Pep Guardiola i Thomas Tuchel mierzyli się w przeszłości dziesięciokrotnie. Więcej zwycięstw zaliczył Hiszpan, ale ten najważniejszy pojedynek — podczas finału Ligi Mistrzów w 2021 roku padł łupem Niemca. Dziś dwaj starzy znajomi dopisali kolejny rozdział rywalizacji. Złośliwy los zestawił dwóch faworytów Champions League już na poziomie ćwierćfinału, a jeden z gigantów — Manchester City lub Bayern Monachium miał pożegnać się po tym dwumeczu z rywalizacją o wymarzone trofeum.
Pomysł Guardioli i zalążek pomysłu Tuchela
Tuchel zaskoczył jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, sadzając na ławce rezerwowych Thomasa Müllera. Na środku ataku ponownie szansę dostał Serge Gnabry, który w tej roli po prostu wygląda słabo. Guardiola zaufał sprawdzonej jedenastce, co pokazywało różnicę między trenerami. City jest wieloletnim projektem Hiszpana, obecny Bayern jest dziełem Juliana Nagelsmanna, w którym Tuchel szuka własnych rozwiązań.
W pierwszej połowie, po krótkim okresie badania ze strony obu stron, przewagę zyskali gospodarze. Bayern cierpliwie czekał na błędy rywala, ale Manchester City to nie Borussia Dortmund — nie rozdaje łatwych prezentów. Ba! To Yann Sommer był bliski sprawienia podarunku, gdy niewiele brakowało, by stracił futbolówkę, będąc na linii bramkowej. W grze Bawarczyków kompletnie nie funkcjonowały boki obrony — Davies oraz Pavard praktycznie byli wyłączeni z gry. Bayernmieli problem z kreowaniem akcji, a dodatkowo został zraniony efektownym uderzeniem z dystansu Rodriego.
Im dłużej trwał mecz, tym przewaga City była większa
Paradoksalnie, obserwując przebieg spotkania, do pewnego momentu można było kręcić nosem na grę Erlinga Haalanda. City pokazywało jednak, że mają wielu zawodników potrafiących robić różnicę, a przede wszystkim doskonale wyglądają jako zespół. Manchester miał korzystny wynik, a Bayern musiał szukać wyrównania. Brakowało im jednak konkretów, więc gospodarze postanowili poszukać zamknięcia rywalizacji. Pomógł w tym Dayot Upamecano, którego niepewność wykorzystali Haaland z Bernardo Silvą. Ten drugi podwyższył w 70. minucie na 2:0.
Bawarczycy stracili wiarę, a City po chwili dołożyło trzeciego gola, autorstwa Haalanda. Co więcej, Manchester miał wielki apetyt na kolejne trafienia, przed którymi ratował ich jedynie Yann Sommer. Tak słabego i bezradnego Bayernu nie wiedzieliśmy od dawna. Logika zatrudnienia Thomasa Tuchela będzie teraz zapewne głównym tematem niemieckich mediów, ale faktem jest, że City dało Bayernowi lekcję futbolu. Temu samemu Bayernowi, który wcześniej w tej edycji Ligi Mistrzów nie stracił nawet jednego punktu…