55 dni – tyle trzeba było czekać na wielki powrót PKO BP Ekstraklasy. W trakcie nerwowych oczekiwań na polską ligę, głód piłki mogło zastąpić Euro 2024, które do końca fazy grupowej było całkiem porywające. Pierwszy mecz nowego sezonu rozpocznie pierwsza drużyna tego poprzedniego, czyli Jagiellonia Białystok. Swoim pojedynkiem z Puszczą Niepołomice rozpocznie prawdopodobnie najważniejszy rok w swojej historii, w którym będzie bronić tytułu i walczyć o awans do Ligi Mistrzów. Stadion przy Słonecznej jest twierdzą trudną do zdobycia – w ostatnich 20 meczach u siebie o stawkę Jaga poległa tylko 2 razy. Puszcza nie była faworytem tego meczu, ale wie jak się bronić. Ta umiejętność dość niespodziewanie pozwoliła Żubrom zapewnić sobie utrzymanie w elicie.
Ofensywnie, choć nieskutecznie
Pierwsze minuty meczu otwarcia Ekstraklasy 24/25 należały do gospodarzy. Na boisku mogliśmy oglądać starą, dobrą i przede wszystkim ofensywną Jagę. Świeżo upieczeni mistrzowie Polski zdecydowanie więcej byli przy piłce i mieli więcej okazji na zmianę wyniku. Puszcza natomiast na to nie pozwalała, mądrze i skutecznie broniąc się na własnej połowie. Zespół z Małopolski nie ograniczał się jednak jedynie do obrony i również próbował wykreować sobie coś pod bramką przeciwnika. Ich akcje nie były wystarczająco groźne, by napędzić strachu podopiecznym Adriana Siemieńca. Choć posiadanie piłki białostoczan przekraczało ponad 70%, to mieli problemy z przełożeniem tego na bramki. W ciągu 30 minut oddali raptem jeden celny strzał. Może i mieli przebieg meczu pod kontrolą, ale wynik – raczej nie.
Mistrzom Polski trudno było przedrzeć się przez gąszcz obrońców, jaki czekał na nich po drugiej stronie boiska. Podopieczni Tomasza Tułacza należycie odpierali wszelkie ataki faworyzowanego przeciwnika. Nie zmienia to faktu, że od drużyny, która w poprzednim sezonie strzeliła aż 77 goli mamy prawo wymagać zdecydowanie więcej – tym bardziej że z przodu składu Jagi do rewolucji transferowych nie doszło. O ile dobrze grali piłką w pobliżu pola karnego Puszczy, to ogromne kłopoty ze sfinalizowaniem akcji nie pozwalały na objęcie prowadzenia. Na przerwę musieli zejść przy bezbramkowym remisie i ogromnym niedosycie.
Szczęście w piłce też warto mieć
Na start drugiej połowy powtarzał się scenariusz jak z tej pierwszej. Zespół z Podlasia ponownie przeważał, kombinował, ale nic dobrego im to nie dało. W trakcie pierwszego kwadransa jedyny strzał oddał Kristoffer Normann Hansen, ale o mały włos nie uszkodził oświetlenia na stadionie. Wydawało się, że mimo wszystko to Jaga będzie bliżej pierwszej bramki. To zmieniło się jednak w 57. minucie, kiedy to Puszcza wyprowadzała atak. W polu karnym Roman Jakuba został trącony, ale sędzia rzutu karnego nie przyznał – był to nieznaczny kontakt. Większą kontrowersją jest fakt, że arbiter zmarnował kilka minut na konsultacje z VAR-em i nawet nie podszedł do monitora. Odgwizdany został spalony i nici z rzutu karnego dla niepołomiczan.
Po tej akcji Puszcza doszła wreszcie do głosu w ofensywie. W 61. minucie Jin-hyun Lee przeciął istotne podanie Jagiellonii, zatańczył z przeciwnikiem, a na końcu oddał niebezpieczne uderzenie. Koreańczykowi nie dopisało szczęście – piłka obiła poprzeczkę. Puszcza próbowała jeszcze wykończyć tę akcję na raty, ale Jaga gola nie straciła. Niepołomiczanie mieli swoje pięć minut, i to dosłownie – wkrótce potem Jaga wróciła do gry, a mecz stał się bardziej wyrównany.
Nené pierwszym strzelcem Ekstraklasy 2024/2025!
Czasu do zakończenia spotkania było coraz mniej. W szeregach Jagiellonii wdał się drobny niepokój o wynik. Zdawali sobie sprawę z wagi tych trzech punktów oraz postawy zespołu z Małopolski, dlatego też gorączkowo szukali sposobności na bramkę otwierającą wynik. Puszczę z kolei remis zdawał się satysfakcjonować. Podopieczni Tomasza Tułacza cofnęli się pod własną bramkę, by dowieźć ten jeden punkt do końcowego gwizdka. Bolączki podlaskiej ekipy zakończyły się w 78. minucie. Debiutujący w Ekstraklasie Miki Villar napędził akcję Jagi, a następnie zgrał piłkę w pole karne. Do niej dopadł Nene i finalnie otworzył wynik oraz zrzucił kamień z serc kibiców mistrzów Polski. Strzał był dobry, ale Kewin Komar mógł się zachować nieco lepiej.
To trafienie Portugalczyka zdecydowało o tym, kto dopisze sobie pierwsze 3 punkty. Puszcza nie podołała i nie odwróciła losów tego spotkania. Na dodatek pod sam koniec przeciwnika dobił jeszcze Lamine Diaby-Fadiga i Francuz zdobył gola w swoim debiucie.
Jagiellonia w tym meczu ogólnie nie zachwyciła. Nie zmieniło się podejście Adriana Siemieńca do futbolu – jego podopieczni zagrały pozytywny, ofensywny futbol (ok. 70% posiadania piłki, współczynnik xG – niemal 2,5). Problem leżał w skuteczności – zespół z północno-wschodniej Polski na pierwszą bramkę musiał czekać aż do 78. minuty. Puszczy należą się pochwały – postawiła ogromny opór mistrzowi Polski i długo się bardzo dobrze broniła. Jagiellonia wygrywa, ale teraz ma inne priorytety, bowiem już za 4 dni niezwykle ważne starcie na Litwie.