Zaległe spotkanie Wisły Płock z Cracovią miało duże znaczenie dla obu stron. Pasy liczyły, że dopiszą trzy punkty i ponownie włączą się do pościgu za liderującym Górnikiem. Wisła natomiast, przy ewentualnym zwycięstwie, mogła wrócić na pierwsze miejsce w tabeli. Oba zespoły zdawały sobie sprawę z wagi rywalizacji, a trenerzy pozostali wierni swoim założeniom, stawiając przede wszystkim na szczelną i dobrze zorganizowaną defensywę.
Przewaga gości, ale bez konkretów
Cracovia od początku narzuciła wysokie tempo. Ajdin Hasić kilkukrotnie pokazał świetny przegląd pola, jednak za każdym razem czegoś brakowało, by stworzyć realne zagrożenie. Raz pojedynek przegrywał Filip Stojinković, innym razem Minchev blokował strzał oddawany przez Maigarda. Trudno więc powiedzieć, by Pasy wypracowały w pierwszej połowie choć jedną naprawdę groźną sytuację.
Wisła skupiła się na grze bez piłki. Owszem, próbowała sporadycznych kontr, ale poza jednym wejściem w pole karne – zakończonym dobrą interwencją Traoré – nie była w stanie zrobić wiele więcej. Jak to w tym sezonie Ekstraklasy, Iban Salvador próbował wymuszać gwizdki, lecz tym razem sędzia zachowywał większą czujność. Trzeba jednak oddać gospodarzom, że jeśli ktoś stworzył w tej części meczu groźniejszą okazję (choć zasadniczo jedną), to właśnie oni. Ogólnie ofensywnie oba zespoły wyglądały słabo.
Ofensywne przebudzenie
Po przerwie gra nabrała tempa, a oba zespoły poczuły się pewniej w ofensywie. Defensywy nie były już tak szczelne, a Cracovia przejęła inicjatywę. Najpierw po szybkim kontrataku goście trafili do siatki, lecz Stojinković znajdował się na spalonym. Minchev spróbował szczęścia strzałem z dystansu, ale i tym razem czujnie interweniował bramkarz Wisły. Gospodarze też mieli swój moment – po niezłej główce Kamińskiego Madejski pewnie złapał piłkę.
Czas mijał, a mecz coraz bardziej przypominał „do pierwszego gola”. Obie drużyny czekały na przełom, który jednak nie nadchodził. Kibice na stadionie marzli nie tylko z powodu temperatury, ale również przez ofensywną niemoc obu ekip. Mimo wysiłków żadna ze stron nie potrafiła przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść.
