Liderujący w tabeli Premier League Liverpool przyjechał na Vitality Stadium z jednym celem. Wygrać i umocnić się na pozycji lidera. Będące w dobrej formie Bournemouth chciało pokrzyżować plany wyżej notowanemu rywalowi. „The Reds” osłabieni brakiem Mohameda Salaha czy Trenta Alexandra Arnolda stali dzisiaj przed trudnym zadaniem.
Usypiająca pierwsza odsłona gry
Gospodarze odważnie weszli w mecz, chcąc od początku stłamsić Liverpool. Goście jednak nie odpuszczali, w rezultacie spotkanie odznaczało się dużą intensywnością. Brakowało jednak sytuacji podbramkowych. W pierwszym kwadransie gry kibice nie obejrzeli ani jednego strzału. W grze Liverpoolu brakowało dzisiaj płynności, co przy dobrej grze defensywnej „Wisienek” skutkowało deficytem okazji do strzelenia gola. „The Reds” próbowali uderzeń z dystansu, jednak żaden z nich nie był w stanie zagrozić bramce strzeżonej przez Neto.
Bournemouth szukało swoich okazji po kontratakach, jednak dobra gra obronna Liverpoolu, uniemożliwiała im stworzenie realnego zagrożenia. Fani angielskiej piłki po pierwszej połowie mogli czuć się zawiedzeni. Spotkanie, które miało być hitem weekendu, jak na razie zawodziło. Obu zespołom brakowało jakości i odpowiedniego rytmu w grze.
Przemiana Liverpoolu po przerwie
Początek drugiej części gry przyniósł zdecydowane ożywienie w grze. Już w 49. minucie Liverpool wyszedł na prowadzenie za sprawą Darwina Núñeza. Piłkę pod pole karne z własnej połowy dostarczył Konate, tam po szybkim rozegraniu futbolówka trafiła do Urugwajczyka, który strzałem po ziemi pokonał Neto. Ekipa Jürgena Kloppa chciała iść za ciosem i dobić rywali kolejnym trafieniem. Niemiec mógł być zadowolony z reakcji drużyny po niemrawej pierwszej połowie.
Liverpool był wyraźnie lepszy w drugiej odsłonie, co przypieczętował drugim golem w 70. minucie. Po kolejnym szybkim przeniesieniu ciężaru gry z własnej połowy i sprawnym rozegraniu piłka trafiła do Diogo Joty, który pewnie wykorzystał sytuację. Dziesięć minut później Portugalczyk dobił gospodarzy, trafiając na 3:0. Jota najpierw skiksował, próbując uderzyć bez przyjęcia, jednak później szybko dopadł do piłki i posłał ją do siatki. Już w doliczonym czasie gry drugie trafienie dołożył Darwin Núñez. Urugwajczyk wbił piłkę do bramki z bliskiej odległości po dograniu Joty. Bournemouth zrobiło dziś za mało, aby poważnie zagrozić dobrze funkcjonującej defensywie rywali.
Liverpool wrócił do gry po 11-dniowej przerwie i potrzebował trochę czasu na złapanie rytmu, co było widać w pierwszej odsłonie. Po przerwie wyglądało to znacznie lepiej, dzięki czemu „The Reds” wywożą z Vitality Stadium trzy punkty i umacniają się na pozycji lidera Premier League. Ekipa Jürgena Kloppa udowodniła dziś, że potrafi efektownie wygrywać bez swoich największych gwiazd.