Tak odważnie i ofensywnie grającej reprezentacji Polski w Lidze Narodów, jak w tej edycji jeszcze nie widzieliśmy. Kadra Michała Probierza pozostawiła po sobie niezłe wrażenie w niektórych fragmentach, ale finalnie po raz pierwszy w historii spadła do dywizji B. Selekcjoner zerwał z łatką drużyny defensywnej i bojaźliwej, natomiast w tym przypadku lepsze okazało się wrogiem dobrego.
Stabilizacja w niestabilności
W ostatnich latach Polska była jedną z najbardziej niestabilnych reprezentacji, biorąc pod uwagę, jak często dochodziło do zmiany selekcjonerów. W tej niestabilności byliśmy jednak zadziwiająco powtarzalni. Od 2016 roku braliśmy udział w każdym wielkim turnieju (Mistrzostwa Świata i Europy) oraz utrzymywaliśmy się w najwyższej dywizji Ligi Narodów przez kolejne cztery edycje. Takim osiągnięciem mogły pochwalić się tylko najlepsze reprezentacje w Europie (i to też nie wszystkie) – Francja, Niemcy, Chorwacja, Portugalia, Hiszpania, Belgia i Szwajcaria.
Reprezentacja Polski zawdzięczała utrzymywanie się wśród europejskiej czołówki najczęściej skuteczną grą w defensywie. Wyjątkiem była era Paulo Sousy, który chciał zmienić mentalność i nastawienie reprezentacji Polski na bardziej ofensywne. Jerzy Brzęczek i Czesław Michniewicz byli selekcjonerami na „nie”. Wpajali opinii publicznej, że się nie da. Sugerowali, że nie mają piłkarzy do ofensywnej i widowiskowej gry. Przekonywali, że defensywne nastawienie i gra z kontrataku jest w naszym DNA. Budowali poczucie oblężonej twierdzy. Mimo że broniły ich wyniki, kibice i dziennikarze ciągle żyli w przekonaniu, że stać nas na więcej. Że nie musimy podchodzić z tak dużym respektem do czołowych reprezentacji. Że takie – a nawet lepsze – wyniki możemy osiągać w ładniejszym dla oka stylu, z nastawieniem na posiadanie piłki. Czekaliśmy na kogoś, który zbuduje piłkarzy i przekona ich, że się da.
Michał Probierz chce grać ofensywnie
Fernando Santos nie okazał się zbawicielem, a jedynie pociągnął kadrę w dół. Gdy drużynę narodową przejmował Michał Probierz, jego charakterystyka jako trenera sugerowała, że znów zatrudniamy polskiego selekcjonera z bardzo podobnymi cechami do jego poprzedników. 52-latek podszedł do swojej życiowej szansy w inny sposób, niż się spodziewaliśmy. Trener kojarzony z podejściem defensywnym zmienił swoje nastawienie o niemal 180 stopni. Przesunął wajchę w stronę ofensywy. Na początku zyskał tym aprobatę opinii publicznej, ale gdy wyniki przestały się zgadzać, coraz więcej osób zaczęło kwestionować aż tak ofensywne podejście reprezentacji, co szczególnie nasiliło się po ostatnim blamażu z Portugalią (1:5). Michał Probierz, zgodnie ze swoim charakterem, na przekór wszystkim, jeszcze mocniej zaburzył proporcje pomiędzy ofensywą a defensywą.
Na mecz ze Szkocją, w którym aby przedłużyć nadzieję na utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów poprzez baraż wystarczał nam remis selekcjoner zestawił skład ultra-ofensywnie. Gdyby dziesięciu zawodników z pola podzielić na „bardziej ofensywnych” i „bardziej defensywnych” to do tej drugiej grupy zaliczylibyśmy tylko środkowych obrońców – Walukiewicza, Piątkowskiego i Kiwiora. Po raz kolejny Michał Probierz zastosował wariant bez nominalnego defensywnego pomocnika, ponieważ na „6-tce” w wyjściowym składzie wyszedł Jakub Moder. Na wahadłach – już standardowo – mieliśmy piłkarzy, którzy prędzej mogliby zagrać na skrzydle niż na boku obrony. Z przodu tym razem selekcjoner ustawił dwóch nominalnych napastników (Świderski i Buksa), a nie, jak wcześniej, zastosował wariant z podwieszoną „9-tką” w postaci Kacpra Urbańskiego lub Mateusza Bogusza.
