Trzy z czterech ćwiercfinałów Pucharu Ligi zostały rozegrane wczoraj, a dziś, na deser, organizatorzy zostawili nam starcie pomiędzy Liverpoolem, a West Hamem. Młoty potrafiały już w tym sezonie sprawiać niespodzianki, ale zazwyczaj na własnym stadionie, więc przyjeżdżając na Anfield zdecydowanie więcej argumentów stało po stronie The Reds. Liverpool w ostatni weekend dopiero po raz pierwszy zakończył mecz u siebie bez zwycięstwa w tym sezonie.
Goście byli przewidywalni
Kiedy David Moyes przyjeżdża na stadion ekipy z big six dobrze wiemy, jaką twarz pokaże jego drużyna. Defensywną, bojaźliwą, nastawioną na przesuwanie bez piłki, ograniczenie przestrzeni za plecami linii obrony i frustrowanie rywali. Właśnie w ten sposób wyszli dziś na Liverpool, który robił jednak swoje i nie frustrował się. Obaj menedżerowie trochę zamieszali w składzie. Jurgen Klopp dał odpocząć dwóm podstawowym skrzydłowym – Mohamedowi Salahowi i Luisowi Diazowi. W składzie nie znalazł się żaden nominalny zawodnik grający na tej pozycji, więc system Liverpoolu był bardzo płynny. Darwin Nunez schodził z lewej strony do środka stając się drugim napastnikiem obok Cody’ego Gakpo, a Harvey Elliot dostał dużą swobodę w poruszaniu się, co było dobrą decyzją, ponieważ 20-latek był głównym motorem napędowym zespołu.
Liverpool dominował, regularnie ostrzeliwał bramkę Alphonse’a Areoli (który zastąpil między słupkami Łukasza Fabiańskiego), ale przede wszystkim bardzo dobrze funkcjonował w kontrpressingu nie pozwalając rywalom na kontrataki. Po jednym z szybkich odbiorów zaraz po stracie w wykonaniu Jarella Quansaha piłka trafiła do Szoboszlaia, a ten przypomniał, że ma młotek w nodze popisując się pięknym uderzeniem z dystansu.
Gospodarze nie zwalniali tempa po pierwszej bramce
Nadal kontyunowali grę w sposób, w jaki ją rozpoczęli. Liverpool często korzystał z wbiegnięć pomocników z drugiej linii pomiędzy bocznego, a środkowego obrońcę rywali. Zwykle prawą stroną, natomiast na 2:0 podwyższyli rozgrywając taki schemat na lewym skrzydle i Jones zdobył bramkę. West Ham mimo nastawienia na defensywę nie wyglądał dziś dobrze w grze bez piłki, o czym świadczyła trzecia bramka dla gospodarzy, gdzie Konate przebił się przez środek i zagrał do Gakpo, który strzelił trafił do siatki, a także piąta, gdy Curtis Jones wjechał w pole karne Młotów, jak w masło.
Dla Liverpoolu był to wieczór idealny. Pewnie wygrali, wielu zawodników zaprezentowało się z dobrej strony dając do myślenia Jurgenowi Kloppowi przed spotkaniem z Arsenalem, strzelili aż pięć goli. Jedynym niedosytem pozostanie stracony gol.
Liverpool 5:1 West Ham (28′ Szoboszlai, 56′ 84′ Jones, 71′ Gakpo, 82′ Salah – 77′ Bowen)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej