AC Milan w bardzo dobrym stylu rozpoczął granie w nowym roku kalendarzowym. Rossoneri pokonali Salernitanę 2:1, co jednak nie oddaje dobrze obrazu tego meczu. Ekipa Krzysztofa Piątka przez większość czasu była jedynie tłem dla grających z dużą finezją rywali. Możliwość nawiązania walki w końcówce mogą zawdzięczać w dużej mierze Guillermo Ochoi, który momentami bronił niemal w „trybie mundialowym”.
Wymarzony początek dla Milanu
Jeśli wracać do gry po przerwie ligowej, to dokładnie tak, jak zrobił to Milan. Rossoneri od samego początku nie dali Salernitanie żadnych szans, rozbijając Piątka i spółkę na niemal każdej płaszczyźnie. Już po piętnastu minutach ekipa z Mediolanu prowadziła dwa do zera, po golach Leao i Tonaliego. Zwłaszcza Włoch rozgrywał bardzo dobre spotkanie, dodatkowo wcześniej asystując przy bramce Portugalczyka. Kolejne gole wydawały się jedynie kwestią czasu.
Tych jednak już w pierwszej połowie nie oglądaliśmy, ale nawałnica aktualnych mistrzów Italii ani na chwilę nie ustępowała. Debiutujący Ochoa dwoił się i troił, żeby gospodarze nie schodzili na przerwę z bagażem czterech lub pięciu goli. Milan był wysoce nieskuteczny, ale mimo tego Salernitana nie wykazywała chęci do odrabiania strat. Druga połowa musiała być zupełnie inna, jeśli drużyna z Salerno myślała o chociażby punkcie w pierwszym spotkaniu „rundy wiosennej” Serie A.
Milan na własne życzenie zafundował sobie nerwową końcówkę
Widać było, że zawodnicy Pioliego czują dużą swobodę na boisku, co jednak było umożliwiane przez piłkarzy Salerny. Ci pozostawiali rywalom bardzo dużo miejsca, zarówno w środku pola, jak i na skrzydłach. Milan nie musiał ograniczać się do ataków pozycyjnych i mógł korzystać z szybkości swoich zawodników. Dwubramkowa przewaga sprawiała jednak, że w ich grze momentami było sporo nonszalancji. Rossoneri tworzyli sobie okazje, ale nie umieli ich wykańczać. Zwłaszcza Oliver Giroud miał spore problemy z trafieniem w światło bramki. Kiedy jednak w końcu Tomori umieścił piłkę w siatce, to gol został anulowany przez pozycję spaloną Brahima Diaza. Nie było dane Milanowi podwyższyć wyniku.
Mimo tak ogromnej przewagi przez niemal cały mecz Milanowi nie udało się uniknąć nerwowej końcówki. W 83. minucie Salernitana zdobyła gola kontaktowego i wyraźnie coś drgnęło w ekipie gospodarzy. Ostatnie minuty to już gra od bramki do bramki. Milan chciał nadal podwyższyć prowadzenie, a drużyna Davide Nicoli wciąż wierzył w doprowadzenie do remisu. Należy jednak przyznać, że ogromny udział miał w tym Ochoa. Meksykanin zaliczył kilka wyśmienitych interwencji, dzięki czemu Salernitana mogła w ogóle marzyć o remisie. Ostatecznie to się nie udało, a Milan mimo nerwów w ostatnich minutach wraca do Mediolaniu z trzema punktami.