34. kolejka Premier League została rozegrana nietypowo, ponieważ część meczów musiała zostać przesunięta ze względu na rozgrywane w weekend półfinały Pucharu Anglii. Pierwsze mecze tej serii spotkań rozpoczęły się więc już w środku tygodnia, a reszta odbyła się zgodnie z planem w sobotę i niedzielę. W podsumowaniu wzięliśmy na tapet zarówno mecze ligowe, jak i te rozegrane w ramach FA Cup. Zasłużone mistrzostwo Liverpoolu, tendecja spadkowa ofensywy Chelsea, odbudowanie Crystal Palace, zmęczenie Bournemouth i rozwiązany problem przez Guardiolę. To tematy, które poruszamy w podsumowaniu.
Liverpool potwierdził, że nie jest słabym mistrzem Anglii
Liverpool oficjalnie został już nowym mistrzem Anglii. W ostatnich tygodniach pojawiło się sporo głosów, że już dawno nie było tak słabego zwycięzcy Premier League, że The Reds wykorzystali wyjątkowo słaby sezon Manchesteru City oraz fakt, że Arsenal – od kilku lat stale robiący progres – nie utrzymał punktowania na poziomie z poprzednich rozgrywek. Tego typu głosy były podyktowane najświeższymi wydarzeniami, ponieważ w ostatnich tygodniach Liverpool nie grał dobrze. Zasłużenie odpadł z Ligi Mistrzów z PSG w 1/8 finału. Zasłużenie przegrał finał Pucharu Ligi z Newcastle. W lidze zaczął częściej tracić punkty, a kilka zwycięstw przepychał kolanem. W starciu z Tottenhamem, którym przypieczętował mistrzowski tytuł piłkarze Arne Slota przypomnieli jak silny zespół potrafią stworzyć, nawiązując do dyspozycji z wielu miesięcy zanim przyszła zadyszka.
🏆 LIVERPOOL ARE CHAMPIONS! 🏆 pic.twitter.com/FLi2MqaWJD
— Premier League (@premierleague) April 27, 2025
Liverpool przez większość rozgrywek był drużyną, która – poza małymi wyjątkami – tydzień w tydzień prezentowała się na miarę pretendenta do mistrzostwa najsilniejszej ligi na świecie. Mieli zdecydowanie najsilniejszą ofensywę w lidze napędzaną przez Mohameda Salaha będącego w zjawiskowej formie. Stali się też zespołem elastycznym, który w meczach z najsilniejszymi rywalami potrafił zneutralizować atuty przeciwnika. Mieli trenera, który w wielu spotkaniach był w stanie odmienić losy meczu trafionymi zmianami i drobnymi korektami taktycznymi. Ostatnie tygodnie nie były najlepsze, natomiast nie powinny zamazywać obrazu całego sezonu, który był fantastyczny w wykonaniu The Reds.
Ofensywa Chelsea jest uzależniona od Cole’a Palmera
Chelsea odniosła ważne zwycięstwo (1:0 z Evertonem) w kontekście walki o udział w następnej edycji Ligi Mistrzów, ale to nie był przekonujący wystep podopiecznych Enzo Maresci. The Blues w kolejnym spotkaniu zaprezentowali się dość bezbarwnie w ofensywie, nie stwarzając wielu szans. Po pierwszej części sezonu, w której Chelsea w wielu meczach zachwycała łatwością w tworzeniu sytuacji i liczbą strzelanych goli przyszedł okres – trwający już dość długo – w którym drużyna włoskiego szkoleniowca najczęściej męczy swoich kibiców mozolną grą.
Cole Palmer is goalless in his last 17 matches.
