przy piłce.
Jego dobra dyspozycja mogła dać Koronie sporo korzyści. Fornalczyk oddał trzy groźne uderzenia. Najpierw ze strzałem poradził sobie bramkarz, a potem uderzającemu zabrakło precyzji. Później zanotował jeszcze jeden celny strzał, ale on także został odbity przez golkipera. Lewy skrzydłowy był też blisko asysty, i to asysty nie byle jakiej. Posłał bowiem kilka dobrych wrzutek, ale jedna z nich była wprost idealna. Ominęła wszystkich obrońców Motoru i spadła wprost na głowę będącego kilka metrów od bramki Martina Remacle’a. Sytuacja wymarzona? Tak by się wydawało, ale Belg i tak zdołał widowiskowo spudłować. Na dobrą sprawę odebrał on asystę Fornalczykowi, który po prostu na nią zasłużył. Poza własnymi osiągnięciami przyczynił się on do obnażenia braków defensywnych prawego obrońcy Motoru, Pawła Stolarskiego, którego kilkukrotnie ograł z dziecinną łatwością.
3. Motor częściej atakował prawą stroną, ale to lewe skrzydło funkcjonowało nieco lepiej
Z jakiegoś powodu piłkarze z Lublina znacznie chętniej wyprowadzali swoje akcje prawą stroną boiska. Było to zastanawiające, gdyż zawodnikom operującym w tej strefie naprawdę niewiele wychodziło. Paweł Stolarski i Michał Król notowali wiele strat i nie mogli znaleźć wspólnego boiskowego języka. Trochę lepiej było przy przeciwnej linii bocznej, gdzie współpraca Piotra Ceglarza z Filipem Lubereckim przynosiła nieco więcej powodów do radości. I tu było jednak daleko od ideału.
Reakcją sztabu szkoleniowego Motoru na tą niepokojącą niemoc na skrzydłach była zamiana, której dokonano w przerwie. Ceglarz wymienił się z Królem, więc zaczęli grać po przeciwnych stronach boiska i przy innych bocznych obrońcach. To w pewnym sensie pomogło, a w połączeniu z szybko przeprowadzonymi roszadami w składzie faktycznie ożywiło grę Motoru.
4. Motor bardzo chciał sprokurować karnego. No i się doigrał
Nie dość, że zespół Mateusza Stolarskiego był bezbarwny z przodu, to w drugiej połowie zaczął robić niesamowite rzeczy w defensywie. Najpierw dopuścił do tego, że po stałych fragmentach gry w polu karnym panował niesamowity chaos. Ten jakimś cudem zakończył się bezboleśnie, ale już wtedy piłkarze Korony domagali się rzutu karnego. Okazało się jednak, że ich strzał został zablokowany nie ręką, lecz barkiem, więc podstaw do podyktowania „jedenastki” nie było. Chwilę później jednak pojawiły się kolejne kontrowersje, a to za sprawą uderzenia Miłosza Trojaka przez próbującego interweniować bramkarza Motoru. Tym razem sytuacja była mniej jednoznaczna, a po obejrzeniu powtórek Tomasz Kwiatkowski wskazał na punkt wykonywania rzutów karnych. Do piłki podszedł Pedro Nuno, który nie dał się rozproszyć Kacprowi Rosie i pewnie umieścił piłkę w siatce.
5. Korona fatalnie zareagowała na wyjście na prowadzenie
Ostatnie minuty były dla gospodarzy bardzo nerwowe. Zamiast pewnie utrzymać wynik, Korona sama prosiła się o problemy. Dopuściła więc do groźnej akcji, po której Motor uderzał w poprzeczkę i przestała być tą drużyną, która do tej pory wyglądała na tle rywali bardzo dobrze. Kolejne akcje Motoru były wyprowadzane z ogromną łatwością, a prowadzenie Korony wisiało na włosku. Ostatecznie udało się je utrzymać, ale była do tego potrzebna masa szczęścia.