Dwie skrajności
Poza pozycją defensywnego pomocnika we wczorajszym meczu tak ofensywny skład wystawiany przez Michała Probierza jest zrozumiały (ale to już temat na osobny tekst). W reprezentacji wreszcie mamy więcej zawodników, którzy dobrze czują się przy piłce, są dobrze wyszkoleni technicznie, kreatywni i potrafiący grać kombinacyjnie na małej przestrzeni. Specyfika pracy w reprezentacji nie pozwala na ćwiczenie z kadrą wyrafinowanych schematów w ofensywie, więc trzeba zdać się na jakość indywidualną piłkarzy, osadzając ich w odpowiedniej roli i budując ich pewność siebie. Ten element selekcjonerowi się udał. Oglądając jak wczoraj goniliśmy wynik ze Szkotami, trudno przypomnieć sobie kiedy reprezentacja Polski ostatni raz miała taką łatwość w tworzeniu sytuacji lub wprowadzaniu piłki w pole karne przeciwnika w ataku pozycyjnym. Michał Probierz śmiało może próbować wmawiać narodowi, że utrzymalibyśmy się w dywizji A Ligi Narodów, gdyby nie kontuzja Roberta Lewandowskiego. Bo skutecznego napastnika zabrakło w poniedziałkowy wieczór na Stadionie Narodowym.
Z drugiej strony, trzeba równie daleko sięgać pamięcią, aby przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz reprezentacja Polski broniła tak słabo. Szkoci przy kontratakach mieli autostradę do naszej bramki. Pierwsza połowa na Stadionie Narodowym nie przypominała meczu, w którym obie drużyny broniły się przed spadkiem z dywizji A Ligi Narodów, a futbol podwórkowy, gdzie piłka nieustannie krąży od jednego pola karnego do drugiego.
Wymownie stracony decydujący gol
Michałowi Probierzowi udało się wykreować wizerunek kadry grającej bardzo odważnie i ofensywnie. Wymowny był więc drugi stracony gol, gdy w doliczonym czasie gry pilnowaliśmy remisu, ustawiając się głęboko we własnym polu karnym. Reprezentacja Polski zapłaciła najwyższą możliwą cenę – spadek do niższej dywizji Ligi Narodów – za porzucenie budowanej od roku tożsamości po doprowadzeniu do remisu. Po golu Kamila Piątkowskiego oddaliśmy jeszcze tylko dwa strzały, a ostatni – w 65. minucie. Oczywiście, duży wpływ miało samo nastawienie kadry, która miała korzystny wynik, natomiast trudno nie odnieść wrażenia, że zmiana z 63. minuty ograniczyła nasze możliwości ofensywne. Tymoteusz Puchacz wszedł za Jakuba Kamińskiego, a Nicola Zalewski został przesunięty na prawe wahadło, gdzie był o wiele mniej efektywny niż na lewej stronie.
Ostatnia faza meczu przeciwko Szkotom udowodniła, że reprezentacja Polski wychodzi poza swoją strefę komfortu, gdy musi bronić, gdy musi przesuwać za piłką. Zespół Michała Probierza nie potrafi grać bez piłki jako całość, ale także ma niewielu zawodników, którzy mają odpowiednie nastawienie mentalne do gry w defensywie. To musi się zmienić, ponieważ Liga Narodów pokazała, że wiele reprezentacji jest w stanie zmusić nas do bronienia.