— StatMuse FC (@statmusefc) April 26, 2025
1,382 minutes without a goal. pic.twitter.com/4BkoCJIhX2
Rywale zaczęli rozczytywać sposób gry Enzo Mareski, który nastawiał swój zespół na szybkie ataki i zaczęli bronić się niżej, natomiast nieprzypadkowo tendencja spadkowa całego zespołu rozpoczęła się wówczas, gdy pogorszyła się także dyspozycja Cole’a Palmera, lidera ofensywy The Blues od wielu miesięcy. W działaniach w ostatniej tercji boiska zbyt dużo zależało od 22-latka, więc gdy jakość jego zagrań przestała być na topowym poziomie, cała Chelsea w ataku pozycyjnym wygląda jakby nie miała żadnego pomysłu. Skrzydłowi bardzo rzadko potrafią zrobić przewagę indywidualną, wiele spotkań Chelsea musiała grać bez nominalnego napastnika i w efekcie w 2025 roku pod względem liczby goli i jakości kreowanych szans (współczynnik xG) The Blues jest zespołem środka tabeli.
Oliver Glasner potrzebował czasu, aby przebudować zespół
Liverpool był jedynym zespołem, który zdobył trofeum od ostatniego tekstu z serii podsumowania kolejki Premier League, natomiast powody do świętowania mieli także w Crystal Palace. Orły pokonały Aston Villę (3:0) i awansowały do finału Pucharu Anglii. Obecny sezon ligowy jest dla Palace zwyczajny. Zakończą sezon w okolicach środka tabeli, punktują w tempie na czterdzieści kilka „oczek”, natomiast przygoda w FA Cup jest w stanie zamienić rozgrywki 2024/25 w wyjątkowe. Orły po znakomitej końcówce poprzedniego sezonu bardzo słabo rozpoczęły obecne rozgrywki, ale po kilku miesiącach maszyna znowu ruszyła.
🇦🇹🗣️ Oliver Glasner's team talk after Crystal Palace reached the FA Cup final… ❤️💙
— EuroFoot (@eurofootcom) April 27, 2025
"Out there guys, you can't buy. You can have billions of pounds, you can't buy." 👏👏 pic.twitter.com/t0MPQN8wso
Oliver Glasner potrzebował czasu, aby zespół wrócił do gry na najwyższych obrotach. Wszystko dlatego, że latem stracił dwóch kluczowych zawodników – Michaela Olise oraz Joachima Andersena, który odszedł już w trakcie sezonu. Klub nie miał przygotowanych następców, więc szukał ich dopiero na rynku transferowym. Olse zastąpił Ismaila Sarr, natomiast trener musiał przeformatować trochę ofensywę dając więcej odpowiedzialności za kreowanie sytuacji i grę między liniami na Eberechiego Eze, aby wykorzystać atuty Sarra we wbieganiu za linię obrony oraz bliżej bramki rywala. Za Andersena przyszedł z kolei Maxence Lacroix. Francuz dołączył do zespołu już w trakcie sezonu, wcześniej nie grał jako centralny stoper w 3-osobowym bloku obronnym, więc zgranie linii obrony również musiało zająć trochę czasu. Na kluczową fazę sezonu Orły zgłosiły jednak gotowość i są o jedno zwycięstwo od pierwszego Pucharu Anglii w historii klubu.
Bournemouth jest zmęczone całym sezonem Premier League
Kwiecień to okres sezonu, w którym najbardziej zaczyna wychodzić zmęczenie zespołów, które muszą/musiały łączyć grę w rozgrywkach ligowych z europejskimi pucharami. Bournemouth nie było zaangażowane w grę na gruncie międzynarodowym, natomiast w ostatnich spotkaniach widać po zespole Andoniego Iraoli zmęczenie całym sezonem. Nie imponują już taką świeżością i energią jak przez ostatnie miesiące. Sprawiają wrażenie, jakby ich baterie były już na wyczerpaniu. W tym przypadku nie jest to akurat dziwne, ponieważ Wisienki bazują na ogromnej intensywności i w każdy mecz piłkarze wkładają mnóstwo wysiłku.
