Do Legii trafił latem 2019 roku z portugalskiego Clube Desportivo das Aves. Dla kibiców był niewiadomą – jego wcześniejsze statystyki nie powalały na kolana. Teraz jednak Luquinhas to absolutnie kluczowy piłkarz warszawskiego klubu, a może i nawet najkreatywniejszy zawodnik całej Ekstraklasy.
Legia zamiast Łudogorca
Lucas Lima Linhares – bo tak brzmi pełne nazwisko Brazylijczyka – znalazł się w kręgu zainteresowań legijnych skautów w czasie rundy wiosennej sezonu 2018/19. Luquinhas wywalczył sobie wówczas miejsce w pierwszym składzie Desportivo Aves. Liczbami nie zachwycał, ale zwracał na siebie uwagę swoją techniką (na 100 prób dryblingu aż 75 zakończonych sukcesem wg platformy WyScout) oraz niebanalnym pomysłem na grę. Ofertę za piłkarza złożył także bułgarski Łudogorec Razgrad, ale ostatecznie ten podpisał 3-letni kontrakt z Legią, a kwota transferu opiewać miała na 400 tysięcy euro+bonusy.
Z boku na środek
Z Portugalii przychodził do Legii jako skrzydłowy lubiący ścinać do środka. I właśnie na lewej stronie najczęściej występował. Do czasu. W pewnym momencie trener Aleksandar Vuković zdecydował się przesunąć niewysokiego Luquinhasa na pozycję ofensywnego pomocnika. Był to strzał w dziesiątkę! Od tego czasu „Luqi” wreszcie zaczął strzelać i asystować, czego wcześniej wyraźnie mu brakowało. Ostatecznie sezon zakończył z 5 golami i 9 ostatnimi podaniami na koncie.
Luquinhas nie ma liczb!
To największy zarzut wobec Brazylijczyka. Tylko… czy ma rację bytu? Od słynnego tweeta Krzysztofa Stanowskiego „Luqi” rozegrał 4 mecze, w których zdobył 4 bramki i raz asystował.
Aktualna Legia Czesława Michniewicza jest zespołem, w którym siły w ataku rozkładają się coraz bardziej równomiernie. Swoje w środku pola robi Bartosz Kapustka, wykończyć akcję jak nikt inny potrafi Tomas Pekhart, dośrodkowaniami na nos czaruje Filip Mladenović. Luquinhas jest elementem jednym z wielu, ale przy tym może poszczycić się zdecydowanie najlepszą wizją gry. Nie bez powodu od dawna jest najczęściej faulowanym piłkarzem Ekstraklasy. Ligowi obrońcy nie potrafią znaleźć patentu na zwinnego, niskiego Brazylijczyka i z tego powodu często ratują się faulem.
Gdy w Pucharze Polski Legioniści remisowali po pierwszej połowie z ŁKS-em Łódź, a gra wyraźnie się nie kleiła, trener Michniewicz już w przerwie wpuścił na murawę Luquinhasa. Brazylijczyk w ekspresowym tempie rozruszał kolegów i szybko wyprowadził swój zespół na prowadzenie, a następnie asystował przy dającym zwycięstwo trafieniu Pekharta. Śmiało można powiedzieć, że bez jego wkładu mistrzowie Polski mogliby nie osiągnąć korzystnego rezultatu.
Luquinhas-show
W ostatnim domowym meczu z Wisłą Płock „Luqi” przypomniał o swojej osobie, że to nie jest tylko jazda figurowa z jego strony. Dwukrotnie pokonał Krzysztofa Kamińskiego, do tego wykręcił najlepszy wynik w „InStat Index”.
Oczywiście – aż chciałoby się dodać, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest pierwszy występ jego w wykonaniu, w którym gra pierwsze skrzypce. Do poprawy wciąż ma strzał, a gdyby koledzy jeszcze częściej wykorzystywali jego podania… Ostatnie poczynania Legii sugerują, że z liczbowymi osiągnięciami Luquinhasa może być już tylko lepiej. Zwłaszcza że sam zainteresowany chętniej podejmuje próby uderzeń na bramkę, a cała drużyna gra bardziej ofensywnie.