Po szalonym meczu The Reds podzielili się punktami z Evertonem i derby Liverpoolu zakończyły się wynikiem 2:2. Bramki dla gości zdobyli Mac Allister i Salah. Gola dla gospodarzy strzelił Beto i w samej końcówce spotkania James Tarkowski.
Ognista wymiana ciosów
Pierwszy szok dla gości nastąpił już 11. minucie spotkania. Po kapitalnym rozegraniu rzutu wolnego przez Everton to gospodarze wyszli na prowadzenie. Jarrad Branthwaite do spółki z Beto kompletnie zaskoczyli zdezorientowaną defensywę The Reds. Doskonałe podanie z połowy boiska stopera, idealne wyjście w tempo napastnika i mamy bramkę na 1:0. Oglądanie tak inteligentnie zdobytych bramek to czysta przyjemność.
Na odpowiedź gości nie trzeba było jednak długo czekać. Zaledwie 4 minuty po bramce gospodarzy, Alexis Mac Allister po dośrodkowaniu Mo Salaha dał wyrównanie gościom i na tablicy wyników widniał rezultat 1:1. Obiecujący początek zapowiadał wyśmienite spotkanie.
Jak się można było spodziewać, na Goodison Park nie było mowy o wzajemnym oszczędzaniu się. Derby rządzą się swoimi prawami i zawodnicy obu drużyn nie pozwolili widzom o tym zapomnieć nawet na minutę. Po 45 minutach Michael Oliver rozdał aż 5 żółtych kartek. Bezpośrednie starcia piłkarzy na boisku tylko coraz bardziej napędzały kibiców. Trwało prawdziwe brytyjskie meczycho w starym, dobrym stylu.
Salah nie ma sobie równych
W drugą połowę lepiej weszli gospodarze. W 53. minucie bliski trafienia był Doucoure, ale niecelnie uderzył głową z niewielkiej odległości. Chwilę później dobrą sytuację zmarnował Harrison. W 67. minucie spotkania, po strzale Branthwaitea piłka nawet wpadła do siatki Liverpoolu, ale sędzia liniowy podniósł chorągiewkę. Everton był bliski sprawienia ogromnej niespodzianki i zdecydowanie na to zasługiwał.
Na co jednak starania The Toffees jak w drużynie przeciwnej w piłkę nożną gra Mo Salah? Egipcjanin pierwszą groźną sytuację Liverpoolu w drugiej połowie zwieńczył golem i po raz kolejny wielce przysłużył się drużynie. Na dyspozycje Salaha w tym sezonie po prostu lekarstwa nie ma. Skrzydłowy The Reds z każdym meczem udowadnia, że jest najlepszym zawodnikiem biegającym po angielskich boiskach.
Historyczna końcówka meczu
Gdy wszystko wydawało się być już stracone i zdawało się, że kolejne 3 punkty trafią na konto Liverpoolu, swoją obecność na boisku zaznaczył James Tarkowski. Ostatnim dotknięciem piłki w spotkaniu, gdy zegar przekroczył już czas doliczony, skierował piłkę wprost do bramki Alissona. Goodison Park wybuchło z radości i to nie raz, bo weryfikacja VAR bramki trwała długo i po jej korzystnym dla gospodarzy rezultacie, kibice The Toffees świętowali już bez żadnych zahamowań. Kapitalne spotkanie, zwieńczone historycznym momentem. Dla takich chwil ogląda się piłkę nożną!
Drużynę Moyesa trzeba chwalić za ogromne zaangażowanie i przede wszystkim grę w piłkę. Everton w końcu da się oglądać i zdaje się, że w końcu znaleźli sobie odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu. Z taką grą mogą powalczyć o miejsce w górnej połowie tabeli, co było nie do pomyślenia jeszcze parę miesięcy temu. Zdaje się, że nastają lepsze czasy i kibice The Toffees w końcu mają powody do uśmiechu.
Emocje piłkarzy nie ustąpiły z gwizdkiem sędziego. Już po zakończonym spotkaniu czerwone kartoniki za boiskowe przepychanki otrzymali Curtis Jones i Abdoulaye Doucoure. Czerwień po swoim komentarzu w stronę sędziego otrzymał również Arne Slot. Niesamowicie pikantne były to derby Liverpoolu.