🚨Bournemouth FAILED to generate any scoring chance after ~60 Minutes.#BOUMUN https://t.co/lZZCGVpKm9 pic.twitter.com/9mehhnN17B
— EPL – Analytics (@DataAnalyticEPL) April 27, 2025
Zmęczenie najbardziej widoczne jest po grze ofensywnej Bournemouth. Zespół, który imponował szybkimi atakami i dynamiką po odzyskaniu piłki, przestał tworzyć zagrożenie pod bramką rywala. W ostatnich trzech meczach strzelili tylko dwa gole. W 34. kolejce Premier League przeciwko Man United ich współczynnik goli oczekiwanych (xG) wyniósł tylko 0,76 xG. Przed tygodniem z Crystal Palace – 0,72 xG. Dla Andoniego Iraoli to sygnał ostrzegawczy: skoro zespołowi nie starczyło paliwa na końcówkę sezonu to awans do europejskich pucharów (który ciągle jest możliwy) może okazać się dla tak grającego Bournemouth słynnym „pocałunkiem śmierci”.
Bournemouth 1:1 Manchester United
Pep Guardiola znalazł sposób, aby skutecznie powstrzymywać kontrataki rywali
Jednym z najważniejszych punktów filozofii Pepa Guardioli jest odpowiednie zabezpieczenie na wypadek straty piłki, gdy przeciwnicy ruszają z kontratakiem. W obecnym sezonie jego Manchester City był jednym z najłatwiejszych zespołów do skontrowania, co w lidze, która coraz mocniej opiera się na fazach przejściowych doprowadziło do najsłabszego sezonu Pepa na Etihad Stadium. Wydawało się, że to problem, na którego rozwiązanie trzeba poczekać do wyleczenia kontuzji Rodriego (transfer Nico Gonzaleza pomógł, ale tylko częściowo) i stąd też zwrot Guardioli w stronę bardziej bezpośredniej gry, w tym sprowadzenie Omara Marmousha i częstsze korzystanie z zawodników szybszych, bardziej dynamicznych (Savinho, Doku, Nunes).
Po marcowej przerwie reprezentacyjnej Pep Guardiola zrobił zwrot w drugą stronę. Zerwał z bezpośrednią grą, a całkowicie nastawił się na cierpliwą grę i kontrolowanie meczu. Do jedenastki wrócili bardziej doświadczeni piłkarze. Na boisku przebywa coraz więcej środkowych pomocników, którzy są odpowiedzialni za piłkę. Manchester City zagęszcza środek pola, gra w spokojnym tempie i w ten sposób w ostatnich meczach udaje im się coraz lepiej bronić się przed kontratakami rywali. W półfinale Pucharu Anglii w pierwszej połowie nie dopuścili Nottingham do żadnego strzału. Niemniej jednak, to nie koniec problemów defensywnych Man City. Gdy zespół Nuno Espirito Santo po zmianie stron zrezygnował z niskiej obrony i liczenia na kontrataki przechodząc na bardziej odważny styl gry to zaczęli tworzyć okazje. Guardiola znalazł sposób na reakcję po stracie piłki, ale jego zespół nadal bez trudu można zaskoczyć innymi środkami niż kontry.
Co jeszcze wydarzyło się w 34. kolejce Premier League?
- Do Southampton i Leicester w tej kolejce dołączyło także Ipswich (po porażce 0:3 z Newcastle), więc poznaliśmy już komplet spadkowiczów. Premier League opuściła cała trójka beniaminków.
- Fulham wyszarpało na wyjeździe zwycięstwo w doliczonym czasie gry ze zdegradowanym już Southampton (2:1) i ciągle ma szansę na awans do Ligi Konferencji, jeśli 8. miejsce to zapewni.
- Inny zespół walczący o LKE, Brighton również wyszarpał wygraną po bramce po 90. minucie. Mewy pokonały West Ham (3:2).
- Wolves wygrało szósty mecz z rzędu pewnie pokonując Leicester (3:0). Przy wszystkich trzech trafieniach udział miał Matheus Cunha (gol i dwie asysty), który tylko podbija wartość przed prawdopodobnym transferem do większego klubu.
- Kolejkę rozpoczęliśmy już we wtorek na Emirates Stadium, gdzie Arsenal po raz trzynasty w tym sezonie Premier League podzielił się punktami. Z Crystal Palace Kanonierzy zremisowali 2:2, a myślami byli już chyba przy meczu z PSG w półfinale Ligi Mistrzów.