Gdybyśmy mieli opisać jednym słowem postawę Bayernu Monachium w ostatnich tygodniach, postawilibyśmy na „męczarnie”. Bawarczycy niezależnie od wyników, męczyli się z kolejnymi rywalami, nie potrafiąc porwać swoich kibiców efektowną grą. Thomas Tuchel zapłacił za to posadę, jednak w tygodniu mógł świętować cenne zwycięstwo nad Lazio Rzym. W meczu z Mainz piłkarze z Monachium nie mieli na sobie większej presji. Walka o tytuł mistrzowski jest już przecież praktycznie przegrana, dodatkowo można spokojnie czekać na losowanie ćwierćfinałów Champions League. Pozostało jedynie przypomnieć sobie o dobrej grze w piłkę… Maszyna Bayernu zbyt długo jechała na niskim biegu.
Bayern jak na treningu strzeleckim
Mecz przeciwko Mainz szybko zmienił się w festiwal strzelecki. Spora w tym zasługa gości, którzy nie zamierzali ograniczać się do destrukcji i wybijania Bayernu z rytmu. Problem w tym, że strzelecka impotencja Bawarczyków musiała pewnego dnia się zakończyć. Ten dzień nastąpił dzisiaj. W 13. minucie Harry Kane wykończył podanie Jamala Musiali, którzy wykorzystał dogranie Thomasa Müllera i błąd Robina Zentnera. 7 minut później Bawarczycy zaskoczyli rywala szybkim wznowieniem gry, a Leon Goretzka dobił uderzenie Harry’ego Kane’a. Goście z Mainz zdołali co prawda zaskoczyć Manuela Neuera uderzeniem z rzutu wolnego, jednak gol Nadiema Amiriego jeszcze bardziej zmotywował gospodarzy. W doliczonym czasie gry Kane dołożył drugiego gola, korzystając ze znakomitego podania Goretzki. To był ten Bayern Monachium, którym można się było zachwycać. Zdecydowany, pewny swoich wysokich umiejętności, zaangażowany w mecz. 2.62 xG w pierwszej połowie, olbrzymia dominacja, efektowność i efektywność zagrań.
Maszyna Bayernu zmieliła rywali
Po zmianie stron wynik podwyższył Thomas Müller, który z bliska wykończył dogranie Musiali. Asystent niedługo później sam dorzucił swoje trafienie, a w 66. minucie było już 6:1. Po kontuzji powrócił Serge Gnabry, który przepięknym uderzeniem piętą pokonał Zentnera. Bayern się bawił, zachwycał, ośmieszał swojego rywala. Nie ukrywam — tęskniłem za tak bajeczną ofensywą monachijskiej drużyny. Do pełni szczęścia brakowało już tylko hat-tricka Kane’a, co ziściło się w 70. minucie. W końcówce wynik ustalił jeszcze Goretzka, wieńcząc swój znakomity występ. Bądźmy realistami, przewaga Bawarczyków była tak gigantyczna, że Bayern Monachium mógł spokojnie dobić do 10 strzelonych goli. Tak na marginesie, na 9 kolejek przed końcem sezony, Harry Kane ma już 30 trafień. Jeśli Bawarczycy utrzymają taką formę, rekord Roberta Lewandowskiego powinien być w zasięgu Anglika.