W obecnym sezonie Serie A Monza przegrywa niemal z każdym. Założony w 1912 roku klub jest najgorszą ekipą w ligowej stawce i notuje średnio zaledwie 0,625 punktów na mecz. Choć wyniki zdecydowanie nie zadowalają, piłkarzom z Lombardii nie można było odmówić waleczności, gdy ci w ostatnim meczu 2024 roku rywalizowali z Juventusem. Walka to jednak nie wszystko, bo po raz kolejny nie przyniosła ona żadnych wymiernych efektów…
McKennie bohaterem, Kalulu sabotażystą
Juventus od pierwszych minut zepchnął gospodarzy do głębokich defensywy. Strzał za strzałem, okazja za okazją, a to wszystko sprawiło, że prędzej czy później gol dla Starej Damy po prostu musiał paść. Stało się to już w pierwszym kwadransie spotkania, kiedy po drugim rzucie rożnym dla Juventusu piłkę do bramki skierował Weston McKennie. Już po pierwszym kornerze było groźnie – wtedy bramkarz Monzy wybijał piłkę, a następnie zdołał obronić groźną dobitkę Nico Gonzaleza. Kilkadziesiąt sekund później był już bezradny, gdy McKennie trafił z najbliższej odległości po dośrodkowaniu Teuna Koopmeinersa. To był strzał, dzięki któremu Juve wyszło na zasłużone prowadzenie, a techniczna wyższość nad rywalami turyńczyków była aż nadto widoczna.
𝐉𝐮𝐯𝐞𝐧𝐭𝐮𝐬 𝐅𝐂 𝐰𝐲𝐜𝐡𝐨𝐝𝐳𝐢 𝐧𝐚 𝐩𝐫𝐨𝐰𝐚𝐝𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞! 💥
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) December 22, 2024
Weston McKennie wpisuje się na listę strzelców w starciu z AC Monzą! ⚽️🔥
Mecz trwa w Eleven Sports 1! #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/PfTdHDwf8m
Z kolei piłkarze Monzy wyglądali jak chłopcy do bicia, którzy w żaden sposób nie są w stanie utrudnić zadania faworytom meczu. Nawet, gdy gospodarze wyprowadzali kontrataki, były one wyprowadzane przez pojedynczych graczy, którzy nie otrzymywali żadnego wsparcia od partnerów. Jedynym światełkiem w tunelu mogła być niepewność piłkarzy Juventusu, którzy mogli sami zapoczątkować własne problemy. Od pierwszego gwizdka mnóstwo błędów popełniał bowiem Pierre Kalulu. Monza wykorzystała jego złą dyspozycję, gdy raz wyprowadziła składną akcję, w której brała udział ponad połowa zespołu. Wszystko zaczęło się od wspaniałej centry Andrea Carboniego. Dopadł do niej Samuele Birindelli, którego celne uderzenie z pierwszej piłki było nie do zatrzymania dla golkipera Bianconerich. Duży udział w straconej bramce miał jednak także wspomniany przed chwilą Kalulu, który kompletnie nie upilnował strzelca gola. Umiejętne przewidzenie toru lotu piłki i ruch bez piłki wystarczyły, by zgubić francuskiego obrońcę.
𝐒𝐀𝐌𝐔𝐄𝐋𝐄 𝐁𝐈𝐑𝐈𝐍𝐃𝐄𝐋𝐋𝐈! 🔥 𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐁𝐑𝐀𝐌𝐊𝐀! ⚽️💥
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) December 22, 2024
Idealnie złożył się do tego strzału zawodnik AC Monzy! 😍 Zobaczcie to świetne trafienie! 🔝 #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/R3qR6EsemF
Monza zatrzymała Juventus, ale nie na długo
Utrata jednobramkowej zaliczki była dla podopiecznych Thiago Motty dużym ciosem. Cały czas napierali, ale jedna piękna akcja rywali sprawiła, że mecz zaczął się od początku. O kolejne bramki było już trudniej, bo i defensywa Monzy była już znacznie lepiej poukładana. Nie oznacza to jednak, że nie zdarzały się jej momenty uśpienia, takie jak ten z 39. minuty meczu. Skorzystał z niego Nicolas Gonzalez, który dopadł do futbolówki po chaotycznej odbijance w polu karnym. Stojąc na wprost bramki nie było innej opcji niż wpisanie się na listę strzelców, co było wymarzonym podsumowaniem dobrej gry w wykonaniu Argentyńczyka.
W drugiej połowie zarówno on, jak i cały Juventus był już bardziej pragmatyczny. Kibice oglądali mniej popisów w ataku, ale najważniejsze było utrzymanie korzystnego wyniku, co odbywało się bez większych trudności. Oczywiście Stara Dama miała kolejne szanse, ale nie było kolejnych bramek. Ważne jednak, że mecz był pod kontrolą gości, a Monza – choć dłużej utrzymywała się przy piłce – nie potrafiła odwrócić losów spotkania.
Juventus w tym sezonie także nie zachwyca. W Nowy Rok wejdzie ze stratą aż 9 punktów do pierwszej w Serie A Atalanty. Ekipa z Turynu zdecydowanie zbyt często notuje remisy, a dla takiej drużyny to raczej strata dwóch punktów, a nie zysk jednego „oczka”. Monza pokazała jednak, że nawet stosunkowo słaby Juventus może liczyć na wygraną i to bez wielkiego wysiłku. Drużyna w czerwonych strojach zdecydowanie czuje już świąteczny nastrój. Do Świętego Mikołaja upodabnia ją bowiem nie tylko barwa trykotów, lecz także oddawanie punktów prawie wszystkim przeciwnikom. Ciekawe, czy nawet po świętach Bożego Narodzenia Monza wciąż będzie w ten sposób polepszać humory kolejnym rywalom.